środa, 26 czerwca 2013

Nie wińmy świata za zmianę, tylko ludzi, którzy go zmienili.

HEATHER EISLEY
od urodzenia w Chicago. wychowanka pary wilków skaczących sobie do gardeł. rocznik '95. senior.
________szkolna orkiestra : skrzypce ________
h i s t o i r e    c a r a c t è r e    a u t r e   •  c o m p o s é s
Pamięć bywa zawodna. Umykają wydarzenia poprzedniego dnia, nieistotne szczegóły. Po latach nie pamiętamy rzeczy, które staraliśmy się uwięzić w świadomości na wieki. Zacierają się twarze dawnych przyjaciół, smaki rodzinnej kuchni stają się nam zupełnie obce. To, co ongiś przywoływało na usta uśmiech, teraz nie jest warte chwili zastanowienia. Spisane pamiętniki pochłonie niszcząca siła czasu.
Istnieją też wspomnienia zgoła odmienne. Obrazy, które majaczą przed oczami niczym uporczywe widmo słońca. Sprawiają ból, zawstydzają, nie chcemy opowiadać ich najbliższym przyjaciołom. Odciskają piętno, wobec którego jest się całkowicie bezsilnym.

*Wolę zaczynać niż wymyślać, lecz zdarzają mi się przejawy inicjatywy. Wizerunek : Felicity Jones 

17 komentarzy:

  1. [Dziękuję za powitanie. My mamy nieco negatywne powiązanie, nie wiem czy odebrałaś już swojego maila. Może w takim razie moglibyśmy wrobić naszych bohaterów w jakiś wspólny szlaban? Tak na początek.]

    Dave

    OdpowiedzUsuń
  2. [Heather ma śliczną buźkę *,* No i witam serdecznie! ;) Jakieś pomysły na powiązanie/wątek może posiadasz?]

    Cleopatra

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Również witam i bardzo dziękuję za podsunięcie pomysłu, jest dobry. :3 Obiecuję niedługo zacząć wątek jak tylko uporam się z paroma sprawami, więc niedługo znowu się odezwę. ]

    Nicholas Sykes

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam Przyjaciółkę! :> Sądzę, że wątek by nam się przydał, jednak podobnie jak ty wolę zaczynać, niż wymyślać, dlatego pisz koniecznie, jeżeli moja propozycja nie przypadnie Ci do gustu. Dzisiaj wyjątkowo postanowiłam się poświęcić! Nie będzie to nic specjalnego, od razu ostrzegam, mianowicie Shareen próbuje za wszelką cenę przekonać Heather do pomocy w schronisku. W tym celu łazi za nią, trajkocze i używa wszelkich środków perswazji, aby osiągnąć zamierzony skutek. Ostatecznie przyszpila koleżankę w stołówce podczas lunchu. I wtedy dzieje się wola niebios...
    A tak już całkowicie poważnie, co ty na to? :)

    p.s Cudowny gif *__*]

    Shareen

    OdpowiedzUsuń
  5. [Powiązania jeszcze do mnie nie dotarły - czekam na nie, bo sam jestem ciekawy, co dla mnie przyszykowano. Zgadzam się na wszystko, co zaproponowałaś. Rozumiem, że ja mam zacząć? Nie mam z tym problemu, ale zawsze wolę się upewnić, bo może być tak, że masz konkretny plan na pierwszy komentarz i chcesz go wcielić w życie. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Mam nadzieję, że może być. ;)]
    David Ainsley nie jest, nie był i – bazując na powszechnej opinii – nie będzie dobrym materiałem na chłopaka. Zdarza mu się zapominać o rocznicach, urodzinach, czy innych ważnych datach, choć najpewniej wcale nie to zaważyło na nieciekawym mniemaniu o nim jako o „drugiej połowie”. Na imprezach często zdarzało mu się wyjść poza pewną granicę przyzwoitości, aczkolwiek nadal hamował się przed zrobieniem czegoś, czego później by żałował. Bo powszechna opinia nie zdawała sobie sprawy, że Davidowi zależało na Michelle w jakimś stopniu, zapewne większym niż sam byłby w stanie się do tego przyznać. Czasem wyciszał paskudny głos sumienia, który przypominał mu o tym za każdym razem, gdy pochylał się nad kolejną panną nie będącą jego dziewczyną by móc szeptać czułe słówka w formie flirtu. Większość osób, która go znała przewracała jedynie oczami dając sobie spokój ze zwracaniem mu uwagi, i tak wiedzieli, że było to bezcelowe. Inaczej sprawa miała się wtedy, gdy do czynienia miał ze znajomymi Michelle. Nie bardzo dziwiło go to, że oni stoją za swoją przyjaciółką murem i uważają go za skończonego dupka, chociaż często miał serdecznie dość ich wścibstwa. Pierwszy raz upierdliwość jednej z obrończyń Harwell zagwarantowała mu odsiadkę w kozie. Z niesmakiem wpatrywał się w zegar wolno odmierzający godziny i stukał ołówkiem w blat stolika. Profesor kilkukrotnie podnosiła na niego wzrok znad czytanej książki, ale głośne westchnienia sugerujące by przestał nie zwróciły uwagi Dave'a. Jego myśli krążyły po zupełnie innej orbicie, a z amoku wyrwał się dopiero wtedy, gdy telefon leżący na nauczycielskim biurku zawibrował zwiastując przyjście smsa, a później dwóch kolejnych. Przejęta kobieta spojrzała na wyświetlacz, na dwójkę uczniów siedzących w ławkach, a później znów na wyświetlacz.
    - Macie nawet nie pisnąć słowem podczas mojej nieobecności, inaczej spędzicie tu każde popołudnie do końca roku – zagroziła im palcem, a następnie wyszła z klasy nerwowo ściskając komórkę.
    Trzy sekundy później Dave odwrócił się w stronę Heather łamiąc zakaz nauczycielki. Nie wyglądał na specjalnie przejętego tym faktem.
    - Po co wtrącasz się w nie swoje sprawy?! - zaczął rozeźlony. - Mam trening za piętnaście minut, a trener zabije mnie jeśli nie zjawię się na kolejnym. Być może ty nie masz swojego życia i dlatego zajmujesz się uprzykrzaniem go innym, ale cholera jasna! - mówiąc to uderzył pięścią w stół i zaklął siarczyście. Po wypadku nie pozwalał sobie na opuszczenie treningów, czym prędzej chciał wrócić do dawnej formy. Nie przewidział jednak, że przyjdzie mu stanąć oko w oko z buntowniczą Heather, z którą głośna awantura doprowadziła ich do tego punktu. Po części rozumiał jej punkt widzenia, ale nie potrafił dla odmiany zrozumieć tego, jak można być tak wścibskim! To nie jej interes, a jego i Michelle, która do tej pory nie wyglądała na wybitnie przejętą jego wybrykami.

    Dave

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio Nicholas miał dużo na głowie wszak szkołę, sprawy rodzinne i rozwój zespołu trochę trudno było pogodzić. Mimo wszystko jakoś radził sobie z rozplanowaniem czasu i ostatecznie wychodziło na to, że potrafił nawet znaleźć chwilę dla siebie. W sumie praca z chłopakami z kapeli raczej go nie męczyła, bo lubił śpiewać i spędzać z nimi czas. Często w czasie prób potrafili śmiać się do łez, by później poważnie zabrać się za piosenkę, której jeszcze nie potrafią dobrze grać. Nicholas był więc – jako założyciel zespołu – zadowolony z tego, że reszcie zależy na tym i chcą się rozwijać. Wychodziło im to, bo coraz większa część Chicago zaczęła słyszeć o młodzieżowej kapeli, co oczywiście wiązało się z większą ilością koncertów. Chłopcy cieszyli się z tego powodu, a to tylko zagrzewało ich do cięższej pracy.
    Był taki niewielki bar gdzieś w mieście, gdzie Bring me the Horizon zagrało jeden ze swoich pierwszych koncertów. Później zostali zaproszeni tam jeszcze kilka razy. Od szefa usłyszeli, że stałym bywalcom lokalu bardzo spodobała się muzyka chłopaków, a i zarobków dzięki nim w tych dniach mieli o wiele więcej niż normalniej. Nie odmówili mężczyźnie ani razu i przynajmniej raz na dwa tygodnie przychodzili tam, żeby pobawić się z innymi. Często zapraszali ludzi na scenę, dawali im mikrofon i kazali śpiewać. Niektórzy próbowali po prostu dalej śpiewać piosenkę, którą grali, a inni to, co im ślina na język przyniosła. Można się było pośmiać, a Nicholas w takich chwilach czuł, że ich muzyka nie tylko jest rozrywką dla ludzi, ale także potrafi sprawić, aby się uśmiechnęli mimo otaczających ich problemów.
    Dzisiaj też mieli tam koncert mając w planach zrobić to samo, co zwykle. Właśnie grali Can you feel my heart?, gdy Nicholas stanął na skraju sceny i obejrzał się po publiczności, która bawiła się z nimi wciąż drąc się do mikrofonu.
    - I'm scared to get close and I hate being alone... - wydobyło się z jego ust.
    W pewnym momencie wypatrzył sobie dziewczynę stojącą naprzeciwko sceny. Wziął i pociągnął ją za rękę na scenę z szerokim uśmiechem, po czym spojrzał na nią.

    Nicholas Sykes
    nie wiedziałam jakiej długości wątki preferujesz

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dziękuję za powitanie! Nie mogę się nie powstrzymać, żeby nie powiedzieć - Heather jest taka śliiiiczna!
    Mam pomysł na wątek. Zakładam, że dziewczyny znają się z widzenia i wiedzą, jak się nazywają.
    W szkolne kółko teatralne otwiera przesłuchania do jakiegoś nowego spektaklu i trzeba rozwiesić plakaty. Ponieważ przez ostatni tydzień nikt się nie zgłosił na chętnego, opiekunowi teatru pozwolono wybrać "ochotników". Wybrał Eisley i Ainsley, bo mu artystycznie pasowało. No i dziewczyny zostają po lekcjach i rozwieszają te plakaty.]
    F. Ainsley

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ale dlaczego on ma być dla niej taki niedobry i bu, obniżać oceny? To sprawiedliwy facet jest! Natomiast ona spokojnie może myśleć, że to robi, choć tak nie będzie, święcie przekonana, że się na nią uwziął zacznie go szantażować, a skończą na piwie albo gdziekolwiek poza szkołą, whatever. Zacznę jutro, bo idę jeść - tak, tak, jestem z tych co w dupie mają niejedzenie po osiemnastej, będę kulą, ale przynajmniej z łatwością sturlam się po schodach]/Bart

    OdpowiedzUsuń
  10. Dave wpatrywał się w Heather wyczekująco, zastanawiając przy tym czy słusznie zrobiłby biorąc „podryw na umięśnione ciało” za komplement. Miał ochotę wstać i wyjść z sali by nie musieć dłużej słuchać jej paplaniny, ale świadomość, że mógłby zostać zawieszony w prawach ucznia skutecznie powstrzymywała go od powzięcia tego kroku. Spokojnie słuchał więc wywodu Einsley na temat tego, jak bardzo zły i niedobry jest pan-wielkie-ego, a gdy skończyła mimowolnie wywrócił oczami. Musiał kilkukrotnie potrzeć skronie palcem wskazującym i kciukiem by uspokoić skołatane nerwy i uporządkować nieco chaotyczne myśli. Najbardziej w tym wszystkim niepokoiła go myśl, że Heather może mieć po części rację... Oczywiście, nie we wszystkim co zdążyła powiedzieć, ale w niektórych kwestiach jego doprawdy zdradliwe sumienie musiało się z nią zgodzić. Oczekiwał nieco więcej lojalności od własnego alarmu moralnego, ale najwyraźniej nawet z tej strony nie mógł uzyskać poparcia.
    - Nie masz pojęcia o czym mówisz, Eisley – odpowiedział szybko i wzruszył ramionami. Doskonale wiedziała o czym mówi, David zaczął się więc zastanawiać, czy aby Michelle niczego jej nie powiedziała, czy aby na nic się nie skarżyła. Zacisnął zęby odwracając się od dziewczyny, a następnie wstał z ławki podchodząc do biurka nauczyciela. Uśmiechnął się pod nosem patrząc wprost na otwartą teczkę profesora, którego telefoniczną rozmowę mogli słyszeć jeszcze chwilę po tym, jak wyszedł z sali. Jeśli Dave się nie mylił, nauczyciel poszedł prosto do dyrektora, chociaż niestety nie udało mu się usłyszeć konkretnego powodu całego tego zamieszania. Najwyraźniej stało się coś na tyle poważnego by w całej szkole nie znaleziono nikogo odpowiedniego do zaopiekowania się dwójką zdeprawowanych nastolatków. Ani Heather, ani David nie wyglądali jednak na zmartwionych, być może dzięki temu uda im się szybciej opuścić uroczy pokoik zwany pieszczotliwie kozą.
    - Masz problemy z angielskim? Bo tu są testy – odezwał się siadając na obrotowym krześle. Nie sądził by Heather pochwalała jego działania, aczkolwiek niezrażony dalej przeglądał papiery leżące na biurku. Udało mu się znaleźć w jednej z szafek tabliczkę czekolady oraz klucze do pracowni multimedialnej. Zatrzymał jedynie pierwszy ze „skarbów” uznając, że nie potrzebuje kluczy by wejść do tamtego pomieszczenia. Upewniwszy się, że niczego więcej godnego uwagi nie znajdzie ponownie oddelegował się do ławki. Podsunął dziewczynie rozpakowaną czekoladę i uśmiechnął się kącikiem ust.
    - Nie jest zatruta, była fabrycznie zapakowana. I nie zarazisz się również ode mnie „nie mieszczącym się w pokoju ego”, czy egoizmem – zaczął nie potrafiąc powstrzymać rozbawienia. - To, moja droga Heather, są cechy wrodzone.

    Dave

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie poszedł dziś do szkoły.
    Miał mieć jakiś test z matmy, ponoć niesamowicie wręcz trudny. Nie bał się, z matematyki był niezły. Ocen nie miał powalających, to fakt, bo sama zdolność i inteligencja nie wystarczają, praca i systematyczność ponoć stanowią większy procent w sukcesie, a do tego Woodowi się nie paliło. Jednakże sądził, że jego umiejętności wystarczą do zaliczenia testu – być może ledwo, ledwo, ale zawsze. A nawet jeśli nie, to zły stopień jest tylko złym stopniem, niczym więcej.
    Nie bał się więc i nie to było powodem jego ucieczki. Nie były to wagary zaplanowane. Kiedy wtłoczył się w nocy do łóżka, ledwo żywy ze zmęczenie, sądził, że nazajutrz do szkoły pójdzie. Myślał tak nawet rano, kiedy stoczył się z pryczy, tym razem ledwo żywy z niewyspania. To wytłumaczyć by można porannym zamroczeniem, ale kiedy wlewał w siebie kawę, żeby siebie jeszcze bardziej dobudzić (zimnym prysznicem już próbował), nadal miał zamiar odwiedzić tę placówkę edukacyjną.
    Nawet wsiadł na motocykl i pojechał do odpowiedniego miejsca. Już-już miał siadać i zmierzać do środka, ale… Ale finalnie tego nie zrobił. Nie mógł, nie potrafił. Rzygać mu się chciało na sam widok, chociaż niedosłownie oczywiście ¬¬– na wymioty mu się nie zbierało, całkiem zdrowy był.
    Więc po prostu pojechał gdzie indziej. Powinien, jak przykładny uczeń na wagarach, kupić tanie wino i żłopać je w parku na przykład, ale on dotarł do warsztatu. Zajmie się pracą, wspaniale.
    Przebrał się w robocze ciuchy. Philip zawsze łaził w ciemnych koszulkach, z pewnością trudno go było sobie w białym stroju wyobrazić. A tutaj niespodzianka, bo znoszony podkoszulek, który nosił w pracy, właśnie takiego koloru był. Właściwie to powinien, bo zazwyczaj był umazany, a i wiek szmatki nie dodawał śnieżnej bieli.
    Założył słuchawki na łeb i pogłośnił muzykę. Złośliwi mawiali, że Wood tak często wkłada słuchawki, bo mu się głowa rozwala, to przynajmniej tym podtrzymuje. Nie przejmował się jednak takimi gadkami.
    Zabrał narzędzia, zabrał lewarek i podszedł do jakiegoś grata. Podniósł go, a potem wsunął się pod maszynę i rozpoczął jakieś tam naprawy. Żyć nie umierać.
    Zajmował się tym i tamtym, i tak mu czas miło upłynął. A potem nagle zauważył Heather. Zdziwił się. Widok dziewczyny w tym miejscu nie był zaskakujący, nie teraz, za pierwszym razem może i tak, ale ostatnio dość często tu zachodziła. Jego zdziwienie było raczej spowodowane czasem. Tak szybko to minęło, już po lekcjach? Hm…
    — Cześć — powiedział, wycierając ręce o tył spodni. — Przyniosłaś mi notatki? — zapytał.
    Pochylił się i z rozrzuconych narzędzi wybrał odpowiedni klucz.
    — Co się tym razem stało? — zapytał, mając już na myśli to, z czym samochodowy warsztat się kojarzy.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Podobno Lily przekonuje Heather, że świat nie jest jednak taki zły. Myślę, że da się coś z tego wykrzesać (:]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  13. [Wątek! Już zaraz teraz koniecznie! ;)]

    Blake

    OdpowiedzUsuń
  14. [Okej. Teraz daję znak życia, żebyś wiedziała, że przyjąłem wiadomość, ale zacznę, kiedy już wrócę ze szkoły. :)]

    OdpowiedzUsuń
  15. Cieszył się, że dziewczyna się nie spłoszyła i nie uciekła im. Rozumiał, kiedy nieśmiali ludzie nie mogli wydusić z siebie żadnego słowa i zwiewali za sceny, ale ostatecznie nie lubił, gdy tak się działo. Przecież nikt nie chciał się z kogoś wyśmiewać, a tylko sprawić, żeby wszyscy jeszcze lepiej się bawili. Z życia trzeba było korzystać, a nie chować się po kątach jak ostatni tchórze i to Nicholas chciał ludziom między innymi przekazać. Dawał im całego siebie. Uśmiechał się do wszystkich. Rozsiewał wokół siebie bardzo pozytywną energię próbując sprawić, że ludzie staną się lepsi i w cieplejszych barwach zaczną postrzegać świat. Dawno już zapomniał o sobie na rzecz innych. Postanowił drzeć się do mikrofonu tak głośno i tak długo dopóki nie usłyszy go każdy człowiek na Ziemi. Miał cel i nawet jeżeli mówili, że to niemożliwe, żeby naprawiać muzyką ludzkie serca to Nicholas mimo wszystko i tak bardzo się starał.
    Posłał jej delikatny uśmiech i znak tego, że jest dobrze pokazał jej oba kciuki. Skakał i wciąż zagrzewał innych do zabawy. Odczuwał zmęczenie, ale tylko głośniej i więcej robił, aby również publiczność pomogła dziewczynie. Jego włosy były całe mokre. Gdyby jego tatuaże były z henny czy czegoś łatwo zmazywalnego to pewnie jego ciało byłoby teraz w kolorowych bohomazach, które wcale nie przypominałyby obrazków czy symboli. Na szczęście jego tatuaże dobrze się trzymały i wcale nie zamierzały zniknąć z jego bladej skóry. Świetnie się bawił, a z jego twarzy ani na chwilę nie schodził szeroki uśmiech. Klaskał, krzyczał... Był sobą, to wszystko.
    Ostatnie brzmienia piosenki powoli zaczynała ucichać. Było coraz ciszej i spokojniej, aż w końcu instrumenty zupełnie przestały grać. Perkusista po raz ostatni uderzył mocno w talerze. Nicholas ukłonił się.
    - Dziękujemy wszystkim za świetną zabawę! - krzyknął – Spożyjcie teraz swoje drinki i pyszne cebulowe obwarzanki od pana Kinsley'a i wracajcie bezpiecznie do swoich domów! Do zobaczenia! Dzię – ku – je my! - zaśmiał się głośno i zszedł ze sceny.
    Był wykończony, ale szczęśliwy. Reszta chłopaków również opuściła miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą było najgłośniej. Wszyscy usiedli przy barze i zamówili coś chłodnego do picia. Wypatrzył gdzieś dziewczynę i zaprosił ją gestem dłoni do tego, aby usiadła przy nich.
    - Dobrze Ci szło – pochwalił ją – Śpiewałaś już kiedyś? Robisz to... Tak w ogóle? - zapytał, po czym upił łyk drinka.

    Nicholas Sykes

    OdpowiedzUsuń
  16. [A dzień dobry, dzień dobry. Szkoda, że bez pomysłu... Gdyby był, to może nawet udałoby mi się zacząć... ;)]
    Tommy Moore

    OdpowiedzUsuń
  17. Tylko prawdziwie artystyczny umysł jest w stanie skojarzyć kogoś, kto od początku szkoły unika wszystkich aktywności uczniowskich z... aktywnościami uczniowskimi właśnie. Frankie w życiu by nie podejrzewała, że ktokolwiek jeszcze o niej pamięta. A jednak opiekun teatru skomunikował się z Duchem Sztuki, który najwyraźniej ją znał. Rzeczony Duch Sztuki podszepnął nauczycielowi, że Ainsley całkiem nieźle rymuje się z Eisley. I stało się coś, co przyprawiło Pchłę o zgrzytanie zębów. Została wyznaczona do rozwieszania plakatów. Całą noc kombinowała, jak zrobić to tak, żeby nie rzucać się w oczy.
    Ludzie, którzy robią coś po lekcjach, zawsze rzucają się w oczy. Dlatego Francesca zwykle ulatniała się równo z dzwonkiem, znikając w tłumie. Była w tym naprawdę dobra. Teraz jednak nie miała takiej możliwości. Musiała po lekcjach przejść każdym korytarzem szkoły, zahaczyć o szatnie i rozwiesić głupie plakaty. Znając jej szczęście, trafi akurat na moment, kiedy szkolne gwiazdy koszykówki będą przebierać się po prysznicu.
    - Wiesz, Caryca Katarzyna byłaby zbyt wulgarna jak na liceum. Nas trzeba uczyć moralności - powiedziała, parodiując nosowy głos szkolnego pedagoga, kobiety dobrze po pięćdziesiątce, która kiedyś była katechetką, ale nikt nie miał serca jej zwolnić. - W sumie nawet Hamlet jest dla nas zbyt wulgar... - urwała, zdając sobie sprawę, że znajomość Szekspira to już za dużo jak na dziewczynę o opinii średnio rozgarniętej. W sumie w samą porę, bo gotowa była posłużyć się pełnym cytatem o Fortunie i tym, co znajduje się między jej udami. Lubiła Hamleta, gość był naprawdę bystry.
    - W zasadzie o czym to? - zapytała i zaklęła cicho. Niby miały do dyspozycji ten fajny pistolet z taśmą klejącą, ale na co on komu, jeśli co chwilę się zacinał. Frankie rozłożyła sprzęt w dwóch ruchach i poprawiła zaciętą zapadkę. Po ośmiu razach robiła to zupełnie automatycznie. Przez co czuła się jeszcze bardziej żałosna.
    Ktoś wyszedł zza zakrętu, a ona tego nie zauważyła, zajęta poprawianiem śrubek i zaczepów urządzenia. Tak bardzo nie spodziewała się spotkania z ciepłym ludzkim ciałem, że pistolet wypadł jej z ręki. Znów będzie musiała naprawiać, przemknęło jej przez myśl. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że wypadałoby spojrzeć na twarz chłopaka, na którego wpadła. Tylko chłopcy mają klatkę piersiową na tej wysokości, co ona twarz. Zadarła lekko głowę i zobaczyła twarz Afroamerykanina. Kiedy się odsunął, nawet nie przepraszając, zauważyła drużynową bluzę. Chłopak zupełnie nie zwrócił uwagi na Pchłę, za to przywitał się krótko z Heather.
    Francesca schyliła się po pistolet na taśmę.
    - Czy bycie popularną to jak noszenie niewygodnych obcasów? - zapytała z czystej ciekawości.

    F. Ainsley

    OdpowiedzUsuń