środa, 26 czerwca 2013

#NeverMindGirl


Blake Emerson Parker
18 ● senior ● #NeverMindGirl

byłaby puchonką ● czułaby się nieźle w cyganerii ● chciałaby spróbować ruskiej wódki żeby życie miało smaczek...

Kiedy Twoja matka daje Ci na piąte urodziny Mały Zestaw Chirurgiczny, wiesz, że dalej będzie już tylko gorzej. Chwilę później okazuje się bowiem, że Twoje DNA niesie z sobą miłość do krwi i wyciągania z poharatanych warg szwów, że jedynym Twoim marzeniem jest ‘osuchać ‘ejca p’eska, a o przyszłości myślisz w kolorach krwistej czerwieni. Gdyby nie to połykanie głosek, matka pewnie nawet zwróciłaby na Ciebie uwagę, ale jest chirurgiem, a tacy w ogóle mają mało czasu, daj jej spokój. No to dajesz, czemu by nie. W dniu swoich siedemnastych urodzin jeszcze za to podziękujesz.
Teraz masz lat osiemnaście, stara dupa. Nadal lubisz brunatną czerwień i operacje chirurgiczne na DVD, ale wiesz też, że nie każdy musi robić to, co jego rodzice. Nigdy nie chciałabyś być transwestytą, choć ojciec w stylu drag queen nadal pozostaje dość istotną częścią Twojego życia. Masz sporą wiedzę z zakresu medycyny i LGBT, potrafisz zacytować parę naprawdę soczystych przekleństw odnoszących się do (byłych) mężów, a Twoja wytrzymałość na sytuacje stresowe zawstydziłaby niejednego młodego żołnierza. Tak, to się nazywa Życie w Stylu Blake.
Bekasz jak świnia, ale nie przy ludziach, chyba, że mówimy o ojcu lub przyjaciołach. Tego pierwszego kochasz, chociaż to gejowski drań, tych drugich masz w ilości tak niewielkiej, że żal zakładać konto na fejsie. W innym życiu byłabyś nieznośna, w tym jesteś słodka jak Garfield i Grumpy Cat w jednym. Zjadasz tony czekolady, popijasz je bezalkoholowym piwem jabłkowym, doprawiasz się zdrowym obiadkiem, bo swoje ciało należy szanować. Do tej pory miałaś trzy razy złamane ręce, raz nogę, raz przesiedziałaś tydzień w szpitalu z podejrzeniem wstrząsu mózgu. Oprócz deskorolki i spadania z dużych wysokości lubisz grę na wszystkim, na czym da się grać, ale broń boże nie na nerwach. Przebywanie ze świrami wychowało Cię na ostoję wszelkich cnót spokoju i wyluzowania, a kiedy życie daje Ci w pysk, wzruszasz ramionami. Oczywiste, że nie jesteś sławna, a w stołówce siadasz z ludźmi z orkiestry, ewentualnie z tymi dziwnymi przybłędami z innych krajów. W dziesiątej klasie obcięłaś się na jeżyka, w jedenastej ktoś zdał sobie sprawę z tego, że masz ojca tańczącego na rurze w Vegas. Podskoczyłaś trzy piętra na Drabinie Niesamowitości, ale jesteś zbyt twarda, żeby stać się Pośmiewiskiem. Jesteś…cóż, sobą?
Lubisz preparować zwłoki żab, masz dwie lewe ręce do sportu i smykałkę do jazzu. Nie robisz niczego na przekór, nie robisz niczego wbrew sobie, nawet szczerość masz zadziwiająco bezprecedensową. Oglądasz za dużo seriali, a głowa boli Cię od siedzenia do późnej nocy przy książkach, nie od bycia cholerą, chociaż zdania w kwestii Twojego charakteru wciąż są podzielone. Po szkole średniej trafisz pewnie do jakiejś szkoły technicznej, byle nigdzie daleko i byle nie za bardzo wyrafinowanej. Twoim celem jest bycie zadowoloną z własnego życia i tego się trzymajmy, niezależnie od wszystkiego.

OOOOCH
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Zakładki tworzyć się będą cały czas - ich celem nie jest bycie ładnymi, ale pomaganie w wątkach.  Chętnie nawiążę większe i mniejsze więzi, przyjaźnie, miłości i antypatie. Enjoy!

29 komentarzy:

  1. [Dzień dobry. Nie mogłam się doczekać Blake, a okazało się, że nawet mnie wyprzedziłaś. Nieźle. Chcę wątek, obojętnie jaki, ale dobry.]

    Dave

    OdpowiedzUsuń
  2. [Fajna jest, myśl nad wątkiem.]

    Abbey

    OdpowiedzUsuń
  3. Głośna, taneczna muzyka, kolorowe neony i światła, zadziwiająco tani alkohol wprost wylewający się z baru. Rozglądając się uważnie miał wrażenie, że po raz pierwszy w życiu Blake zabrała go w normalne – według jego standardów – miejsce. Uśmiechnął się w jej stronę odruchowo, a następnie ruszył w głąb lokalu podśpiewując pod nosem właśnie puszczaną przez DJ'a piosenkę. Barman uśmiechnął się do niego zaczepnie, na co początkowo nie zwrócił uwagi, i postawił przed nim drinka, chociaż niczego nie zamawiał. Gdy okazało się, że ten pochodzi od starszego, brodatego mężczyzny, którego tatuaże z braku miejsca na ciele znajdowały się nawet na twarzy, zrozumiał. Spojrzał na Blake, jakby z pogardą, a następnie pokręcił głową i uśmiechnął się wymuszenie do brodacza dziękując za drinka. Czuł się nieco zażenowany, że wcześniej na to nie wpadł.
    - Nienawidzę cię, Parker – prychnął sącząc Mojito przez kolorową słomkę z palemką. - Jeśli ktoś zapyta to jestem kobietą po zmianie płci, a ty jesteś moją dziewczyną. Także opanuj się z podrywem bo nie żyjemy w wolnym związku.
    Mógł wprawdzie spodziewać się po niej czegoś takiego, lokal dla zwolenników tęczowej flagi nie był jej najdziwniejszym pomysłem. Zdarzało im się lądować w znacznie bardziej zastanawiających miejscach, choć zazwyczaj wieczory zaczynały się dość niepozornie. Tym razem zaczęli w klubie dla homoseksualistów i transwestytów, Dave naprawdę wolał nie myśleć gdzie w takim razie wylądują nad ranem, jeśli los będzie na tyle łaskaw, że pozwoli im go doczekać. Mimo wszystko nie czuł się skrępowany widząc obściskującą się na parkiecie parę gejów, oczywiście dopóki któryś nie zacznie się do niego przystawiać. Uznał w tym momencie, że powinien być znacznie mniej przystojny, gdyż zwraca na siebie za dużo uwagi!
    - Właściwie co to za koncert? - zapytał przekrzykując muzykę. Dopiero gdy skończył drinka zauważył, że Blake siedzi z pustymi rękami, cóż za gentleman, przeszło mu przez myśl. Machnął na barmana by podał jej co tylko by chciała oraz drugie Mojito, gdyż dzięki podejrzanemu mężczyźnie zrozumiał, jak dobry jest to drink. A wracając do koncertu, przyszedł jedynie dlatego, że Blake miała wolny bilet, a on wolny wieczór, co ostatnio nie zdarzało się zbyt często. Każdą chwilę poświęcał na dopracowywanie formy, która od wypadku była niemalże w krytycznym stanie. Być może nękanie własnego ciała katorżniczymi treningami od rana do wieczora nie było najlepszym sposobem na poprawienie kondycji, to jednak Dave nie miał zamiaru rezygnować. Był zbyt zdeterminowany, chciał czym prędzej wrócić na boisko by zaimponować jakiemuś zadufanemu łowcy talentów i otrzymać stypendium. Bo ocenami raczej nie zasłuży.

    Dave

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ja to ją biorę w całości na swoje LGBT ramiona. Słonko drogie, my zrobimy tu coś rzeczywiście niegrzecznego, niemoralnego i nielegalnego, choć w granicach blogowej normy, bo ostatnio to już nie wiem, co było na blogach, a czego nie. Pieprzyć to. Robimy romans, ale żadne mi tam pitu-pitu szlochy po nocach i kiepskie miłostki, tylko romans z prawdziwego zdarzenia.]/Bart(bo reszty imienia nigdy dobrze nie napiszę)

    OdpowiedzUsuń
  5. [Literacko na pewno, w życiu niekoniecznie.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Raju, tego się nie spodziewałam. Ale jestem przeszczęśliwa.
    Frankie nie przyznaje się do brata tylko w szkole. Poza szkołą zdarza im się rozmawiać. A skoro Blake tak dobrze zna Dave'a, to na pewno nie raz była u nich w domu. I na pewno nie raz przy Pchle, która mogła dojść do wniosku, że chociaż raz brat znalazł sobie naprawdę fajna znajomą, którą nie strach trącać nawet za pomocą kija. Co tam Blake myśli o Pchle to już jej sprawa.
    Teraz najciekawsze, na co wpadłam: obie są na tym samym forum o serialach. Od ponad roku dogadują się tak świetnie, że wpisały sobie w opisy "soulmate of...", a teraz doszły do wniosku, że należy się spotkać. Umówiły się w centrum handlowym, obie mają włożyć koszulki z Tyrionem, a Frankie (czyli _aphaniptera) będzie w dodatku trzymała złote jabłuszko. Obie przychodzą w umówione miejsce i... wyobraź sobie ich zdziwienie!]

    Flea

    OdpowiedzUsuń
  7. [Bo ja tak nie lubię pierdolenia, że z tym ciągłym pitu-pitu bym umarła, a potem odżyła jak na zombie przystało. Nie wiem co z tym zombie, nawet nie jestem fanką. Wolę Hannibala albo Dextera, obaj rządzą mym światem. Dobra, co do tego powiązania, rzeczywiście, niech trwa już jakieś pół roku, marzec, te rejony. Przez wakacje mogli sobie trochę odpuścić, bo każde zajęte, szczególnie że Bart zrobił swoje swim away cholera wie gdzie. Początek też nie może być jakimś teatrzykiem spojrzeń z ukrycia, bo to zostawię wszystkim pobożnym cnotliwym laleczkom, które chichrają w kątach, gdy ktoś na nie spojrzy. Tak więc jeśli ich romans miałby rozpocząć się przez Barta to zapewne zwyczajnie wpadła mu w oko, więc droczył się z nią dość otwarcie na lekcji z czego oczywiście wynikła koza, bo on by sobie odpuścić nie mógł czyjegoś udupenia. No, a potem zamiast kozy spotkałoby ją zaproszenie na piwo albo od razu do niego, zależy w jakim był humorze. Jeżeli jednak wolisz, by wszystko rozpoczęło się raczej ze względu na Blake to pozostawiam wolną rękę - spokojnie mogła go uwieść albo chcieć sobie udowodnić, że może mieć kogo tam chce, padło na niego, ale zostało. Tyle, że z tego co rozumiem ona raczej za dziewczynami (tu swoją drogą pojawi się niedługo siostra Barta, lesbijka z krwi i kości), więc wątpię by chciała akurat wyrwać faceta. No, ale może akurat takie ciacho jak Behnert będzie jej słodkim wyjątkiem. Dalej, jakie to może być stadium? Zależy od tego, co my w ogóle chcemy zrobić: czy ograniczyć tę znajomość do seksu w równych odstępach czasowych, dajmy na to co weekend, czy może bardziej na poziomie, znaczy się czasem wyskoczą na piwo albo będzie mu robić jajecznicę, bo lubi. Żadne z nich nie będzie miało obowiązku nic mówić, dochowywać wierności, bo gdzieżby takie ograniczenia. Ja myślę, że to brzmi całkiem nieźle. A teraz możemy skrobnąć coś na zasadzie: hi, bby, wanna come?, na luzie, żadnego szału macicy, ale jak się rozkręci to nie takie szały będą!
    Swoją drogą, poważnie zastanów się nad swoim słownikiem, bo wyczuwam problemy na przyszłość: mewę zobaczyłaś w imieniu mojego Barta?!, toć ja Ci tego nie wybaczę]/Bart

    OdpowiedzUsuń
  8. [... Kocham Cię.
    Zacznę coś jutro, opcjonalnie w piątek lub sobotę, jak się nie wyrobię.]

    Abbey

    OdpowiedzUsuń
  9. [No bardzo dobry :D Złote dziecię prawie.
    Czy ja mam jakiś pomysł? Ja w sumie mogę jakiś mieć, ale już takiego strasznie wysokich lotów nie obiecuję. Kojarzyć się muszą. W końcu Olivier musiał zapamiętać dziewczynę z fryzurą na jeżyka i ojcem w mieście grzechu. W sumie mógłby za Blake jakiś czas temu łazić. Trzy piętra wyżej na Drabinie Niesamowitości to bardzo dużo, Bossert mógłby chcieć wywiadu do gazetki. Aż wreszcie słysząc kolejną odmowę dałby spokój (chyba że Blake by się zgodziła. Wówczas byłby w niebie).
    To tak w ramach wcześniejszej znajomości.
    Jeżeli chodzi o sam wątek - załóżmy, że jakaś uroczystość organizowana jest w szkole. Wzięliby Bosserta na wygłoszenie przemówienia, bo dużo gada, więc dużo czasu zajmie. Na próbie zdarzyłaby się jakaś awaria, a skoro Blake pomaga w miejskim centrum kultury, to i tu by mogła pomóc. Przy okazji tej awarii kopnijmy kogoś prądem, będzie zabawnie.]

    ~Olivier Bossert

    OdpowiedzUsuń
  10. [Mewa. Ja Ci dam mewę, Dickens. Tak, to taka nieudolna próba obrażenia, bo nie mam pojęcia kogo miałoby obrazić Dickens (tak, chodzi o Charlesa, taki ze mnie, no... mało oryginalny człowiek), aczkolwiek gnije pod ziemią, więc przygotuj się, bo i Ciebie to czeka, słoneczko. Ja i tak bym się zgłosiła po wątek i powiązanie. Znów coś z jajem czy tym razem na luziku? Bo ten luzik może się nam nie udać. Bym coś ciekawego zarzuciła, ale nie... tym razem Ty wymyślasz all of it, a ja zacznę grzecznie i będzie gitara. Trzymaj <3, na pocieszenie]/Max i Bart

    OdpowiedzUsuń
  11. [No wiecie, wy wszyscy się go boicie. No, ale co prawda to prawda gdyż Tony to miłych nie należy. Są w podobnym wieku, można to wykorzystać. Czy Blake bywa czasami na hali sportowej w szkole podczas treningów koszykówki?]
    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  12. [Podjarka postacią: mode on. Chandler mi się przypomniał i jego tata w gejowskiej burlesce, hueh. Zróbmy wątek. Michelle wkrótce, wypatruj. :)]

    OdpowiedzUsuń
  13. [No chyba, że znajoma Blake będzie chciała wpaść na gale boksu amatorskiego i tam pozna Tony'ego. Czy coś takiego...]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ja Dextera jadę od ponad tygodnia, zaczęłam dziś czwarty sezon. Jestem oficjalnie zakochana, mimo że to przecież niemożliwe. W każdym razie, ja tam nawet lubię jak jest łzawie, ale to ze względu na wielkie drama, które ma być dramą, a nie pitoleniem, bo to dwie inne sprawy. A tylko dwa razy ktoś mi potrafił dać wątek, kiedy było rzeczywiście smutno i mi się też płakać chciało i w ogóle jakie żale. Kiedyś coś ogarniemy]

    A ostrzegali, że takie rzeczy się zdarzają. Nigdy zresztą Bart nie zaprzeczał, bo gdzieżby, ba!, nawet się spodziewał, że do tego w końcu dojdzie. Przypatrywał się różnym ludziom, w różnych godzinach, strojach, miejscach, obojętnie zresztą. Nigdy jednak nie sądził, że pójdzie tak łatwo. W końcu tyle uczą dzisiejszą młodzież o rozsądku i bezpieczeństwie, a ona poszła z nim jak gdyby nigdy nic. Zaskoczyła go wtedy. Po raz pierwszy, lecz nie ostatni. Zaprowadził ją do siebie, ominęli kanapę z wystającą sprężyną i od razu skierowali się do sypialni, bądź też klitki za sypialnię służącej. Cała ta kasiasta obława nie była mu potrzeba, nigdy szczególnie nie potrzebował forsy, bo okazuje się że można czerpać przyjemności z bardziej przyziemnych spraw, dajmy na to seksu. Ten akurat był nieziemski, kiepski przykład. I miało się zakończyć na jedynym numerku, szybkim pieprzeniu u niego, koniec, basta, wakacje. Tyle, że nastąpił weekend, wpadła znowu, zjedli jajecznicę, dał jej piwo, rozmawiali o nowej książce Kinga, a na koniec znów uprawiali seks, tym razem na podłodze. Podobał mu się taki układ. Nie było narzekania, nie truła mu tyłka o ciągłe spotkania, oboje mieli ochotę i taki rytuał przyjemności sprawiali sobie, gdy naszły ich chęci. Gdyby wiedział, że nielegalny romans będzie mu takim umileniem, już dawno by się na to pisał. Może to jednak zasługa Blake, która wyróżniała się z tłumu na dziesięć kilometrów. Chwała jej za to, bo w innym przypadku mógłby ją zgubić gdzieś w tłumie.
    Po wakacjach spodziewał się powrotu do normalności, starych zwyczajów, jednak zaskoczyła go własna namiętność, a raczej seksualność, która została wystawiona na próbę, gdy się u niego zjawiła. Nie oparł się pokusie, skonsumował ją w całości, raz, drugi, trzeci. A potem następowały te lekcje matematyki, na których albo go ignorowała albo rzucała spojrzenia, które doprowadzały go do szaleństwa. Sam robił zupełnie to samo. Zastanawiał się tylko czy wypada mu się rzucić na nią w środku Sali przy uczniach. Tego dnia jest równie napalony, co poprzedniego, bo nie miał co ze sobą zrobić ani z kim, więc przyszedł tak do szkoły, zupełnie zapominając jaką klasę uczy. A potem widzi Blake i wzdycha ciężko nad swoim losem, bo myśl, że zaraz zacznie go prowokować z jednej strony napawa go radością, a z drugiej wie jak bardzo męczące będzie następne pięćdziesiąt minut. Droczenie leży w ich naturze, powinien przywyknąć. Koniec końców, Parker wcale nie różni się od niego tak bardzo i pewnie to sprawia, że seks jest tak dobry.
    [Daj spokój, ja Ci walnęłam niczym w ilości 403 wyrazów, wybacz mi]/Bart

    OdpowiedzUsuń
  15. [Znam Twój bloggerowy nick :D Widziałam ostatnio kartę Lulu na pewnym blogu, nawet zastanawiałam się czy tam nie dołączyć z męską postacią (z męskimi mierzyłam się tylko trzy razy btw), ale blog chyba wyjątkowo nie dla mnie.
    Niemniej dziękuję za pochwalenie karty i gifa. Myślę, że wątek być musi, ale o tej porze już nie mam na niego pomysłu.

    PS: Jednak nie ma to jak Marion :<]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Wątek? Chcesz wątek? To trzeba coś koniecznie wymyślić. Coś Ci zaświtało w głowie czy chcesz się całkowicie zdać na moją - nazwijmy to - wyobraźnię?]

    OdpowiedzUsuń
  17. [A może uda nam się coś wykombinować z tym: w stołówce siadasz z ludźmi z orkiestry, ewentualnie z tymi dziwnymi przybłędami z innych krajów? Malcolm tak nie lubi Chicago, że z pewnością nie zaliczyłby tego miasta do Stanów, więc można uznać, że pochodzi... z zagranicy.]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Czyli co, Max ma wyjebane na to ich pieprzenie, w zamian za to dostaje akceptacje ze strony Blake i siedza sobie razem na lekcji? To teraz pytanie jak to upiekrzyc. Moze... zanim ona zaczela widywac sie z BARTEM (a nie mewa) to troche ze soba krecily albo przynajmniej mialy jakis accident na imprezie, domówce, cokolwiek, a teraz o tym zbytnio nie gadaja, ale obie wiedza ze cos bylo. Szczególnie po tym malym przyuwazeniu moze sie zrobic dziwnie, ale rzeczywiscie ona nie przywykla do oceniania. Czyli co? Watek w stylu: siedze u brata, brzdakam na gitarze, on siedzi pod prysznicem albo w ogóle nie ma go jeszcze w domu, wiec mozesz poczekac, gadka szmatka i takie tam?]/Max

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ja jestem twarda, Harwell też, nie poddamy się i zaryzykujemy. Zobaczmy, co też Blake może nie odpowiadać w Michelle, która swoją drogą, może być nieźle zazdrosna o BFF od dziecka swojego niesfornego chłopaka. Pomysł na wątek by się przydał. Chyba, że wysyłamy ich do gejowskiej burleski, nie wiem, po co, nie wiem, gdzie, ale z jej ojcem. Jak Vegas i It's Rainin' Man...]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Okoloko, to ja zaczne jak bede w domu. Wtedy sie tez za Barta zabiore. A teraz mi zycz udanych lekcji, nienawidze tego kraju i herbatki o piatej, fuck them all!]/Max

    OdpowiedzUsuń
  21. Dave w milczeniu wpatrywał się w Jeffa nie zdolny przez krótką chwilę do wykonania żadnego ruchu. Obleśny uśmiech mężczyzny sprawiał, że Dave miał ochotę zadźgać Blake wykałaczką wychodzącą z kolorowej parasolki, ale powstrzymał się uznając, że podryw odrażającego homoseksualisty nie jest gorszy od więzienia. Zwłaszcza, że wszyscy wiedzieli co działo się za murami takich przybytków, nie miał zamiaru zostać wspólną żoną więźniów. A za Blake w jakimś stopniu by pewnie tęsknił, gdyby ją zabił to nie mogłaby go odwiedzić by opowiedzieć o aktualnej tabeli wyników drużyn NBA. I jeszcze pewnie z wielu innych powodów odczułby jej brak, ale nie miał zamiaru się teraz nad tym rozwodzić, ani później również nie, gdyż nie potrafił wyobrazić sobie by Blake po prostu nie było. Dlatego właśnie jednak jej nie zadźga.
    - Jestem David, ale kiedyś wołali na mnie Mary – przedstawił się, a następnie nieco przesunął na krześle w stronę Blake. Zauważył, że Jeff niebezpiecznie zmniejsza swój dystans. - To jest Josh... znaczy, już nie, teraz wołamy na niego Blake.
    Przedstawiając Parker pociągnął ją za rękę tak, że znalazła się dokładnie pomiędzy nim, a Jeffem. Korzystając z okazji zajął jej miejsce mając nadzieję, że mężczyzna zrozumie iż Dave wcale nie jest zainteresowany jego podrywami. Na szczęście tak właśnie było, gdyż już po chwili rozmowy z „Joshem” oddalił się w przeciwległy kąt sali, dokładnie w miejsce, w którym stał chłopak uderzająco podobny do Justina Timberlake.
    - To jakiś koszmar. Dlaczego los obdarzył mnie aż taką urodą, że muszę pociągać obie płcie? - zapytał Dave kładąc sobie rękę na czole w teatralnym geście. Następnie westchnął przeciągle i spojrzał na Blake z jawnym zainteresowaniem. - Co mu powiedziałaś, że sobie poszedł, Josh?
    Znał Parker na tyle dobrze, że mógł spodziewać się odpowiedzi w stylu „wmówiłam mu, że jesteś prawiczkiem i sprzedałam twoją cnotę za mapę Amsterdamu i paczkę gum”. Na samą myśl o tym przeszył go dreszcz i uderzyła myśl, że jeśli ma przetrwać to potrzebuje zdecydowanie więcej alkoholu. Tym razem postawił na piwo uznając, że jeśli nie będzie sączył drinków z palemką to może nie zwróci na siebie większej uwagi. Aż żałował, że zrezygnował z przeczucia podpowiadającego by założył koszulkę z napisem lubię cycki. Chociaż miał wrażenie, że to nie odstraszyłoby wielu amantów.
    - Chodź, Parker, będziemy tańczyć – powiedział nagle. Pociągnął ją więc na parkiet nie pozwalając jej tym samym na żadne protesty i wymijając migdalące się pary znalazł trochę miejsca. Muzyka była naprawdę dobra, wręcz idealna do tańca, chociaż po lokalu, w którym przebywa Blake spodziewał się czegoś cięższego. Nadal nie wiedział jednak kto zagra koncert, więc nie powinien rzucać żadnych uwaga na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wieczorne niebo powoli traciło różowawą poświatę, jaką zafundowało zachodzące słońce, przybierając ciemniejsze barwy. Zapadła noc, dzień był ciągle długi i wyjątkowo męczący. Michelle ledwo weszła do domu, zrzucając torbę na pościelone rano łóżko, a już dostała wiadomość, że Dave chce się spotkać. Nie napisał po co, miała przyjść po treningu. Sęk w tym, że nie do końca wiedziała, ile on może potrwać. A telefon leżący zapewne z jego plecaku, zamknięty w szafce, nie dał się słyszeć z szatni na boisku, gdzie intensywnie ćwiczyli do stanowego meczu, jakie ma się wkrótce rozegrać.
    Próbowała wyciągnąć informację od brata, który to przecież też stawia się na treningach mimo wrodzonej niechęci do chłopaka siostry, ale i on zapomniał chyba o całym bożym świecie. I tak za często to on telefonów nie odbierał. Michelle pamięta, jaką awanturę zrobiła mu ich matka, kiedy nie oddzwonił po jej czternastu daremnych próbach połączenia. Młoda Harwell tym razem dała sobie spokój po dwóch.
    Stawiła się więc pod salą gimnastyczną, od drugiej strony, przy wyjściu ewakuacyjnym. Ta strona, z dala od głównych drzwi, oczu nauczycieli i pełna śmietników, była rajem dla palaczy i tych, którzy w godzinach lekcyjnych pragnęli uciec jak najdalej stąd. Chociaż wszyscy wiedzieli, że takie miejsce istnieje, mało kto chodził tutaj w ciągu dnia. Dopiero wieczorami, kiedy sala zapełniała się albo jedną, albo drugą drużyną sportową, chodząc tymi terenami nie napotykało się nikogo, by przypadkiem przy paleniu nie natknąć się na trenerów. Dlatego Michelle nie spodziewała się natrafić tutaj na nikogo. A jednak.
    - Hej - rzuciła do Blake, zanim sama zdała sobie sprawę, jak niezręczna może być ta sytuacja. Co ona tutaj robiła? Głupio byłoby jej zapytać. Zacisnęła mocniej dłoń na rzemyku swojej torebki i wpatrzyła się w ziemię, byleby tylko uniknąć wzroku przyjaciółki Dave'a.
    Nie bała się jej. To prawda, trochę ją przerażała, bo była bardzo, ale to bardzo wyróżniającą się osobą. Ale przywykła do takich ludzi, szczególnie wokół Davida. Jego siostra, matka, przyjaciółka. Czasami myślała, czy i z nią jest coś nie tak, jak powinno być z normalną cheerleaderką. I czy to dobrze, czy też źle dla niej.
    Nie odezwała się już przez najbliższą chwilę, udając, że zainteresował ją jakiś esemes. Klasyka. Na wyświetlaczu telefonu nie było niczyjej wiadomości, jedynie banalna gra w klikanie smutnych minek. Głupie, ale uzależniające. I idealne na takie niekomfortowe momenty.

    [Ale beznadzieja, oł jea.]

    OdpowiedzUsuń
  23. Ciekawe co by w jego głowie znalazła: jeden wielki mętlik, który nie ma początku ani końca? A może odnalazłaby się jakoś w tym wiecznym bełkocie i znalazła odpowiednią drogę? Cóż, wątpliwe, skoro on sam z ledwością przedziera się przez co raz to dziwniejsze sterty niepotrzebnej materii myślowej. W końcu jednak dochodzi do prostego wniosku: to wcale nie jest potrzeby i radzi sobie świetnie jadąc na żywioł, wprost przed siebie. Planowanie nigdy nie szło mu za dobrze, a skutki miało fatalne. Planował zarabiać dużo pieniędzy. Skończył jako nauczyciel, dajcie spokój. Planował się ustatkować, a wylądował jako trzydziestosiedmioletni belfer, który sypia z uczennicą – tu akurat nie żałował i w sumie cieszył się niesamowicie, że nie trafiła mu się po drodze żadna panna idealna, a jeszcze gorzej, panna idealna z łatwością do zaciążenia. A może on jest bezpłodny? Nigdy się na to nie badał, bo nie było takiej potrzeby. Sam nawet nie jest do końca przekonany czy kiedykolwiek będzie chciał mieć dziecko, gdyby tak było pewnie czas najwyższy zabrać się za rozruszanie plemników. Powinien skupić się na matematyce. Pół lekcji spędza na ukradkowych spojrzeniach w stronę Blake, a drugie pół na próbowaniu uniknięcia tego. Cóż za sromotną porażkę ponosi, gdy ta unosi na niego wzrok i już wie o czym myśli. Dokładnie o tym samym. Czy ona rzeczywiście musi uczęszczać na jego zajęcia? Koniec lekcji jest zbawieniem. Jezus Chrystus nie mógł być równie szczęśliwy nauczając jak on był w momencie kończenia tej powinności. Ma ochotę ich wszystkich od razu wyrzucić za drzwi, ale najpierw rąbnąć tego chłopaka, który myśli, że może go tu oskalpować wzrokiem, współczuć przebywania w jego towarzystwie. Też coś. Chyba mu obniży ocenę na półrocze, gnojek. Kiedy w końcu zostają sami, wzdycha ciężko zmarnowany i tyłkiem opiera się o swoje nauczycielskie biurko. Słysząc jej powitanie ma ochotę rzucić w nią czymś ciężkim. Powstrzymuje się ostatkiem sił i uśmiecha się pod nosem, trochę prześmiewczo, bo takie zaczepki zawsze go bawiły. Zapewne wiele mówi to o jego poczuciu humoru, ale jakie to ma znaczenie?
    - Chcesz żeby mnie wyrzucili z pracy? – pyta, przybierając surowy ton, co wcale nie jest łatwe w tym momencie. Bynajmniej, nie ma na myśli jej propozycji, a całą uprzednią godzinę. – Doprowadzisz albo do tego, że będę musiał się sprzedawać, by zapłacić za mieszkanie albo od razu wpędzisz mnie do grobu, dziewczyno.
    Bart

    OdpowiedzUsuń
  24. [Przede wszystkim - chapeau bas za kartę. Jest świetna, Blake mnie kupiła totalnie (a już najbardziej Grumpy Catem <3). Jako że Adam studiował dwa lata medycynę, dopóki nie zaciągnął się do wojska, spokojnie da radę jakiś wątek ogarnąć - może to wyjść w jakiejś rozmowie przypadkiem. Kiedyś w laboratorium po godzinach może natknąć się na Blake robiącą sekcję zwłok żaby i rzuci jakimś zapaleniem retikulum, czy innym trudnym terminem medycznym i zaimponczi jej. Blake może być jedyną z niewielu przyjaznych duszyczek, które lubią jego a nie jego kwadratową szczękę ;3]

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  25. Odczuwa pewną niechęć w związku z mieszkaniem u brata. Nie chodzi wcale o ciągły zapach jajecznicy ani o jego ubrania rozrzucone w każdym pokoju, bo jeśli spojrzeć by na to realistycznie, to ona nigdy po sobie nie sprząta i zostawia wszystko na głowie Barta. Czasem tylko coś ją ruszy, pozmywa, wyrzuci śmieci. W ogólnym rozrachunku wychodzi jednak na domowego lenia, a raczej wyznawcę zasady póki mogę wyjść z mieszkania jest czysto. Kiedyś pewnie tego pożałuje, ale ma nadzieję, że nie dożyje tego okresu. Oby płuca padły zanim dojdzie do trzydziestki, bo dalej mogłoby być kiepsko. Przed tym padnięciem wypadałoby podziękować Bartowi za gościnę, która przedłuża się i przedłuża. Nigdy nie była przecież stałym mieszkaniem – on miał ją tylko przenocować. A wyszło trochę inaczej. Stała się częścią jego życia, dowiedziała się o rzeczach, o których wiedzieć nie musiała i w ogóle niezły mindfuck.
    Przede wszystkim w grę wchodziła wiedza o Blake. Nie spodziewała się wtedy zobaczyć jej w łóżku brata. Teraz już sama nie jest pewna, co zdziwiło ją bardziej – Bart pieprzący uczennicę czy fakt, że ona sama wiele razy myślała o pieprzeniu właśnie tej. Niech to szlag. Wyszła stamtąd, zapaliła fajkę i przesiedziała resztę wieczoru na parapecie. Następnego dnia opierdoliła wszystko i już gdzieś miała ten cały romans, ich schadzki a także swoje chcenia, niechcenia – zniknęły. Eliminowanie niechcianych elementów wychodzi jej od zawsze perfekcyjnie. Z czasem przywykła do częstego gościa i nie raz, nie dwa się zdarzało, że zostawały same. Średnio to na rękę, jeśli chodzi o preferencje towarzyskie Max (czytajmy wszyscy, brak preferencji, a raczej brak towarzystwa), ale lepszy ktoś pokroju Blake, która wydawała się akceptować jej inność niż jakiś burak, mający ciągłe problemy. Nie może narzekać.
    Wytrzymuje pół dnia w ciasnym mieszkaniu, dusząc się nikotyną i spijając bartowe zapasy alkoholu. Nic dziwnego, że co chwila kupować musi nowy, skoro w mieszkaniu ma takiego zatruwacza własnego organizmu. A niech to szlag, jeśli chce to pije, pali, ćpa, a nawet i wstrzykuje brukselkę, niech nikt się nie czepia. Czyta wiersze polskiego poety, który opowiada o tym czego nie wie, a potem gra na basie, a palce znów ledwo wytrzymują tempo. Zdaje sobie sprawę, że jest za chuda i koścista budowa w niczym nie pomaga, ale gdyby tylko mogła przytyć już dawno by to zrobiła. Słyszy pukanie i w pierwszej chwili chce grać dalej, udawać, że albo nie ma jej w domu albo gitara jest zbyt głośna. Kiedy jednak to się nasila, odkłada instrument na bok i z trudem omijając rudego kocura, dobywa klamki i otwiera drzwi.
    - Barta nie ma – informuje na wstępie, ale odsuwa się na bok, by mogła w razie potrzeby, chęci, cholera wie czego, wejść do środka.
    Max

    OdpowiedzUsuń
  26. Coś musiało pójść nie tak. Flea wiedziała to. Zawsze coś szło nie tak. Może dlatego, że była ruda, mała i należała do fanklubu profesor McGonnagal. Jakiś powód musiał istnieć. W końcu rzeczy nie mogły iść źle bez przyczyny. A przynajmniej tak sobie wmawiała.
    W sumie tym razem sprawy nie poszły źle. Tylko... zupełnie nie tak, jak sobie wyobrażała. Co było o tyle zabawne, że nie wyobrażała sobie nikogo konkretnego.
    Wszystko zaczęło się w momencie, gdy seriale okazały się banalnie proste do oglądania. Mogła robić tysiąc innych rzeczy, słuchać aktorów i co jakiś czas zerkać na ekran, żeby jako tako mieć pojęcie o akcji. Niespełna miesiąc później była już bez reszty pochłonięta przez świat seriali. Rozpoznawała aktorów, znała hymn większości fandomów, po cichu kochała się nawet w niektórych bohaterach. Potem odkryła forum, zupełnie przypadkiem. Następne wydarzenia poleciały w zastraszającym tempie aż do tego miejsca, kiedy wszystko zwolniło, a Flea zorientowała się, że stoi przed sklepem z grami rpg, dokładnie naprzeciwko jakiejś cukierni, trzyma w ręku złote jabłuszko, a drugą nerwowo wygładza koszulkę z Tyrionem. Chyba od niego wolała tylko Khala Drogo, ale on zginął w pierwszym tomie. W dodatku w jakiś głupi sposób. I tak miał więcej szczęścia niż krowa z tego serialu na podstawie "Pod Kopułą".
    Podeszła do niej Blake, jedyna znajoma Dave'a, którą Frankie klasyfikowała, jako NP (Naprawdę Porządną). Przez chwilę Pchła myślała, że dziewczyna chce się tylko przywitać. Potem zorientowała się, że Blake też ma na sobie koszulkę z Tyrionem (na szczęście nieco inną).
    W pierwszym odruchu Flea chciała powiedzieć, że tylko trzyma jabłuszko dziewczynie, która przegląda figurki do Warhammera (pewnie kupowała dla chłopaka lub brata, bo zupełnie nie wiedziała, jak się za to zabrać). Potem przyszło jej na myśl, że w sumie nie będzie szoku kulturowego, bo Blake bywała u nich w domu tak często, że miała własny kubek.
    - Myślałam, że będziesz wyższa - powiedziała w końcu Frankie, starając się zrobić minę Bruce'a Willisa czy innego człowieka-skały.
    Odgarnęła włosy za ucho, odsłaniając tym jeden z supernaturalowych kolczyków (łopata i pieczęć przeciwko opętaniu) i uśmiechnęła się szeroko. W końcu właśnie spotkała swoją soulmate.

    Flea

    OdpowiedzUsuń
  27. Chciałoby się powiedzieć, że kiedy miał osiemnaście lat to już wszystko wiedział i do tej pory nic się nie zmieniło, ale wtedy niezły był z niego szczeniak. Z ledwością załapał się na studia, pieprzył co popadnie i jeszcze nie umiał zrobić tej cholernej jajecznicy. Źle z nim było, własna opinia dopiero się kształtowała i niknął w ludzkiej breji, kompletnie się nie wyróżniając. Dopiero z czasem, z wiekiem, jak wino udało mu się osiągnąć stan pełnego zadowolenia. A do niego przecież dążył od zawsze jak na prawdziwego hedonistę przystało. Jeżeli z Blake będzie tak samo to brak planów, odłożenie ich na bok i odrobina szaleństwa dobrze jej zrobi. Ba!, w przyszłości wyrośnie na żeńską wersję Barta. Znaczy się, jeśli uznajemy to za pozytyw i jest się z czego cieszyć.
    Komentarz dziewczyny na temat wieku komentuje milczeniem, mierząc ją jednak uważnie wzrokiem. Udawanie groźnego, w tym nie ma sobie równych, szczególnie gdy zza zmarszczonych brwi i ust zaciśniętych w cienką linię, wydobywa się niepohamowany uśmiech.
    - Niby komplement, a brzmi jak przytyka do wieku – prycha pod nosem, zakładając ręce na piersi.
    Kręci z niedowierzaniem głową, bo w sumie wcale mu nie przeszkadza, że za kilka lat stuknie mu czterdziestka. Jasne, miło by było nigdy się nie zestarzeć, ale nikt nie narzeka, on sam nie ma problemów z żadnym sprzętem, perfecto! Płuca może trochę szwankują, ale od kiedy te działały prawidłowo? Jak się pali tyle czasu i w takich ilościach to się cudów spodziewać nie można i Bart zdaje sobie z tego sprawę od kiedy skończył siedemnaście lat i poważnie popalał paczkę Lucky Strike’ów dziennie. Z czasem ilość tylko się zwiększyła, podpada pod chore uzależnienie, ale to drapanie w gardle to cholerna przyjemność.
    - Spokojnie, dam Ci zniżkę dla stałego klienta – mówi, przy ostatnim słowie lekko się zacinając, bo powoli dociera do niego jej gierka. Rzeczywiście paskudna żmija. Rozgląda się na bok, ale z korytarza nie dobiegają żadne dźwięki, a drzwi są zamknięte, w porządku. Powoli wstaje i podchodzi do niej, zaczepnie łapiąc palcami za wystający materiał stanika. Cmoka z dezaprobatą skierowaną z pewnością w stronę jej bielizny, bo wolałby by tej zwyczajnie nie było. Pochyla się do przodu by sięgnąć jej ucha i owiewając je gorącym oddechem, szepce:
    - Pewna męska dziwka bardzo chciałaby teraz zarobić – rzuca, by w końcu zamknąć jej płatek między ustami. On przecież też doskonale potrafi grać żmiję, a w sumie, chyba nawet nie musi grać.
    Bart

    OdpowiedzUsuń
  28. "Czekasz na brata?"
    Jej wzrok, do tej pory pochłaniający skrawek ziemi, jakby był co najmniej tekstem genialnej książki, którą czyta po raz pierwszy, uniósł się lekko ku górze. Słowa Blake dochodziły do niej po chwili. Musiała mocno zastanowić się, czy nie zrozumiała opacznie jej słów.
    Michelle nigdy nie czekała na brata po treningu. Nigdy nie wracali do domu razem. Może kiedyś, gdy byli bliżej, takie sytuacje się zdarzały. Teraz, kiedy ona zadawała się z jego największym rywalem z drużyny, a on podrywał każdą z jej koleżanek, nie dało się utrzymać ścisłych relacji. Mijali się na korytarzu w domu, przechodząc obojętnie obok siebie i nawet nie pytając, czy wybierają się razem do szkoły. To było z góry wiadome i jasne - ona jedzie piętnaście minut wcześniej niż on, chociaż mogli skorzystać z samochodu rodziców.
    - Nie, nie czekam na Travisa - odpowiedziała po chwili, cichym i załamującym się głosem, jakby przez zbyt długi czas milczała, po czym nie mogła zmierzyć się z wypowiedzeniem prostych słów.
    Oparła się plecami o ogrodzenie. Widziała tylko kątem oka co chwila unoszony ku górze papieros, którego rozżarzony czubek zostawiał lekka poświatę przy ruchu dłonią.
    Często zastanawiała się, co robiła nie tak. Czy naprawdę była jakąś paskudną osobowością, która nie mogła odnaleźć się w towarzystwie własnego chłopaka. Próbowała wmawiać sobie, że wręcz przeciwnie. Że to on był bardziej zamknięty i ostry wobec ludzi, a ona wprowadzała w tym skomplikowanym związku równowagę. Jednak kiedy widziała spojrzenia Blake czy Francesci, miała ochotę schować się pod ziemią. Nie mogła nawet zdefiniować, co one oznaczają. Nienawiść? Ale za co?
    Michelle i jej przyjęta tolerancja każdej osoby, jaką napotka, byleby nie sprawiała jej problemów, bywała czasami mocno rozchwiana takimi przemyśleniami.
    Tymczasem minuty leciały. Wolno, ale leciały. Od czasu do czasu znajdywała siłę, by spojrzeć na wypalany już papieros Blake, na jej buty, ale unikała spojrzeń. Jakby się bała. Ale z drugiej strony, sama bała się, że wyjdzie na tchórza.
    Przełknęła mocno ślinę, jakby chciała się pozbyć niedorzecznych myśli i tego całego poczucia zakłopotania. Wibrujący telefon w kieszeni był zbawieniem. Wyciągnęła go i wzór na odblokowanie ekranu wpisywała o wiele wolniej, niż za zwyczaj.
    Będę parę minut później, przeciąga się
    Uśmiechnęła się pod nosem, ale tylko na krótko. Cieszyło ją, że do niej napisał. To była całkiem normalna rzecz, ale mógł ją olać.
    W tym samym momencie zauważyła, że i Blake wyciąga telefon.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Czuję, że Blake i Victor naprawdę mogliby się zakumplować. Już od początków szkoły, hm? Bardzo by mnie to cieszyło. Usadzilibyśmy ich razem sobie w jakimś pomieszczeniu, z ruską wódą na stole i dostaliby odpału, żeby zrobić coś głupiego. Oł jea.]

    Victor

    OdpowiedzUsuń