wtorek, 25 czerwca 2013

wszyscy kiedyś zginiemy, więc po co mam wymyślać sensowny tytuł?

Abigail Jackson, Chicago, trzynasty września, junior
metryczka, informacje dodatkowe, album, powiązania

Ogólnie to Abbey jest Kanadyjką. Ojciec był z Kanady, matka była z Kanady, starszy brat też był z Kanady. Tylko ona w Stanach się urodziła, wychowała zresztą też — bo najpierw rodzice (którzy w Chicago zjawili się z powodu widzimisię ich żeńskiej połówki, która stwierdziła, że wypada zobaczyć, co się u sąsiadów dzieje; wybór miasta to akurat jest sprawką ich czternastoletniego wówczas syna) bali się z dzieciakiem podróżować, potem zaczęła mówić, czym wszyscy się zachwycali, a jeszcze później okazało się, że skoro oni tak się z tym całym powrotem grzebali, to ich wesoła rodzinka sama do nich przyjechała (albo przynajmniej jej część, bo ciężarna ciotka Marion zwyczajnie nie mogła i pociągnęła za sobą męża, dwójkę dzieci, szwagra, jego żonę oraz siostrę, owdowiałą matkę i złote rybki). Tak czy inaczej, bycie Kanadyjką w większym czy mniejszym stopniu do czegoś zobowiązuje. Na przykład do bycia miłym. Miłym, uczynnym i uczciwym najlepiej (zasady nie obowiązują tylko Logana, Logan to osobny byt w ogóle jest, nie można go mierzyć miarą Kanadyjczyka). Z drugiej strony, jej ojciec nie miał nic wspólnego z byciem drwalem, ogólnie to nawet łosi nie lubił, a hokejem gardził (toteż kiedy jego syn stwierdził kiedyś, że chce zapisać się do szkolnej drużyny, jakoś tak wyszło, że się trochę wkurzył... ale potem i tak przepraszali się nawzajem, wiec chyba nie ma problemu). Abigail była w Toronto, skąd pochodzą jej rodzice, jedynie pięć razy w życiu, w dodatku głównie po to, żeby poznać nowego członka rodziny (albo pochować starego), ale nawet jej styl mowy jest... mało amerykański. Na końcu co trzeciego zdania dodaje "eh", a niektóre słowa przywiezione z rodzimej ziemi stosuje zamiennie z tutejszymi, no bo tak. Żeby ludzi irytować chyba, nie do końca świadomie. W każdym razie. Abbey lubi ludzi, a przynajmniej połowa znanych jej ludzi lubi Abbey (albo przynajmniej nie ma jej nic do zarzucenia). Na ogół miła, uczynna i uczciwa (ha!), nawet jeżeli za kimś nie przepada. Niektórzy twierdzą, że to taka jej taktyka jest, żeby się do wroga uśmiechać, ale ona wtedy uśmiecha się jeszcze szerzej i w sumie nie wiadomo tak naprawdę, co o tym myśleć. Czasami jest jej smutno, źle, okropnie i w ogóle fuj, więc wcale się nie odzywa i patrzy na wszystkich dookoła, obgryzając paznokcie; w większości przypadków jednak bardzo towarzyska z niej dziewczyna. Jest bardzo wrażliwa, ale czasem udaje przesadnie twardą, żeby nie okazywać komuś ewentualnej urazy. Pomocna, a nawet wręcz nachalna. Nie wierzy ludziom na słowo, ale ma zbyt słabą wolę, by się komuś przeciwstawić — robi zwykle tylko kwaśną minę, ale to dosłownie tyle. Spóźnialska jest, bardzo. Dodatkowo jeszcze roztargniona, rozkojarzona, leniwa, wiecznie śpiąca i nierozumiejąca, co się dookoła dzieje. No a tak poza tym, to jeszcze łatwo można zrzucić na nią winę, bo prędzej spali buraka i bąknie coś głupiego pod nosem niż powie jak jest naprawdę. W gruncie rzeczy nie wyróżnia się z tłumu, nie jest raczej nikim ważnym w szkolnej społeczności. Lubi ciepłą herbatę, deszcz, widok z okna jej pokoju, bezpańskie koty oraz psy (chociaż te wcale wielką miłością do niej nie pałają) i syrop klonowy, ale w tym nie ma nic nadzwyczajnego. Nie ma pojęcia, co będzie robić w przyszłości, chociaż dorosłość zbliża sie nieubłaganie, i to chyba najbardziej ją w tym momencie dołuje.
Wie za to, że chce być kochana. To chyba dobrze, prawda?

_________________
Lubię wątki, ale mam pewien limit.
Lubię cudze pomysły, ale mogę czasem rozwinąć luźną propozycję.
Lubię zaczynać, ale ostrzegam, że często leję wodę (ponadto takie zaczęcie zajmuje mi duuużo więcej czasu niż zwyczajne odpisanie na wątek, chociaż tak normalnie też nie jestem najszybsza).
Lubię panią ze zdjęcia, Grace Hartzel się nazywa.
Nie lubię swojej karty, no ale.


internety mi wariują, więc mam duże zastoje, a nadrabiam z żółwią szybkością, jak mi się nazbiera wątków, ale zapewniam, że o nikim nie zapomniałam — wszystkich bardo kocham, tylko nie zawsze mam jak odpisać (a jak już mam, to nie wiem od czego zacząć, więc i tak nic konkretnego nie robię, przepraszam)

26 komentarzy:

  1. [Witam uprzejmie, jak na Kanadę przystało. Życzę udanej zabawy, już dodaję kartę do spisu.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Śliczna pani na zdjęciu :) proponuje rozpoczęcie wątku ponieważ nie mam obecnie zbytnio czasu na wymyslanie pomysłu. Pisanie z telefonu zawsze utrudnia wszystko, ech. Tak więc jeśli masz pomysły to zapraszam pod kartę :]

    _Nadia

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak co dzień, z samego rana Nadia opuściła mury sierocińca. Poprawiając mocno zniszczoną już torebkę, która spadała jej z ramienia, przeszła szybkim krokiem kamienną dróżke prowadzącą do bramy wyjściowej. Opuściła głowę aby włosy zakryły jej twarz i nikt z daleka nie mógł jej poznać. Nie mogła sobie na to pozwolić, bo nie przyniosłoby jej to nic dobrego. Nie była szczególnie znana i ceniona w szkole, ale miała kilka bliskich osób, a to było już dla niej bardzo ważne. Mogła liczyć na tych ludzi i wiedziała, że oni również mają o niej dobre zdanie. Było to niesamowicie miłe. Na coś podobnego nie mogła liczyć w sierocińcu.
    Godziny lekcji mijały całkiem szybko. Nie była wzorową uczennicą, ale dawała sobie radę. Starała się uważnie wszystkiego słuchać i skupiać się na tym co mówią nauczyciele. Wraz z ostatnim dzwonkiem mogła spokojnie opuścić klasę historyczną i udać się w drogę powrotną do bidula. Spokojnie, spacerem, bo przecież nie miała potrzeby nigdzie śpieszyć się.
    Będąc już prawie przy wyjściu, dostrzegła kątem oka znajomą twarz. Abigail również ją dostrzegła. Z uśmiechem pomachała do niej, ale Nadii wcale nie było do śmiechu. Ostatnio nie zachowywała się fair wobec swojej przyjaciółki. Unikała ją i zbywała marnymi wymòwkami. Robiła tak odkąd Abigail zaczęła zbyt mocno dreczyć temat jej rodziców. I tym razem chciała uciec szybko, udając że nie zauważyła jej.

    [Przepraszam za ewentualne błędy, ale pisze z telefonu :D]

    _Nadia

    OdpowiedzUsuń
  4. [...nie wiedziałem, ale się dowiedziałem. Dziękuję za info! Skoro chcesz powiązanie, to trzeba coś wymyślić. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, kiedy przeczytałem Twoją kartę, to - aż wstyd się przyznać - bajka Chojrak, tchórzliwy pies, ale tylko tytuł i nic więcej. Tak, tak, ja też nie wiem, o co chodzi. Wracając do powiązania, to powiem Ci szczerze, że nic mi nie zaświtało. Gdybyś jednak spytała o wątek, może coś udałoby mi się wymyślić. Na przykład z tymi bezpańskimi zwierzętami, deszczem, herbatą, widokiem z okna czy zmysłem superbohatera Twojej Abbey. Albo już nawet z tym imieniem, którego nie lubi w pełnej postaci. No nie wiem.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [... I fajne dziewczyny ;>]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cóż, starałam się. I dziękuję bardzo. A ta twoja Abbey to urodziwa dziewka ;>]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ojeżu, byłam podglądana. A tutaj bardzo ładne zdjęcia widzę c:
    Okej, to ja mogę wymyślić powiązanie. Wątek jakoś z tego wyjdzie. Zawsze wychodzi. Oboje są juniorami, mogli siedzieć razem na jakichś zajęciach, tak się zaprzyjaźnić. Abbey na dodatek chciała robić coś w szkolnej gazetce. Niby jej się odechciało, ale Olivier nadal mógłby za nią łazić i truć tyłek, żeby jednak spróbowała. Przy okazji również mógłby uczyć ją pewności siebie, aby przestali na nią zwalać winę, jak to zostało napisane w karcie :>]

    ~Olivier Bossert

    OdpowiedzUsuń
  8. [Już teraz wiem, że Blake będzie ją lubiła. Coś w rodzaju "siemka, dzieciaku, pomóc?". Właściwie mogło się raz zdarzyć, że po prostu usiadły przy tym samym stoliku w stołówce, Blake tradycyjnie z jedną słuchawką w uchu, Abby jako świeżak mogła być nieco przytłoczona licealnym życiem stadnym. Od słowa do słowa doszło jakoś do tego, że są w dobrych stosunkach. Czasem nawet Blake może podsyłać Abby swoje stare prace zaliczeniowe, w sumie co ma się dziewczyna męczyć. Taka trochę jak młodsza siostra... Hm?]

    Blake

    OdpowiedzUsuń
  9. [Aw, słodziakowata. Ja chcę być w Kanadzie, być drwalem i nie lubić hokeja, joł. Syrop klonowy też lubię, bo na naleśniki to pycha. W ogóle dziękuję za miłe (chyba) słowa pod kartą Barta, który kazał mi się odezwać, ale zasnęłam i nie wyszło. Jeśli chodzi o Max to na pewno zaraz coś wymyślimy. Bo rozumiem, że wypadałoby coś fajnego, a nie nic-z-dodatkiem-wątku. Nie lubię takich na pół gwizdka, gdzie niby się coś dzieje, ale obrasta kurzem z nudów. Max starsza jest od niej o dwa lata, ale wątpię by to było problemem. Mogły się spotkać wszędzie, choćby u Barta, bo ona na pewno na matmę chodzić musi, a Max często u brata siedzi w klasie, jak chce uniknąć tłumów na korytarzu. W taki też oto sposób mogłaby się nawiązać jakaś znajomość. Jeżeliby Abbey miała problemy z tym przedmiotem, Bart mógłby spróbować nakłonić Max do pomocy, co by sprawić żeby się trochę bardziej udzielała towarzysko. Zgodziłaby się tylko dla niego, no i przyszedłby czas na te korepetycje albo zwyczajną pomoc z zadaniami, czymkolwiek. Mogłoby się tak stać, że skoro ona taka wrażliwa, jakieś drama i Max nie wiedziałaby zupełnie co robić, bo się nie zna, a jak ktoś się rozpłacze to już w ogóle straci głowę. Albo w drugą stronę, Max może przyjść do niej, bo blisko z rozwalonym łukiem brwiowym, bo się właśnie wdała w bójkę, będzie dopytywanie, trochę troski, na co ona też nie będzie umiała zareagować i się speszy. What do u think?]/Max

    OdpowiedzUsuń
  10. [Jesteś potworem, który próbuje mnie wykorzystać, jaki zły człowiek. Trochę się różnię od Max, bo gdyby nie to bym Ci kazała spier... i tak dalej, ale ja dobry człowiek jestem, a może nawet lepszy (najlepszy!), więc zacznę. Tylko się nie ciesz za bardzo, bo warunek jest taki: odpiszesz mi dziś, najpóźniej jutro. Jestem niecierpliwa, nie lubię czekać i już. Do Kanady wyprowadzę się w końcu, jeśli nie znajdę pracy w Polsce. Choć najpierw trzeba byłoby wrócić do Polski, a do powrotu jeszcze też dobry kawał czasu. U mnie europejsko. Co do wątku, ta biblioteka to straszny pomysł, bejbe! Jak ty tam chcesz upchnąć różne krzyki Abbey, ostre słowa, przekleństwa i krew? Ja to widzę tak: bójka, zaraz po niej, wciąż krwawiąca, potrzebująca opieki medycznej Max idzie do A., bo blisko, prosi o plaster, a tak naprawdę potrzebuje szwów, kto by się przejmował. Do wargi więc przyciska sobie mrożony groszek, w międzyczasie chce jej wytłumaczyć matmę, co A. komentuje tylko jeszcze większym 'co się stało?', co tylko wkurza Max, bo jak to tak można ją wypytywać, chce sobie pójść, bo to nie dla niej takie numery, wtedy następuje płacz, rzeczywiście może coś na nią spaść (w domu chyba też ma regały?), Max jej pomoże się wydostać, a potem mogą gadać jeszcze, pić wino jej rodziców i w ogóle może się zrobić aww, bo Max ją upije i zgwałci. Tylko mi powiedz czy tak może być czy jednak chcesz bibliotekę?]/Max

    OdpowiedzUsuń
  11. [No to w takim razie nie wiem czy wątek będzie.]
    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  12. [Mi się tam podoba twój pomysł! Jak najbardziej jestem za a myślę, że Tony ciężko przyjmie od nauczyciela zadanie i do dziewczyny tym samym na początku będzie nieprzyjemny, ale gdy zobaczy jej minę to pewnie go rozbawi to.]
    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  13. [Miałam Cię pytać o te podwójne podpisy, ale doszłam do wniosku, że dziwnym ludziom lepiej nie dokładać problemów. Lować mnie za to beznadziejne zaczęcie, bo mogłabym w tym czasie jeść, a piszę…]
    Kurwa, jedyny komentarz, który dobiega z ust Bahnert nie mógł być przecież pochwalny. Poza tym, ten idealnie oddaje obraz całej sytuacji. Zebrało się chłopakowi ze wsi wbijać we własne kanony i pokazywać swoją siłę, psiakrew. Nie dało się obejść, gdzie tam – dziewczyna nie powinna tak wyglądać i robić z siebie pośmiewiska, gdzie tam. Już jej się scyzoryk w kieszeni otwierał, a pierwsze szturchnięcie plus ostro wypowiedziane a może sprawdziwy co za fiutka chowasz w spodniach? przeważyły szalę i Max już nad sobą nie panowała. Drobna, bo metr sześćdziesiąt dla nikogo nie jest szczytem wysokości, zamachnęła się i uderzyła chłopaka w twarz. Cios nie mógł go powalić na ziemię, ale z pewnością zaskoczył i był nie lada niespodzianką odbitą jako krwawiący nos. I bardzo dobrze. Nie wahała się przy kopnięciu w krocze ani wymierzeniu glanem w śródstopie. Wszystko by się powiodło, gdyby tylko nie złapał jej jak szmacianej lalki za ramiona. Czasem naprawdę nienawidziła swojego ciała. Powinna być wielkim jak dąb facetem albo chociaż swoim bratem, a nie takim chucherkiem, które można tak złapać bezkarnie. Splunęła mu w twarz i w zamian dostała z pięści. Bolało. Nadal boli, gdy z ledwością łapie powietrze. Sprawdza dłonią łuk brwiowy i już wie, że krwawi, bo palce pokrywa czerwona ciecz. Dziękuje wszelkim Bogom, w których nie wierzy, że wycelował w stronę bez kolczyka, bo mogło się skończyć dużo gorzej. Podejrzewa, że ma wstrząśnienie mózgu, bo kręci jej się w głowie i z ledwością w ogóle może ustać. Szamota się jednak, gdy chłopak próbuje do niej podejść i koniec końców wpada wprost na jego zaciśniętą pięść. Czuje w ustach metaliczny posmak i klnie siarczyście w myślach. Nie poddaje się, tylko kopie go w piszczel, co ostatecznie pozwala jej odejść. Odrobinę kuleje, jednak musi ruszać się szybko, bo w przeciwnym razie ten ją dogoni i już nie będzie tak kolorowo. Co tam się w ogóle stało? Dlaczego dała się sprowokować? Pieprzony wiejski matoł. Rozgląda się dookoła i odkrywa, że jest w znajomym miejscu. No tak, kompletnie wypadło jej z głowy co w ogóle przyniosło ją w tę okolicę. Korepetycje. Odwraca głowę i widzi w oddali tamtego chłopaka, który chyba nie chce jej popuścić. Przyspiesza i dopada jedynych drzwi, które coś jej mówią. Puka kilkakrotnie, a kiedy w końcu słyszy przekręcanie klucza po drugiej stronie, sama naciska klamkę i wchodzi do środka, byle tylko nie musieć już stać na zewnątrz i myśleć o tym cholernym matole, który uznał, że bicie dziewczyn to niezła zabawa. Kręci jej się w głowie, a połowę twarzy ma pokrytą krwią. Klnie pod nosem, a kiedy w końcu się uspokaja unosi wzrok, który napotyka na swojej drodze Abeby. Zaciska zęby, a następnie usta w cienką kreskę i nijak nie komentuje swojego wyglądu, choć podejrzewa, że musi wyglądać strasznie.
    [Ona może i wygląda strasznie, ale ten początek straszniej. Poprawię się]/Max

    OdpowiedzUsuń
  14. [O dziwo, zrozumiałem wszystko. Chcesz pierdyknąć jakiś mini-wstępik czy ja mam zacząć? (Specjalnie gram na zwłokę, ponieważ zaraz muszę wybywać do budy, chociaż po wczorajszej imprezie to nie jest dobry pomysł, i nie zdążę już nic kreatywnego napisać. Ale obiecuję, że jak już będziemy pisać wątek, to się na maksa postaram. I będzie pięknie.) :)]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Mi takie gdybanie pasuje bardzo bardzo :>
    Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś zaczęła, bo nawet nie ogarniam za bardzo, komu już odpisałam, komu rzuciłam pomysłem, kogo może chamsko pominęłam. Chyba że chcesz poczekać, aż wszystko nadrobię.]

    ~Olivier Bossert

    OdpowiedzUsuń
  16. Bycie grzeczną i ułożoną nigdy nie było najmocniejszą cechą Max. Trudno stwierdzić, co głównie powodowało tu spór pomiędzy powinnością, a życiem codziennym, ale kończyło się właśnie w taki sposób – krwawy i kiedyś nazywany przez matkę nie przystojący porządnej dziewczynie. Całe szczęście nie jest porządna, bo jeszcze musiałaby się do tego stosować. Nie widzi nic złego w wyrażaniu własnej opinii, jednak gdy w grę wchodzi robienie z drugiego człowieka worka treningowego, przy czym to ona ma być tym workiem, zaczyna robić problemy. Wygląda na taką, co to wpakowuje się w nie na każdym kroku, ale niech to szlag, ktoś powinien kiedyś powiedzieć tej bandzie nieogolonych kutasów, żeby zajęli się swoimi sprawami i przestali rzucać mięsem w nią. Albo rzucać jej mięsem, cholera już wie.
    Przestraszone spojrzenie Abbey stawia ją nagle do pionu. Co ona sobie wyobraża przychodząc tutaj w takim stanie? Klnie w myślach, przede wszystkim na własny brak mózgu, jednak wplata w to również złość na wieśniaka i własne, zbyt drobne ciało. Przegląda się zawieszonym na ścianie lustrze, rejestrując że górna część jej bluzki już nasiąkła krwią. Do wyrzucenia. Rzeczywiście, potrzebne będzie szycie. Ale nie teraz.
    - Po prostu daj mi taśmę chirurgiczną – mówi ponaglająco, mając nadzieję, że takową posiada. – W domu Bart mnie zaszyje.
    W tym względzie bardziej ufa bratu matematykowi niż jakiemukolwiek lekarzowi. Nigdy nie znalazła powodu, by jakiegokolwiek z nich obdarzyć tak cenną wylewnością, więc wszystkimi ranami zajmuje się sama, w razie potrzeby łapie za wyciągniętą dłoń starszego Bahnerta, którego lata praktyki musiały wykształcić na całkiem niezłego w te klocki. Nawet jako młodziutka dziewczyna Max wpadała w kłopoty i trzeba ją było ratować, wtedy właśnie Bart się przydawał i chyba to sprawiło, że teraz jako tako się dogadują.
    Siada na krześle w kuchni i obserwuje przez chwilę potłuczony kawałki zastawy, jeden z nich kopie glanem, co by go przewrócić na drugą stronę. Źrenice się jej zwężają, gdy widzi zabarwiony na czerwono fragment i wiedzie wzrokiem za Abbey, najpierw sprawdzając jej dłonie, a dopiero później stopy. Bingo. Kiedy ta zjawia się obok niej z tym, czego chciała, wysuwa z jej rąk taśmę, a także wodę utlenioną i waciki. Przesuwa krzesło w stronę lustra i zabiera się do pracy. Kątem oka obserwuje jeszcze przez chwilę dziewczynę, by w końcu przemyć ranę, oderwać spory kawałek taśmy i zakleić ranę. Powinno wytrzymać do wieczora. Rzuca niewielką buteleczkę w stronę właścicielki i ruszając w stronę lodówki, mówi:
    - Radzę się zająć stopą.
    Potem jak gdyby była u siebie otwiera zamrażalkę i znajduje to czego szukała: mrożony groszek. Przykłada do opuchniętej, krwawiącej wargi, by kolejno usiąść na kuchennym blacie. Lekko przygarbiona spogląda na dziewczynę, bystrym wzrokiem rejestrując jej zdziwienie i chyba niepewność.
    [Już sobie pomyślałam, że gdzieś zniknęłaś i dupa będzie z wątku. Miałam wyzywać, a tu proszę - niespodzianka. I nie marudź, bejbe, odpisałaś i to najważniejsze!]/Max

    OdpowiedzUsuń
  17. [Witam. Emily jest do przejęcia, jak najbardziej. Planowałam z niej zrobić kogoś tak samo wycofanego jak Louis, żeby utrudnić mu okazanie jej uczuć i wszystkiego, choć nie miałam w planie samodzielnego wcielenia jej postaci w życie. Zainteresowana?]

    Lou

    OdpowiedzUsuń
  18. [Jakby była tą koleżanką, co jej ściągnął majteczki, to by mu nie wybaczyła do końca życia, czy wręcz przeciwnie? Bo nie wiem, jak Ty, ale ja chciałbym mieć z Abi dobre stosunki. W końcu to Kanada, oł jea.]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  19. [To ja wiem, chyba. Po incydencie przedszkolnym lata temu, teraz są dobrymi znajomymi. Victor ma ślub w rodzinie, a że został zaproszony z osobą towarzyszącą w ostatniej chwili, musi kogoś wziąć. Przypadkowo padnie na Abigail. Myślisz, że poszłaby?]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  20. [Victorek, o matuchno. Ale niech będzie. Zacznę, chociaż nie lubię być wykorzystywanym i ze złem wcielonym trzeba walczyć. Ale zacznę, bo mam dobry humorek :) Daj mi sekundę i będzie.]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  21. Miał ochotę zapalić. Miał tak wielką ochotę zapalić, że z chęcią wyrwałby tego papierosa biednej starowince, która z ostatnich miesięcznych oszczędności kupiła sobie paczkę i teraz maszerowała dumnie z petem przez ulicę Chicago, nie mając zielonego pojęcia, jak bardzo zdenerwowany był teraz Victor.
    No jasne, że tu nie chodzi tylko o to głupie zaproszenie. Tu chodzi o jego ojca i matkę, jego ciotkę od strony rodzicielki oraz całą inną wielmożną rodzinę, którą przecież kochać musiał i kochał. Gdyby wiedział tydzień wcześniej, że na jutrzejszym weselu przewidują dla niego aż dwa, nie jedno, ale dwa miejsca, znalazłby sobie partnerkę wcześniej.
    Powiedział matce, że nie ma nikogo, kto mógłby z nim iść. Bo niby miał masę koleżanek, ale tak szybko żadna się nie zgodzi. Matka odparła, że potwierdziła już, że z kimś jedzie i ma zabrać dziewczynę, bo ciotka Lucinda się wykosztowała. Na wypadek, gdyby Victor chciał zrobić psikusa i wziąć chłopaka, pani Bukowsky-Gurney dobitnie podkreśliła, krojąc warzywa na zupę, że ma przyprowadzić koleżankę płci żeńskiej. Żeby czasem sobie nie pomyśleli ich krewni, że Victor nie potrafi znaleźć sobie dziewczyny.
    Wyjście było jedno, przynajmniej ciut logiczne. Pierwsza znajoma, którą napotka w szkole będzie miała zaszczyt towarzyszyć jemu i jego rodzicom na prześwietnym weselu jej nudnej kuzynki.
    Abigial Jackson, znana tylko w głowie Victora jako Majteczki w Kropeczki od przedszkola, przemierzała korytarz lekko zamyślona. Nie miała zielonego pojęcia, że za nią pędzi szybkim krokiem Gurney. Przecisnął się przed rząd najmłodszych uczennic, które pisnęły dziwacznie, gdy jedną z nich trącił łokciem.
    - Hej, Abi - zawołał za koleżanką. Do tej pory jeszcze nie zastanawiał się, czy się zgodzi, walnie go w twarz za dziwną propozycję czy wyśmieje. Po prostu podszedł, tak jak postanowił. - Masz czas jutro wieczorem?
    Uśmiechnął się do niej najsłodziej jak mógł, unosząc brwi pytająco jak dziecko proszące o cukierka.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  22. On chyba też do końca nie przemyślał tego, co robi. Równie dobrze mógł, po stwierdzeniu "zabiorę pierwszą lepszą, która się nawinie" natknąć się na znajomą, której nie znosi. Victor był przedziwnym człowiekiem w niektórych aspektach, więc pewnie próbowałby mimo wszystko zaprosić na wesele kuzynki kogoś, kto działał mu na nerwy. Byłoby o czym opowiadać, taka prawda.
    Na szczęście natknął się na Abigail. Mogło być naprawdę gorzej, a tutaj proszę - wypadło całkiem nieźle. O ile pod prześwitującą sukienkę nie ubierze jutro majteczek w kropeczki, będzie bawił się w jej towarzystwie całkiem nieźle.
    Życie Vica składało się z pasma zaskoczeń, które sam sobie często gotował. Jako początkujący czytelnik, nie mógł się zdecydować, co chce przeczytać podczas weekendowej nudy, więc zdecydował, że wylosuje liczbę i odliczy po kolei każdą książkę na biblioteczce u swojej matki, aż wypadnie na tę, która będzie jego lekturą na nudę. Wypadło na fenomenalny gniot o pięćdziesięciu twarzach zboczeńca o imieniu Grey. Przeczytał to i co najlepsze, nie żałował. Było się z czego pośmiać w gronie znajomych. W planach miał przeczytanie kolejnej części, na (nie)szczęście, zadawano im dużo lektur. Jedną czy dwie na semestr wypadałoby znać, żeby zaliczyć na ocenę, o którą nie będzie mu urywać głowy ani matka, ani ojciec.
    - Świetnie. - Odparł szybko, przez co ten dialog wyglądał jak sekundowa randka dwóch obcych sobie ludzi. Z tymże nie byli sobie obcy i, przede wszystkim, nie zapraszał ją na wspólną kolację. Chociaż, jakby nie patrzeć, wesele będzie całą noc i żarcia będzie pod dostatkiem. - Więc zabieram cię jutro na wesele. Podjedziemy pod ciebie koło piątej, załóż jakąś szałową kieckę.
    Tak, to zwiastował ten złowieszczy, przesadnie słodki uśmieszek. Doskonale zdawał sobie sprawę, że powinien ładnie ją zaprosić, zapytać, kłaniając się w pas i całując rękę damy. Tymczasem właściwie dał jej jasno do zrozumienia, że to jej nazwisko zostało wpisane na listę gości. Mogła odnieść takie wrażenie. Jeśli tak, nieźle się zdziwi, gdy jutro odkryje przy swoim miejscu tabliczkę z napisem "osoba towarzysząca nieznośnego dzieciaka Gurneyów". Był prawie pewny, że tak go tam zapisali.
    Stał, dopiero teraz lekko zażenowany swoim poziomem ogłady towarzyskiej. Partnerka potrzebna była mu jednak na gwałt, ale przecież jej tego nie powie. Zły dobór słów, mogłaby coś jeszcze źle zrozumieć. Wtedy nie poszłaby na pewno.
    - Będzie fajnie. - Dodał szybko, zanim zdążyła coś opowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  23. Jej zdziwienie było do przewidzenia. Może Victor nie był kompletnie obcym facetem, znali się dogłębnie od przedszkola, a szkolne relacje obecnie też nie leżały i nie kwiczały, ale każda kobieta, której zwyczajny znajomy nagle proponuje takie rzeczy, na moment straciłaby kontrolę nad sytuacją. Abbey wyglądała tak, jakby zaraz miał jej tłumaczyć, gdzie są i jaki mają rok.
    Był podły, że ją tak zaskoczył. Doskonale wiedział o tym, że mógł to rozegrać inaczej. Ale jej mina bezpośrednio po pytaniu była tak bezcenna, że żałowałby, prosząc delikatnie i stopniowo. No przecież, dało się i tak. Zabrać do baru, postawić colę, zapytać o plany jutro, wytłumaczyć, że on nie ma z kim.
    Jednak to dopiero byłoby bez sensu. Mógł to zrobić nie pierwszej lepszej koleżance, która jako jedna z kilku nieświadomie brała udział w tej zabawnie. Wtedy nie miałby tej satysfakcji z losowania. A tłumaczenie wszystkiego dopiero po kupionym napoju i gadce-szmatce na temat pogody i minionego tygodnia zajmowało zbyt długo czasu. Przecież on potrzebował partnerki do pokazania się rodzinie nie za rok, ale jutro.
    - A, rodzina - odpowiedział wymijająco. Bardziej zastanawiał się, czemu jeszcze nie powiedziała konkretnie tak albo nie, z oburzeniem, że zamierza wyciągnąć ją Bóg wie gdzie.
    No tak, pierwsza rzecz, to sukienka. Kobiety na weselu są jak na pokazie mody, tylko bardziej eleganckiej i mniej dziwacznej niż ta na wybiegu. Źle ubrana panna będzie obgadywana przez długie lata i zapadnie w pamięć. Dobrze ubrana doczeka się dwóch czy trzech komentarzy, nic więcej. Z dwojga złego lepiej w te stronę. Ale sukienka to naprawdę jest rzecz ważna - on będzie się prezentował z nią, więc to chyba logiczne, że muszą wyjść jak najlepiej.
    - Spoko, będziesz tam jako moja kumpela do tańca - zaśmiał się. Nie miał zielonego pojęcia, jak Abbey stoi w tańcu. On sam był przekonany, że prędzej połamie nogi niż zrobi dobry ruch. - Nie żaden teatrzyk z dziewczyną. Nie dam im tej satysfakcji. Zmyjemy się szybko, odprowadzę cię do domu czy coś. Padło na ciebie, więc iść musisz. Idziesz, nie?
    Właściwie to chyba idzie. Nie zaprzeczyła, prawie że potwierdziła. I tak nie zanosi się na to, by ona czy on mieli coś lepszego do roboty. A tak, to jedzonko za darmo i popijawa.

    Victorek

    OdpowiedzUsuń
  24. Teraz już za późno. Jeśli sądziła, że go wystraszy tym nie posiadaniem sukienki i brakiem umiejętności tanecznych, to on i tak puścił to mimo uszu. Nie będzie psuł sobie teraz zabawy. Przecież nie odwoła tego nagle, skoro nagle już ją zapytał. Zbyt wiele rzeczy "nagle" może spowodować nagły dyskomfort myślowy i potem zacznie się robić dziwne rzeczy, mówić od rzeczy i... Nie, lepiej nie zagłębiać się w takie sprawy. Zaprosił ją już, to idą razem. Najwyżej zmyją się wcześniej, jeśli zmiażdży mu stopę na pierwszym tańcu.
    - Lubię wyzwania - skwitował jej narzekania i uśmiechnął się jeszcze raz, od ucha do ucha. - Nie przejmuj się. Będzie dużo żarcia. I wódki. - Mrugnął do niej porozumiewawczo, usuwając się trochę w bok, bo trójka chłopaków z drużyny szła ramię w ramię i zajmowała trzy czwarte holu swoim szykiem. Takim lepiej nie wchodzić w drogę. A tym bardziej, jeśli jest się Victorem. Jeszcze nie udało mu się im narazić, ale nie wolałby próbować, jak to jest mieć na pieńku z facetami, którzy przewyższali go wzrostem i na pewno ich mięśnie były sześć razy większe od jego. - Dużo wódki. - Dodał, nie mając kompletnie pojęcia, czy Abbey lubi wódkę. Ryzykował, że się nie zniechęci. - Wiesz, to rodzina mamy, mają środkowoeuropejskie korzenie - dodał ciszej, jakby bał się tego powiedzieć na głos, albo jakby to był jakiś rządowy sekret.
    Poprawił torbę na ramieniu, spojrzał na zegarek i westchnął, jakby musiał wyrzucić z głowy natłok informacji.
    - Mogę ci pomóc z tą sukienką. Żaden problem. Mam świetny gust - mruknął, zerkając na swoje jeansy, koszulkę z dziwacznym napisem, którego sam nie rozumiał i rozwalające się trampki. - Bardzo wyszukany.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  25. [Dear God, to nie powinno być takie krótkie, ale już nie będę knocił, więc zostawię te południowe wypociny tutaj u góry, amen :)]

    OdpowiedzUsuń