środa, 26 czerwca 2013

Cinderella, are you happy?

M I C H E L L E     H A R W E L L   
Na świat przyszła ponad siedemnaście lat temu, dwudziestego siódmego marca.
Chicago zna jak własną kieszeń, szczególnie dzielnicę, w której mieszka od urodzenia.
Młodsza siostra tego Harwella. Przydatne, gdy trzeba komuś obić twarz. 
Dziedziczka jednej trzeciej "imperium" handlującego ostrygami. Brak talentu krawieckiego po matce.
Juniorka i cheerleaderka, aktywna działaczka szkolnych przedsięwzięć. 
Dumna z bycia Afroamerykanką. Dziewczyna bad boya. 
Gdzieś pomiędzy dziecięciem z marzeniami i planującą przyszłość kobietą. 

L E T 'S    D O    T H I S    D I R T Y    L A U N D R Y    |    L E T 'S    D O    T H I S    D I R T Y    L A U N D R Y 

Metro, godzina dwudziesta pierwsza. Przy barierce na przodzie wagonu stoi drobna dziewczyna. Na pierwszy rzut oka ledwo sięga metr siedemdziesiąt, a chude ramiona zakrywa szeroka bluza. Nie ten rozmiar, nie ta płeć. Garderoba brata zawsze była o wiele cieplejsza na takie wieczory i o wiele wygodniejsza na przerażające powroty z basenu. Kurs pływania nie byłby dobrą inwestycją parę lat temu, gdyby raz na ruski rok nie ruszyła tyłka i wskoczyła do wody. Matka zawsze wmawiała jej, że nie ma czego się bać. Michelle zawsze wmawiała sobie, że nie ma barier, których nie pokona. Wydawało jej się, że była silna. Za każdym razem, kiedy traciła grunt pod stopami i była zmuszona unosić się nad wodą, wewnętrzna siła nagle znikała. 
Bluza po starszym bracie była w barwach szkolnej drużyny. Męskiej, koszykarskiej. Od razu wiadomo, że Travis jest jednym z zawodników. Michelle jest jedynie jedną z pomponiar, które wypinają to i tamto w przerwach meczów. Jedną z wielu, ale nie taką jak wiele. Chociaż jej chłopak jest orlim kapitanem, a w jej torbie spoczywa awaryjny błyszczyk do ust, Harwell jest inna. Przede wszystkim, nie jest pusta. Ma wartości, które ceni i których nie wyrzeknie się za nic. Wie, co należy, a co jest przesadą. Przekracza granice, łamie zasady, ale nie łamiąc przy tym kości. Zachowuje zimną krew, chociaż nie chce być nigdy zimna. Jedzie samotnie wieczornym kursem metra ze stoickim spokojem, chociaż jej serce bije jeszcze szybciej niż muzyka w jej uszach. 
Głos liderki popularnego żeńskiego tria rozlega się na tyle cicho, by nikt nie zauważał Michelle i na tyle głośno, by ona sama mogła odciąć się od reszty pasażerów. Czasami jej palce, trzymająca torbę z ręcznikiem oraz strojem, poruszą się w rytmie piosenki. Zawsze chciała być Beyoncé. Czuję się jak Kelly. Na imię ma Michelle. I marzy o tym, by być kolejną czarną kobieta, dumną ze swojego pochodzenia, która dokona przełomu. Być jak Naomi Campbell. Halle Berry. Whoopie Goldberg. Mary J. Blige. Oprah. Ale najlepiej pozostać sobą. Niezależną, pewną siebie, nauczoną przez matkę pokory. Nie oceniającą po pozorach. Ocenianą po pozorach. 
Słuchawki, w których rozbrzmiewa rhythm'n'blues, wydobywają się spod kołnierza koszulki. Gdyby nie ciemna bluza, widać byłoby nazwisko Harwell. I znak firmy jej ojca, który widnieje na co trzeciej ciężarówce dostawczej w najbliższych dzieleniach. Chociaż pół Chicago od paru lat zaopatruje się w ostrygi u Travisa seniora, nadal mieszkają w tym samym czteropokojowym mieszkaniu w pobliżu ruchliwej alei. Jedyny plus, że blisko do stacji metra.
Dziewczyna stąpa nerwowo, przesuwając stare i podniszczone trampki po podłożu. Boki butów zdarte są od wiecznych treningów i zabiegania. Akurat obuwia kupować nie lubi. Za to często pożycza, bo jej koleżanki mają ich mnóstwo. Ona ma tylko masę koszulek. I bluzy podkradane starszemu bratu, który niejednokrotnie przysporzył jej wstydu w szkole, ale zawsze jest na miejscu, by obronić swoją młodszą siostrę. Podobnie jak chłopak. Zauroczyła się w facecie, który opryskliwością wyrabia normę za nich dwójkę. Nie dorównuje mu wzrostem, ale prześciga niecierpliwością. Co dokładnie widać. Stuka palcami o uchwyt w wagonie tak, jakby czekając na własny przystanek, miała zaraz wybuchnąć. 
Czternaście lat spędziła kryjąc się w cieniu i nie wiedząc, czego chce. Ostatnie trzy lata spędziła na działaniu. Jako cheerleaderka, działaczka społeczna na rzecz nietolerancji, przyjaciółka wszystkich i nikogo. Adwokat własnego chłopaka, prawa ręka kapitanki, pośredniczka między bratem a rodzicami. Skrycie marząca o śpiewaniu, ale przecież to przereklamowane. Wcinająca hamburgery, żeby wybić się z wrodzonej niedowagi. Unikająca z zasady problemów jak ognia, ale wchodząca przypadkowo w sam środek konfliktów. Postawiona pomiędzy dziecięcymi fantazjami a obowiązkami, które na nią spadają. Dla jednych nudziara, dla innych zagadka. Nic szczególnego, a jednak inna niż wszystkie. 

I   R E M E M B E R   M E,   W H O   I   U S E D   T O   B E   |   I   R E M E M B E R   M E,   W H O   I   U S E D   T O   B E

Sama nie wiem, jak wyszła karta. Czy to dobry obraz Michelle, czy smutne pipczenie. Coś się z tym zrobi, ale teraz apel: zgłaszać się po wątki, bo tu jest tak dużo świetnych postaci, że nie wszystkim mogę zaproponować. Przejęcie Travsa - moja wdzięczność. Tytuł: N. Roberts. Pierwszy cytat: K. Rowland. Drugi cytat: J.Hudson. Twarzyczka: C.Iman. A teraz - zróbmy coś fajnego. 

42 komentarze:

  1. [Mam nadzieję, że uda mi się powitać jako pierwsza. Jeśli nie, to chociaż plus za chęci. Nie mogłam się już doczekać aż przybędziesz, jednak to pewnie wiesz. Wątek, dobry wątek by się przydał.]

    Dave

    OdpowiedzUsuń
  2. [Trochę mnie zastanawia ten fragment z przesuwaniem ciężarówek. Ale w sumie jest niezły.
    Chcę wątek dziewczyno-mojego-brata. Tylko lojalnie ostrzegę, że Pchła będzie bardzo naburmuszoną, złą Pchłą. Bo żadna młodsza siostra nie lubi dziewczyny swojego starszego brata. Zwłaszcza, jeśli chodzą razem na jakieś zajęcia. Może być wuef, z którego Frankie jest bardziej niż beznadziejna.]

    F.Ainsley

    OdpowiedzUsuń
  3. [Administracja rzecze: "3. Michelle Harwell
    Są sobą wzajemnie zafascynowani. Nie można nazwać tego romansem, aczkolwiek chłopakowi Michelle wcale nie podoba się ta relacja. Phil chce zwyczajnie poznać cheerleaderkę, która zachowuje się jak normalna, fajna dziewczyna."
    Więc sądzę, że wątek by się przydał, nie?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Więc... Wieczór dobry, pomyślimy nad pomysłem na wątek?;)]
    Amelie

    OdpowiedzUsuń
  5. [Januszu Chrystusie, serio ? O.o dla mnie Ame to taka... nijaka jest xD Co do wątku - też wpadło mi w oczy że są z jednego rocznika. Pomysł z projektem nie jest zły, ale z ogółu wiem że takie wątki (albo to tylko moje spekulacje oraz kilkakrotne prowadzenie tego typu wątków) na dłuższą metę nie wypalają, bo wątek po chwili robi się nudny. Zainteresowało mnie to, że Michelle to taka szkolna działaczka, więc może coś z tym. Zwerbowałaby moją Ame do pomocy, czy coś tam, o. Albo... nie, o tej godzinie nie mam już innych pomysłów :C]
    Amelie

    OdpowiedzUsuń
  6. [Nie wiedziałem, więc zacytowałem, bo sądziłem, że - z racji tego, że karta niedawno się pojawiła - jeszcze mejla nie dostałaś. Pomysł rzecz jasna pasuje, rozumiem, że mam zacząć. To napisz jeszcze tylko, jaką długość preferujesz, żebym mógł się wstrzelić.]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Okej, okej, nie spiesz się, ja poczekam :d]
    Amelie

    OdpowiedzUsuń
  8. Na ganku Harwellów pojawiał się dosyć często, chociaż zapewne nieco rzadziej niż na porządnego chłopaka przystało. Dave nigdy nie był dobrym materiałem na partnera, ale wiedzieli o tym zarówno rodzice Michelle, jak i jej brat, a także jej sąsiedzi. Ci ostatni w szczególności mieli wątpliwą przyjemność obserwowania, lub raczej słuchania, kłótni owej dwójki, które zdarzały się... mniej więcej po każdym powrocie z całonocnej imprezy. Mimo wszystko godzili się stosunkowo szybko, więc nikt nie miał szansy wtrącenia się w te konflikty. Kolejny raz stojąc na ganku Harwellów również spodziewał się awantury, chociaż wcale nie wrócili z żadnego przyjęcia. Przyciskając rękę do czoła miał jedynie nadzieję, że ów kłótnię wszczynać będzie Michelle, a nie jej matka, czy ojciec, lub co najgorsze – brat. Travisa nienawidził równie mocno co pobudek o piątej nad ranem, gdyż ten z chorą satysfakcją negował wszystkie jego decyzje jako kapitana. Dave nie pozostawał mu dłużny, szczycił się swoim tytułem co chwila rzucając uwagi jakoby współczuł mu z powodu nieotrzymania odznaki. Po części miał świadomość, że Trav uznałby to za duże osiągnięcie, a Dave'owi niebywałą przyjemność sprawiał fakt iż to on według trenera bardziej na nie zasłużył. W każdym razie, czując jak krew ścieka mu na podkoszulek, zapukał jeszcze raz czekając aż ktoś łaskawie zechce mu otworzyć. Gdy pukanie przeistoczyło się w walenie doczekał się w końcu wpuszczenia do środka. Obserwując zaskoczone spojrzenie Michelle wywrócił jedynie oczami.
    - Masz lód? - zapytał wyczekująco, jakby nie mógł nadziwić się, że dziewczyna nadal tu stoi zamiast ruszyć się i zacząć szukać jakiegoś okładu. Najpewniej oczekiwała wyjaśnień, ale oboje doskonale zdawali sobie sprawę, że Dave nigdy nie był w tym najlepszy. Westchnął więc cicho i podszedł do lustra wiszącego w korytarzu by móc się przejrzeć. Pierwszą rzeczą, na którą zwrócił uwagę była fryzura, dopiero później zajął się raną. - Myślisz, że ja wyglądam kiepsko? Gdybyś tylko zobaczyła tego drugiego. - powiedział z nieskrywaną dumą w głosie, a następnie odwrócił się w jej stronę. Najwidoczniej wcale nie czuła się usatysfakcjonowana, więc Ainsley zmusił się do szczątkowego opowiedzenia jej całej sytuacji. O imprezie na plaży, o kolesiu, który zaczepił go rzucając uwagi na temat Michelle, o pełnej akcji bójce, z której rzecz jasna wyszedł zwycięsko i o męczącym spacerze prosto do jej domu. Nie omieszkał dodać, że wolałby iść do siebie, ale do niej miał bliżej.
    - Powinnaś mi podziękować, że broniłem twojego honoru – powiedział nieco rozbawiony i syknął, gdy odsunął rękę od niewielkiej rany. Nie sądził by kolesiowi udało się rozwalić mu łuk brwiowy, aczkolwiek ślad po tym pozostanie na pewno... Pytanie tylko na jak długo, bo nie miał zamiaru odpowiadać na kolejne pytania, nienawidził się tłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Tak siedzę o tej zupełnie niepoważnej godzinie i myślę - zupełnie niepoważnie - o Chandlerze. W sumie to moja ulubiona postać, w sumie to chyba nawet ze wszystkich seriali, jakie dotąd widziałam. Prywatnie kiwam się podczas śmiechu jak on i rzucam we wszystko i wszystkich komentarzem potencjalnie mającym nieść w sobie ułamek rozbawienia. Wychodzi to mniej-więcej jak u niego, więc jestem z siebie dumna, nawet jeśli trudno mnie zrozumieć.
    Tak, wzorowałam się na ojcu Chandlera, bo to wspaniały/a facet/babka był/a. Ale moja Blake przechodzi dziwactwa ojca stanowczo lepiej, wszak nikt normalnym nie jest.

    Michelle mi się podoba - tak prywatnie. Jeśli idzie o Blake, to widzę ją przed sobą, widzę dokładnie jak zakłada ramiona na piersi i unosi wysoko brwi. W swoich powiązaniach (wątpliwej urody) nazwałam ich stosunki jako "// dziewczyna przyjaciela / antypatia wrodzona / to nie uśmiech, to szczękościsk / w tej wojnie zawsze jestem po JEGO stronie". I w sumie nie wiem dlaczego Blake nie lubi Michelle, nie potrafię znaleźć żadnego LOGICZNEGO powodu. I...chyba właśnie przy tym zostanę. Przecież czasami po prostu kogoś się nie lubi.
    A poza tym to wszystko wiesz. Blake z Dave'm są BFF od dziecka, przeżyli razem swój pierwszy raz i w ogóle, są jak stara rzężąca płyta, ale taka w sumie nie do zdarcia.
    {Blake mode on} No i teraz co, Maleńka. Jak chcesz się z CZYMŚ TAKIM zmierzyć? {Blake mode off}

    Pozdrawiam, ściskam, życzę powodzenia w zaczęciu ;P]

    Blake

    OdpowiedzUsuń
  10. [O tak, Sarah jest śliczna <3 Większość gifów co prawda pochodziło z filmów kostiumowych, jak dynastia Tudorów, ale jak widać, znalazłam coś, co pasuje do dzisiejszych czasów ;)
    Wątek bardzo chętnie! Możesz mi tylko przybliżyć ich relacje? Ja niestety nie dostałam jeszcze maila z powiązaniami, więc potrzebuję pomocy :D]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  11. [Zacznijmy jakoś prosto może. Coś w rodzaju: Dave ma trening, okazuje się, że umówił się po nim i z jedną i z drugą. Obie czekają, a trening się przedłuża.
    Albo coś bardziej szkolnego, coś w rodzaju - cześć, musicie razem wykonać taki i taki projekt, bawcie się dobrze.
    A później może nawet bić się zaczną. Obie w końcu są twarde.
    (Joke?)

    http://youtu.be/VcL9EVSYvJ4]

    Blake

    OdpowiedzUsuń
  12. [Dziękuję bardzo :)
    Tak, właśnie dostałam maila. Powiązanie jak najbardziej mi odpowiada. Co do fabuły, może w końcu nadszedł czas, aby ze sobą współpracowały? Michelle może na czymś bardzo zależeć, na przykład na jakiejś zbiórce pieniędzy na schronisko albo drużyna cheerleaderek czegoś potrzebuje i dziewczyna przyjdzie do Alice, aby ta jej pomogła?]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  13. - Naprawdę to cię najbardziej interesuje? - prychnął i obrzucił ją zirytowanym spojrzeniem. - A to mnie uważają za egoistę.
    Nie odpowiedział na jej pytanie z prostego powodu, zwyczajnie nie pamiętał. Był zbyt zajęty unikaniem ciosów i wymierzaniem własnych by utrwalić w pamięci słowa tamtego dupka, które właściwie później już nie bardzo go interesowały. Wystarczyło użycie jej imienia i niekoniecznie ładnego przymiotnika by zwrócić uwagę Dave'a i solidnie tego pożałować. Chłopaczek nie poprzestał na jednym przykrym epitecie licząc na to, że wygraną w tej potyczce ma już ulokowaną w kieszeni. Kiedy koledzy zbierali go z ziemi nie był już tak rozmowny, ale Dave musiał mu przyznać, że posiadał trochę siły w rękach, czego dowodem była nieładna szrama nad jego prawym okiem. Taki plus, że nie załapał żadnych innych obrażeń.
    - Jeśli to cię pocieszy, sądzę, że bardziej chodziło mu o urażenie mnie niż ciebie – dodał i sięgnął po stojącą na szafce butelkę z wodą. Często widywał takie w rękach Travisa, więc nie czuł się źle częstując bez pytania jego własnością. - Nie mielibyśmy problemu, gdybyś poszła ze mną na tą imprezę. Gdzie się znów szwendałaś? - zapytał chociaż ton jego głosu jasno wskazywał iż zadał to pytanie bardziej w przypływie impulsu niż szczerego zainteresowania. Wziął od niej lód zawinięty w ścierkę by nie musiała dłużej trzymać prowizorycznego okładu przy jego głowie i nieco mocniej docisnął materiał do rany. Skrzywił się przy tym mimowolnie i jedną ręką odkręcił butelkę by zwilżyć nieco gardło, na zewnątrz panował upał, chociaż w mieszkaniu Harwellów było już nieco chłodniej.
    Był częstszym bywalcem tego miejsca niż rodzice Michelle zapewne by chcieli, ale ona również spędzała u niego dużo czasu. Z taką różnicą, że rodziców Dave'a z reguły nie było w domu, ojciec w wiecznych wyjazdach, a matka nieustannie odwiedzająca coraz to nowe salony kosmetyczne, w których reklamie choć raz użyto słowa „odmłodzenie”. Młodsze rodzeństwo skutecznie zastępowało jednak rodziców w irytowaniu starszego brata i jego dziewczyny, więc nie było tak źle.
    - Jak to wygląda? - odezwał się w końcu, gdy odsunął okład od twarzy i spojrzał na Michelle. Następnie przeniósł wzrok na swoją koszulkę, na której jasnym materiale wyraźnie odcinało się kilka niewielkich plamek krwi. - Masz jeszcze gdzieś moją bluzkę, którą zostawiłem tutaj ostatnim razem?
    W domu Dave'a walało się pełno rzeczy Michelle, tak jak i u niej znalazłoby się trochę jego rzeczy. Zapominanie ubrań nie było niczym dziwnym, zwłaszcza w tak... intensywnym związku jak ich.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Doskonale o tym wiem i dlatego obawiałam się, że nie podołam tej postaci.
    Aż takich złych relacji chyba nie mają. Różne charaktery, różne zainteresowania, różne poglądy i zero wzajemnego zrozumienia, ale wrogami nie są. Tak mi się zdaje. Na wątek chęć mam, gorzej z pomysłem. W powiązaniach wspomniano o projekcie z biologii - przyjmujemy, że zaczną go dopiero robić czy wymyślamy coś innego? ;)]
    Lindsay

    OdpowiedzUsuń
  15. W szkołach już tak bywa, że uczniowska brać dzieli się na grupy społeczne. W tym przypadku niekoniecznie jest to związane ze statusem pieniężnym i innymi tego typu głupstwami. Uczniowie dzielą się tak, że lądują w paczkach z ludźmi o podobnych zainteresowaniach. Byli więc sobie chuligani, rzezimieszki, dresiarze, czy jak ich zwać. Zazwyczaj chłopy wielkie jak szafy trzydrzwiowe, którzy zaskakiwali imponującą znajomością przekleństw. Tacy często są agresywni i zaczepiają ludzi bez powodu. Nic więc dziwnego, że inni się ich boją.
    Philip do takiej grupy nie należał, ale ze zdziwieniem odkrywał, że i on budzi niepokój. Być może innego rodzaju, może w pewnym sensie nawet było to bardziej przerażające, ale faktem było, że niektórzy uczniowie się go obawiają. Cóż, zawsze taki plus, że przynajmniej nie zawracają mu głowy. Oczywiście, nie był to raczej strach paraliżujący i nie spływał na każdego. A szkoda, to by było przydatne w dzisiejszym popołudniu.
    Wood po lekcjach zawędrował za pływalnie, gdzie jakiś gościu bawił się piłką na boisku. Zwali go chyba Bykiem, nie bez przyczyny. Chłopak był krępy — średniego wzrostu, barczysty, umięśniony, z pewnością silny. I rozdrażniony do tego, czemu dał ujście, kiedy tylko zobaczył Wooda. Na razie tylko w słowach.
    Właściwie to Philip nie przejmował się za bardzo, kiedy ktoś go obrażał. Niech sobie obrażają, nie zależy mu na opinii ludzi, o których zbyt wysokiego mniemania nie miał. Dlatego obelgi Byka spływały po Woodzie, jak po kaczce. Ale i słowami można go zdenerwować. Bardzo nie lubił, kiedy ktoś zaczynał lżyć na jego rodzinę. Co prawda, nie miał jakichś genialnych kontaktów z rodzicami, jego relacja z ojcem była dość trudna, co nie zmieniało faktu, że nie zamierzał pozwolić, by ktoś takie słowa wypowiadał.
    Byk nie zaczął jednak obrażać rodziny Wooda. Zaczął obrażać Mitcha. Philip nie miał wielu przyjaciół, ale jeśli już kogoś za takowego uważał, był wyjątkowo lojalny i gotów walczyć w obronie. Dlatego kiedy tylko Byk rozpoczął swoją tyradę, Wood rzucił na ziemię plecak i w kilku susach znalazł się tuż przy chłopaku.
    Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. A potem Wood zamarkował cios w twarz Byka, a kiedy ten zasłonił się, Philip błyskawicznie zaaplikował uderzenie w podbrzusze. Byk natychmiast zgiął się w pół, a wtedy Wood prędko znalazł się za przeciwnikiem i założył mu chwyt na szyję. Byk był jednak twardą sztuką i po krótkiej szarpaninie udało mu się wyswobodzić. Wyprowadził serię ciosów. Z pewnością był silniejszy, ale w tym towarzystwie to Wood był tym zwinniejszym i szybszym, więc robił zgrabne uniki. Dopóki Byk go nie podciął.
    Philip wylądował na ziemi. Kiedy upadał, z kieszeni wymsknął mu się nóż sprężynowy. Kiedy już chłopak leżał, wyciągnął rękę by odzyskać przedmiot, ale wtedy poczuł że but przeciwnika miażdży mu dłoń. Po chwili ból ustał, ale za to Byk kopnął go boleśnie w żebra i szykował się do drugiego. Nie zdążył jednak tego wykonać, bowiem Wood prędko przeturlał się, chwycił swój plecak i podniósł się. Intuicyjnie uniósł torbę na wysokość twarzy. W samą porę, nóż wbił się w nią. Philip szarpnął, wyrywając tym samym Bykowi ostrze i ponownie odrzucił oba przedmioty na bok. A potem uderzył z prawego sierpowego.

    OdpowiedzUsuń
  16. David z reguły nie myślał nad tym co mówi. Był człowiekiem, który najpierw robił, dopiero później analizował. Nie obchodziło go czy Michelle weźmie sobie jego słowa do serca, chociaż dzięki temu pokazywał, że to wcale nie ona zasłużyła na miano egoistki. David, pomimo tego, że zdawał sobie sprawę iż w tym związku to on był „tym niedobrym”, nie lubił stawiać siebie w złym świetle. Był typowym przedstawicielem samca alfa, który musi być najlepszy i nie da sobie wmówić żadnej skazy.
    - Oby, gramy mecz za tydzień. Łowcy talentów nie będą szukać do drużyn uniwersyteckich zawodników skorych do bójek, to nie pomoże mi w pokonaniu Travisa – powiedział obojętnie nie zwracając uwagi na to, że mówi o jej bracie. Nie bardzo interesowało go zdanie Michelle na temat rywalizacji tej dwójki, istotne było, że pełne stypendium dostawał zazwyczaj tylko jeden zawodnik z drużyny, a David musiał dopilnować by to on nim był. Nie uważał by było to nie fair w stosunku do Michelle, ona nie była Travisem, więc to nie jej planował odebrać szansę na naukę w college'u.
    - Nie, woda jest dobra. Będę jeszcze dzisiaj prowadzić – wyjaśnił i wzruszył ramionami. Zaprezentował jej właśnie jedną z nowych, powypadkowych cech Davida Ainsleya, odpowiedzialność. Odkąd skasował motor, pomimo tego, że nie był wówczas pijany, zaczął zwracać w końcu uwagę na to co robi. Kolejna kraksa mogłaby jeszcze bardziej zrujnować mu życie, nie miał zamiaru uszkodzić sobie kręgosłupa, skoro już złamana noga była w stanie przekreślić jego karierę.
    Odruchowo objął Michelle jedną ręką, a drugą dotknął rany. Wierzył dziewczynie na słowo, że zagoi się całkiem szybko, więc przestał zadręczać się myślami dotyczącymi owej ujmy na wyglądzie. Na szczęście przestała boleć, a lekkie szczypanie można było na dłuższą metę zignorować.
    - Zdejmij to? Bardzo stanowczo – przyznał i uśmiechnął się kącikiem ust. - Jak chciałaś mnie rozebrać to mogłaś ładniej poprosić – dodał, gdy oboje zeszli z krzesła i pocałował ją w policzek. Nie miał okazji się przywitać, ale wparowanie do czyjegoś domu z zakrwawionym czołem i ciepłe przywitania nie szły ze sobą w parze, miał nadzieję, że zrozumie. Chociaż nie sądził by zrobiła mu o to awanturę. Nie zastanawiając się nad tym ruszył w stronę jej pokoju, do którego drogę znał na pamięć. Mieszkanie nie było duże, aczkolwiek według Davida idealne dla czteroosobowej rodziny. On sam, z dwójką rodzeństwa, czuł się czasem nieco samotnie w wielkim, pustym domu, do którego życie wracało głównie podczas powrotów ojca. Nie żeby kiedykolwiek komuś o tym powiedział, po prostu szukał towarzystwa na imprezach.

    OdpowiedzUsuń
  17. [To ja się strasznie cieszę, że mi wyszło z wykreowaniem Oliviera. A wątek jasne, do usług. W sumie Michelle mogłaby się zgłosić do Bosserta, żeby w gazetce zamieścił jakiś artykuł traktujący o nietolerancji czy coś w tym stylu.]

    ~Olivier Bossert

    OdpowiedzUsuń
  18. [Oczywiście, oczywiście! Jakiś konkretny pomysł masz na wątek z Gretą. Jak nie, rzecz jasna się wymyśli :>]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Noooo; myślę, że może być całkiem ciekawie szczególnie, że Tony nie lubi takich niespodzianek no i jak to ma w zwyczaju wścieknie się...Zaczniesz?]
    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  20. [Własnie... och Henry ;d Alleluja Tobie, bo w końcu spotkałam mulatkę na blogu, mimo że to nie moje klimaty (muzyka głownie), to myślę, że wątek z Adamem mógłby być interesujący - skoro jest działaczką różnych przedsięwzięć, mogłaby chcieć coś super zorganizować, a żaden nauczyciel nie chciałby wziąć tego pod opiekę, więc Michelle kojarząc nieogarniętego pana Tietjensa mogłaby poprosić go o pomoc. (; Albo pociągniemy wątek z, jak to określiłaś, bad boyem Michelle ;3]

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  21. Amelie niezbyt bardzo angażowała się w życie szkoły. Zawsze stała na uboczu, bo tak jej było najlepiej. Nie lubiła zbytnio przerywać w grupie jakichkolwiek osób, które uczęszczały do placówki. W Chicago High School miała jedynie Erikę oraz Nathaniela. Stop, tego ostatniego już nie miała. Miała jedynie Erikę.
    Ale wracając do tej działalności panny Peterson na rzecz szkoły - była ona równa zeru, a sama wyżej wymieniona nie starała się tego zmienić. Do pomocy przy czymkolwiek związanym ze szkołą, zmuszała się dopiero w chwili, kiedy została o to poproszona. Kiedy jednak tak nie było, nie kiwnęła nawet palcem, bo nic z tego nie miała. Ani żadnych głosów, ani władzy. Nic, więc po co miałaby się wysilać ? Nawet grafikę do szkolnej gazetki robiła na tak zwane odwal się, a o dziwo jeszcze nikt nie zgłosił się do niej ze skargą, że coś jest nie tak. Widać ludzie są dziwnymi stworzeniami.
    Dzisiejszego dnia Amelie nie miała zbytniej ochoty pojawić się na zajęciach z chóru, ale po dłuższym namyśle, na który pozwoliła sobie na nudnej lekcji biologii stwierdziła że i tak nic innego i bardziej pożytecznego nie ma do roboty, dlatego też po skończonych zajęciach leniwym krokiem ruszyła w stronę sali, gdzie ów zajęcia się odbywały. Nie spodziewała się spotkać nikogo znajomego, a tu takie zdziwienie, gdy wychodząc zza rogu zobaczyła przed sobą Michelle. W pierwszej chwili musiała się mocno skupić, żeby przypomnieć sobie kim jest ów dziewczyna, jednak po chwili skojarzyła ją. Panna Harwell była znana w szkole ze swojego działania na rzecz szkoły, ale i również należała do cheerleaderek - grupy za którą Amelie niezbyt przepadała, no ale mniejsza.
    Słysząc pytanie, spojrzała na dziewczynę, po czym odkręciła korek i upiła łyk wody niegazowanej, nie spiesząc się przy tym z odpowiedzią.
    -Może. A czemu pytasz?-odpowiedziała w końcu pytaniem na pytanie, choć wiedziała że to niezbyt kulturalne, w końcu o tym tyle razy jej mama powtarzała, że nie powinno odpowiadać się pytaniem na pytanie, bo to nieładnie. Ale teraz nie było przy Amelie jej rodzicielki, więc dziewczyna mogła sobie pozwolić i złamać tą niepisaną złą zasadę dobrego wychowania, które było jej wpajane od małego.
    Amelie

    OdpowiedzUsuń
  22. Frankie miała taktykę, która od początku szkoły pomagała jej unikać komentarzy na temat wyglądu i wysłuchiwania narzekań rówieśniczek. Zwykle te, które miały najlepszą figurę najbardziej narzekały na wałeczki tłuszczu. Im to się mogła co najwyżej wylewać opalona skóra brzucha ze spodni, które pewnie szyto pod mikroskopem. Jak nie wygląd, to na językach pojawiały się najnowsze newsy towarzyskie. Wszystko to było diabelnie męczące i nudne. Dlatego Pchła przebierała się na przerwie w łazience, zostawiała rzeczy w szatni i czekała na korytarzu. Miała nadzieję, że jej płuca kiedyś się odwdzięczą za unikanie zatruwania ich niewyobrażalną ilością perfum. Ich stężenie w szatni pewnie przewyższało stężenie powietrza. Po wuefie Pchła zawsze pierwsza uciekała z szatni, żeby przebrać się w łazience. No i dopisać jakiś obraźliwy tekst pod adresem trenerki. Nie cierpiała wuefu. Jedyny przedmiot, z którego była zagrożona, chociaż rzadko zgłaszała niećwiczenia.
    - Normalnie najszczęśliwszy dzień w moim życiu - mruknęła do dziewczyny swojego brata. Możliwe, że miała jakieś imię, ale w myślach Flea zawsze nazywała ją Dziewczyną-Mojego-Brata. Kiedy Phil zacznie chodzić na randki, będzie musiała wprowadzić jeszcze rozróżnienie "młodszego" lub "starszego".
    Rozgrzewka nie była problemem. Podczas nieskomplikowanych ćwiczeń Pchła nie wyróżniała się za bardzo. Co prawda jej rozkrok nie był nawet w połowie tak szeroki, jak rozkrok Michelle, a końcami palców ledwo dotykała podłogi, jednak inne dziewczyny też miały z tym problem. Zresztą Flea obiecała sobie, że kiedyś nauczy się robić szpagat. Tylko jeszcze nie zdecydowała, kiedy.
    Horror zaczął się, gdy dostała piłkę do rąk. Wiedziała, co musi nią zrobić. Widziała takie rzeczy już pięćset razy. Nawet brat próbował ją nauczyć. Ale kiedy złożyła ręce, ugięła nogi i odbiła piłkę, ta poleciała Panu Bogu w okno zamiast do stojącej naprzeciwko Michelle. To zdenerwowało Pchłę. Nie lubiła sportu, ale wiedziała, czego się po sobie spodziewać. Jednak nie lubiła też Michelle i ją wybrała na dzisiejsze źródło wszelkiego zła.

    Flea

    OdpowiedzUsuń
  23. [O, to ja grzecznie poczekam, bo ja właśnie ogarniam odpisywanie, będę naprawdę zobowiązana jeśli zaczniesz (;]

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  24. Philip nie zabiegał o uwagę innych ludzi. Nie zabiegał o nią tak bardzo, że ją zwracał. Nie każdemu się to udawało, to fakt. Ale tak właściwie to nie powinno to dziwić w przypadku Wooda, ludzie potrafią dorobić ideologię do wielu zachowań. To, że stał z boku i obserwował ludzi z krzywym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy (pewnie niektórzy z chęcią by go starli) czyniło go tak bardzo tajemniczym i intrygującym, a nie aspołecznym i gburowatym. Jego odzywki i bójki dodawały przecież takiej zwierzęcej męskości, a przez to wszystko stawał się księciem mroku na motocyklowym rumaku. Jak pięknie, jak poetycznie!
    Taa... Być może zdarzyło się, że ktoś o nim tak myślał. A potem ten ktoś skonfrotowałby swoje wyobrażenia z rzeczywistością i ze zdziwieniem odkrył, że Wood jest normalnym chłopakiem.  
    Ale prawda jest też taka, że miał w sobie jakieś cechy, które mogły przyciągnąć uwagę. Był pewny siebie. Niby teraz wielu jest pewnych siebie, ale Wood nie udawał, naprawdę był. Czasem niemal zuchwale, niestety. Drugą taką cechą było pragnienie wolności i to, że zachowywał się jak człowiek niezależny. Powodem jego bójek nie był jakiś kult siły, nie chodził na wagary, żeby przyszpanować. Właściwie nie robił chyba niczego pod publiczkę. Zachowywał się tak, jak chciał, nie lubił ograniczeń. Chociaż w pełni wolny nie był, był tylko człowiekiem, a ludzie z natury są słabi. Zawsze niosą jakieś jarzmo.  
    Na przykład dawał wiarę niektórym stereotypom, co już było poważną wadą. I generalizował. Na przykład z cheerleaderkami. Sądził, że niewarte są jego uwagi. Wszystkie takie same - mdłe, puste, nudne, bez żadnej głębi czy czegokolwiek. Że poza wymachiwaniem pomponami i podrywaniem facetów z drużyny nie mają nic do roboty. A, i jeszcze imprezy, rzecz jasna. O Michelle też tak myślał. Poza tym ona miała inne dyskwalifikujące cechy. Była siostrą tego Harwella, wychodzącej gwiazdy siatkówki i bufoństwa (niegdysiejszą przyjaźń puścił w niepamięć) oraz dziewczyną drugiej szkolnej gwiazdeczki sportu i bucowatości (w sumie okazał się nie być taki zły). A tu niespodzianka.  
    Trochę wstydził się swoich wcześniejszych opinii. Ale nie cofnie już tego, co myślał. A teraz sądził, że Michelle... że Michelle. W sumie nie umiał tego określić i nawet się nie starał. Pewnych mieszanek lepiej nie definiować, to może okazać się niebezpieczne.  
    Tak jak i niebezpieczne było to, że tutaj przyszła. Nie powinna. Same kłopoty i przeszkoda, tak to jakoś by to z Bykiem załatwili. Raczej nie polubowanie, ale przecież dyrekcja zauważyłaby tylko skutki, a przyczyny już nie. Cóż, a do szpitali chyba by siebie nie powysyłali. Chyba.  
    Philip wykonał salto w tył, żeby zwiększyć odległość. Potrzebne mu to było do wykonania dwóch prędkich obrotów, a następnie kopnął Byka z wyskoku. Facet zachwiał się niebezpiecznie, więc Wood doprawił to wszystko kopniakiem z półobrotu i Byk już leżał. I w tym momencie między nimi pojawiła się Michelle, uniemożliwiając dokończenia dzieła. Wtedy musiałby i ją nieco uszkodzić. W tym czasie Byk pozbierał się. Jak to było możliwe? Gość musiał mieć w sobie dużo uporu, no i być z twardej gliny ulepiony. Był czerwony ze wściekłości i zmęczenie, sapał chyba gorzej niż Wood. Byk znów rzucił się z łapami, ale jakoś łagodniej. Pewnie nieco ograniczała go wiedza, czyją siostrą i dziewczyną jest Michelle, więc Philip z łatwością go powstrzymał, nawet z takiej odległości. Ale przed słowami już nie.  
    - Chodźmy - warknął przez zęby do Michelle i chwycił ją za ramię, by zmusić do odwrócenia się i odejścia.  
    Sam też to zrobił, chociaż miał inny plan. Już po chwili błyskawicznie przykucnął i oparł obie ręce o podłoże, unosząc ciało w górę. Nogami podciął Byka, a potem poderwał się w górę i w podskoku wykonał pełen obrót, kończąc sekwencję kopnięciem w klatę Byka. Chłopak upadł i nie zanosiło się, żeby miał siły na dalszą walkę. Philip spojrzał na niego pogardliwie, a potem odwrócił się na pięcie i powędrował w miejsce, w które rzucił plecak z nożem.  
    - A niech mnie wyrzucą - powiedział - Nie zależy mi na tej szkole, mało co mnie tu trzyma.

    OdpowiedzUsuń
  25. [luzik,luzik!]
    Byłem sumienny i z reguły nigdy nie miałem w naturze opuszczanie treningów; nawet tych szkolnych. Wiedziałem, że to właśnie ciężką pracą można zajść daleko, więc liczy się każda minuta spędzona, nawet i na powtarzaniu cały czas tego samego ćwiczenia.
    Treningi koszykówki mamy o dość późnych godzinach, niestety szkoła tylko o tej godzinie mogła udostępnić dla nas salę gimnastyczną.
    Wszedłem, a tam ciemno jak nie powiem gdzie. Nikogo nie było słychać a to dziwne bo David już dawno powinien być, zawsze jest pierwszy.
    Zamiast wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta zobaczyłem Michelle... jego dziewczynę.
    Harwell i David dobrali się; jedni z najpopularniejszych, ta pacha pomponami, ten rzuca do kosza - para wręcz wyjęta z filmów o amerykańskich nastolatkach. Tylko, że "eM" zupełnie nie pasowała mi to całej otoczki dziewczyny kapitana drużyny.
    -Słucham, chyba sobie kpisz i dlaczego niby nawet nie zostałem poinformowany? - Tak, zaburzyć moją równowagę - David, kretyn nawet nic nie wspomniał. Miałem pomóc matce w posprzątaniu garażu, ale zamiast tego poszedłem na trening a tutaj okazuje się, że go nie ma, fak!

    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  26. [ Witam i przychodzę z obiecanym pomysłem na wątek. Może będzie on trochę oklepany, ale co tam. Zespół Nico wynajął sobie salę gimnastyczną na jakąś tam godzinę. Niestety coś się dyrektorowi pomyliło i o tej samej godzinie swoją próbę mają cheerleaderki. Na początku jakoś tam dochodzą do porozumienia w tej sprawie, ale później okazuje się, że dziewczętom przeszkadza głośna muzyka, a Lee i Matt z zespołu chłopaka nie mogą się skupić na graniu, bo COŚ ich rozprasza. Może być? ]

    Nicholas Sykes

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Chętnie zacznę jeżeli masz dużo rzeczy na głowie, więc to po prostu od Ciebie zależy. Mi wszystko jedno. Jak Tobie wygodniej. :3 ]

    Nicholas Sykes

    OdpowiedzUsuń
  28. Amelie już przestała zwracać uwagę na to, czy ludzie na nią patrzą, czy też nie. Z początku, kiedy weszła w subkulturę metali, czuła się nieswojo, kiedy to idąc ulicami miasta ludzie się jej przyglądali, jakby przyleciała co najmniej z innej planety bądź urwała się z choinki. Z czasem jednak się przyzwyczaiła.
    Wiedziała że nadal wzbudzała zainteresowanie, szczególnie wśród starszego społeczeństwa, bo jej rówieśnicy już raczej nie zwracali uwagi na jej strój i na nią samą. Amelie po prostu była i już. Peterson jakoś nie uważała, aby komukolwiek zapadła w pamięć, bo raczej nie utrzymywała kontaktów z ludźmi ze szkoły a i wydawało się jej, że nikt jej nie zauważa, co całkiem jej odpowiadało.
    Siedemnastolatka zlustrowała uważnym spojrzeniem zielonych oczu Michelle. Od razu rzucało się w oczy jak wielka różnica jest między tymi dwiema dziewczynami.
    Peterson od razu zauważyła to zakłopotanie które ogarnęło Harwell, gdy usłyszała odpowiedź. Bo przecież ktoś normalny odpowiedziałby zapewne Tak, chodzę na te zajęcia a nie Może. Mimo wszystko na karmazynowych ustach ciemnowłosej pojawił się zadowolony cień uśmiechu, bo prawda była taka że Ame lubiła wprawiać w zakłopotanie inne osoby. Lubiła widzieć to ich zdezorientowanie w oczach, to jak intensywnie próbują odpowiedzieć coś logicznego .
    -Miał pomóc chór, a z tego co mi wiadomo, to nie jest on jednostką jednoosobową więc...-przerwała, rozglądając się na boki.
    -Więc chyba będziesz musiała trochę poczekać, aż łaskawie zjawi się reszta-dokończyła w końcu, upijając ponownie łyk wody.
    Amelie

    OdpowiedzUsuń
  29. Chwyciłem za torbę, w sumie bardziej za nią szarpnąłem; zarzuciłem na ramię i bez słowa wyszedłem z sali czekają na "eM" - tak miałem w zwyczaju ją nazywać, jakoś tylko ona zasłużyła na owy skrót od pierwszej litery imienia "eM" było o wiele ciekawsze niż Michelle.
    Było już zdecydowanie późno, widać było to również za oknami szkoły. Nie mogłem teraz tak po prostu pójść sobie i zostawić jej, a w drodze do domu zastanawiać się czy coś się jej nie stało - Może by Cię tak odprowadzić? - Po jej minię raczej nie przypuszczała, że właśnie ten Adams zaproponuję się wspólny spacer bez jakichkolwiek zobowiązać, w drodze do domu, aby nic się jej nie stało. - Hmm, może być? Czy nie chodzisz wieczorami z nikim innym prócz Davida?

    [w trakcie wpadłam na pomysł czy by tak w drodze ich ktoś nie napadł xD mogłoby być ciekawie]Anthony

    OdpowiedzUsuń
  30. [Chcesz wątku może? Bo ja bym była skora coś naskrobać, jeśli mi się pomysł jakiś podrzuci]/Max

    OdpowiedzUsuń
  31. Chyba sądził, że Michelle do Byka podbiegnie i mu pomoże wstać, odprowadzi do pielęgniarki czy zrobi coś w tym guście. Nie spodziewał się, że kompletnie zignoruje pokonanego. Zachowała się tak, jakby to Byk był tym złym, tym winnym, tym gorszym, a w gruncie rzeczy to Wood zaatakował, wymierzył pierwszy cios. Oczywiście, mógłby usprawiedliwiać się tym, że Byk go słownie prowokował, ale i tak nie powinien go uderzyć. Tylko spojrzeć z góry, prychnąć i odejść, nie zaszczycając swoją uwagą kogoś takiego. Ale nie potrafił go zignorować.
    W czasie bójki adrenalina gwałtownie podskoczyła. Oskrzela się rozszerzyły, ułatwiając i przyspieszając oddech, źrenice również stały się większe. Serce biło Woodowi w szaleńczym tempie. Ale teraz, już po wszystkim, organizm powrócił do normy. Philip zaczął odczuwać zmęczenie oraz ból. Dłoń, którą Byk miażdżył mu bólem, pulsowała tępym bólem. Spuchła i była czerwona; zaczął rozmasowywać ją drugą ręką. Przynajmniej nie miał kłopotów z tym, co zrobić z kończynami górnymi.
    Bolały go również inne części ciała. Pewnie ma jakieś otarcia i zadrapania na plecach, później ukażą się zapewne liczne siniaki. Przynajmniej nie uszkodził twarzy, z czego bardzo się nie ucieszył. Nie chodziło mu o względy estetyczne, tym się nie przejmował. Ale na twarz ludzie patrzą, więc nauczyciele zaczęliby wypytywać co się stało. Chciał tego uniknąć. Tym bardziej, że o ile rozciętą wargę czy obolały nos mógłby wyjaśnić jakimś głupstwem, o tyle ciężko byłoby mu to samo zrobić z podbitym okiem. Co prawda i tak nie mogliby wyciągnąć żadnych konsekwencji, bo chociaż bójkę by podejrzewali, to nie byliby jej świadkami ani nie posiadali żadnych dowodów.
    Chyba że Michelle by im podszepnęła parę słówek, istniała spora szansa, że jej by uwierzyli.
    — Nie martw się, nie zabiję ani jego, ani jemu podobnych. Nie zamierzam przecież rozwalać wspaniałej drużyny koszykarskiej — warknął nieprzyjemnie.
    Właściwie to nie chciał tego powiedzieć, a już na pewno nie takim tonem. Powinien wydusić siebie jakiś tekst w takim rodzaju, co ona, jakieś głupie: „Fakt, nieźle go znokautowałaś”. Ale nie wyszło. Był zmęczony, był rozdrażniony, był skrępowany i wiedział, że jej tu nie powinno być, bo… bo to była Michelle. Zerknął na nią przelotnie, ale szybko odwrócił wzrok. Przez chwilę spoglądał w jakiś daleki punkt, a potem wbił spojrzenia w swoje buty.
    Wood nie był tym typem człowieka, który wykazuje ogromną empatię i ogładę towarzyską. Niekoniecznie należał do grupy osób zawsze delikatnych i zawsze taktownych. Był szorstki, chropowaty jak papier ścierny. Dodatkowo nie był ekspresywny, uczucia okazywać potrafił głównie te negatywne. W kontaktach z ludźmi, których nie znał dobrze, a z którymi mimo tego wiązał się pewien bagaż emocjonalny (chociaż może to zbyt wielkie wyrażenie), był jeszcze bardziej oschły niż na co dzień. A przecież to była Michelle, jak dla niego to można postawić przy niej znak równości z jakimś dziwnym napięciem.
    Oczywiście, że ją kojarzył. Przecież kiedyś dość mocno kumplował się z Travisem, więc jakoś mu przed oczami przemknęła. Tyle, że młodsze siostry kumpli traktuje się jak młodsze siostry kumpli, to zupełnie inna kategoria człowieka. Teraz przyłapywał się czasem na tym, że zerka na nią o sekundę za długo, że widzi Michelle, a nie jakąś tam cheerleaderkę.
    Z pewnością w tym gronie nie były tylko dziewczyny płytkie i z ambicjami większymi niż bycie popularną i mienie chłopaka – koszykarza. Ale faktem jest również to, że część z nich właśnie taka była. Philip oceniał całościowo, nie powinien co prawda, ale tak właśnie robił. (A Gwen to oddzielny temat u niego.)
    — Za pojedynczą bójkę mnie nie wyrzucą — powiedział po chwili krępującego myślenia.
    Fakt, za pojedynczą nie wyrzucą. Tyle że to nie była już pierwsza bijatyka z udziałem Wooda. I nie tylko tego typu przewinienia miał na swoim koncie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. krępującego MILCZENIA

      [aż tak głupi to chyba nie jest, aby go myślenie krępowało]

      Usuń
  32. Blake wiedziała, że Michelle nie czuje się w jej towarzystwie komfortowo. Może ujęłoby ją to bardziej, gdyby w jakimkolwiek stopniu zależało jej na dobrych stosunkach z dziewczyną Dave’a – tak jednak nie było. Antypatia ta była chyba zwyczajnie wrodzoną skazą na DNA, jakimś złośliwcem genetycznym, rysą, której ani nie można było przeskoczyć, ani usunąć. Kiedyś ktoś z wspólnych znajomych rzucił, że Blake jest zazdrosna – nawet przez moment zaczęła się nad tym zastanawiać, ale nie, to nie było to. I nie chodziło też o to, że Michelle ma jakieś niemiłe przyzwyczajenia, albo że w jakiś sposób wpływa na więź Blake i Dave’a – nie, nic z tych rzeczy. Blake po prostu nie znosiła Harwell i nawet gdyby nagle wpadło jej do głowy, żeby chcieć to zmienić (póki co ani razu taka myśl jej nie nawiedziła), najprawdopodobniej nic nie dało się w tej sprawie uszczknąć. Sprawa z góry przegrana, a uśmiech na ustach Blake zawsze wymuszony.
    - Hej – powtórzyła krótko, nie siląc się nawet na zarys zainteresowania. Siedziała pod ścianą, raz po raz unosząc papierosa do ust – ani nie czuła wielkiej chęci na palenie, ani nie chciało się jej zupełnie pozbyć kolejnych paczek pojawiających się w torbie, więc paliła raz na jakiś czas, dając tym wyraz swojego znudzenia. Poza tym – czas mijał tak szybciej, a mechaniczny ruch uspokajał, chociaż ona akurat tego ostatniego nie potrzebowała. No, na razie nie potrzebowała. Z dziewczyną Dave’a było tak, że, choćby nie wiadomo jak się starały, zawsze było drętwo i niezwykle trudno – no cóż, może dlatego, że Blake starała się za mało i zbyt nieszczerze. Gdyby była szczera, byłoby pewnie jeszcze gorzej, a naprawdę nie chciała robić przykrości… Dave’owi, oczywiście.
    - Czekasz na brata? – spytała. Na zajęciach umówiła się z Dave’m, że wypadną gdzieś razem po treningu i miała wielką, wielką nadzieję, że jej szalonemu przyjacielowi nie wpadło do głowy, żeby ciągnąć na spotkanie swoją dziewczynę. I nawet nie chodziło tylko o wątpliwie uroczą atmosferę, jaka by zapanowała. Po prostu pewne tematy nie były przeznaczone uszu Michelle, nawet nie po trupie Blake, brońcie bogowie.

    Blake

    OdpowiedzUsuń
  33. Czy Amelie była osobą tolerancyjną? Sama tego dokładnie nie wiedziała. Miała znajomych, którzy opowiadali rasistowskie kawały, z których to śmiali się wszyscy. Ale nie, rasistką nie była, bo nie zwracała uwagi na to, czy człowiek jest biały, czarny, żółty czy jeszcze jakiegoś innego koloru. Ba, nawet bywały momenty że stanęła w obronie takiego piętnowanego przez innych człowieka, więc aż tak źle z nią nie było. Zdołała już zauważyć że ludzie, którym nie pasuje wygląd innych są mocni w grupie. Natomiast gdy są sami, gdy nie ma przy nich innych są jak myszy pod miotłą, słowem się nie odezwą. Takie zachowanie było, zdaniem Peterson, żałosne, więc nawet go nie komentowała, bo nie widziała najmniejszego sensu.
    Stojąc tak, Amelie schowała w końcu butelkę z wodą do plecaka, po czym przeczesała palcami czarne kosmyki, odgarniając je na plecy. Sama też się zdziwiła, choć nie dała tego po sobie poznać, że nikt z chóru się nie zjawił, a przecież zajęcia nie były odwołane, bo wcześniej zostaliby o tym powiadomieni. Albo jej coś umknęło...Słysząc słowa Michelle, wzruszyła jedynie ramionami, bo dziewczyna miała rację jakby nie patrząc. Nikt już chyba nie miał zamiaru się pojawić, a i Ame nie miała tutaj tak co stać, więc spokojnie mogła sobie pójść na szkolny parking i pojechać do mieszkania, zyskując na tym dodatkową godzinę nic nie robienia. Widząc jednak, że jej rozmówczyni się nie rusza a nadal stoi w tym samym miejscu, Peterson uniosła w górę brew, czekając aż Harwell coś powie.
    Propozycja nie była taka zła i Amelie mogła z niej skorzystać bo i tak nie miała nic ciekawszego do roboty. Siedzenie w pustym mieszkaniu nie było zachęcającym pomysłem, siedemnastolatka ostatnimi czasy (a dokładniej od wyprowadzki jej byłego chłopaka) miała wrażenie że chyba powoli zaczyna świrować z tej samotności.
    Niewiele myśląc, kiwnęła głową na znak zgody, wsuwając przy okazji ręce w kieszenie spodni. -A wiesz, chętnie. Przynajmniej nie będę się nudzić-powiedziała.
    Amelie

    OdpowiedzUsuń
  34. [To się jeszcze rozwinie! Załóżmy, że rzeczywiście taka sytuacja następuje. Bart nie zdziała nic, bo powiedzmy, że ma lekcje, a tu jakiś stary piernik zaczyna mięć wąty. Na początku spokojnie, w końcu jednak następuje jakimś moment kulminacyjny, kilka słów za dużo i Max prawdopodobnie już będzie sie chciała na niego rzucić z pięściami, więc wkracza do akcji Michelle, trochę łagodzi sytuację, Bahnert trochę tam z tyłu się już uspokaja, ale wciąż chce facetowi połamać szczękę. Dziewczyna to widzi i zabiera ją ze sobą, żeby czasem nie wpakowała się w jakieś kłopoty. No i lądują gdzieś poza szkołą: park, tory kolejowe, mieszkanie którejś z nich, przy czym Max raczej jest zdenerwowana, bo bardzo nie lubi jak ktoś ratuje jej skórę]/Max

    OdpowiedzUsuń
  35. Istniały jakieś zasady, które Philip przestrzegał, chociaż przejęło się, że chłopak dla regulaminów żadnego poszanowania nie miał. Ale bójki to co innego. Nie atakował bez powodu, chociaż prawdą było, że czasem ten powód w mniemaniu wielu do bitki upoważniający nie był. Zresztą, co by niby było? W każdym razie nie rzucał się na kogoś, bo został obdarzonym krzywym spojrzeniem albo chciał się wyładować. Aż tak paskudny to nie był. Poza tym kompletnych słabeuszy nie bił. I, oczywiście, kobiety miały immunitet. Dziewczyny nie uderzyłby nigdy.
    No, dobrze, to przesada. Gdyby pierwsza zaatakowała go dziewczyna o takiej sile i posturze, że odepchnięcie na nic by nie zdało, walczyłby w swojej obronie. Przecież takie też się zdarzają. Ale pierwszy by nie uderzył. Przynajmniej tak było do tej pory i sądził, ze w dalszym życiu również tak będzie postępował. Ale kto wie, co przyniesie czas i co można zrobić pod wpływem silnych emocji…
    Byk oczywiście nie kwalifikował do żadnych z tych grup, więc się chłopakowi dostało. Tak jak i niegdyś Travisowi. Nawet nie pamiętał o co im wtedy poszło, pewnie o nic poważnego, sporo się między nimi niesnasek nagromadziło, więc kwestia czasu było to, kiedy to wybuchnie. Tyle, że z bójki z Harwellem Wood wyszedł o wiele bardziej poobijany i pokrwawiony. Oczywiście, Travisowi również nieźle się dostało… Szkody były obustronne. Przy tym drobne rany, które teraz Philip odniósł, to drobnostka, głupstwo niewarte uwagi.
    Ale z tego powodu – i jeszcze kilku innych – obecność Wooda w drużynie była niepożądana. Zresztą, nie wiadomo, czy by się dostał, czy starczyłoby umiejętności. Fakt, był zwinny, z jego kondycją było wszystko w porządku, ale na tej zasadzie można by stwierdzić, że nadaje się do każdego sportu. A to przecież nie było prawdą. W koszykówce nie chodzi tylko o to, by biegać po boisku w tę i z powrotem – z czym by sobie Wood poradził – ale jeszcze o kilka spraw, w których niekoniecznie chłopak przodował. Zresztą ten sport nigdy go nie pasjonował.
    Spróbował sobie wyobrazić siebie w tym ich stroju i w kompanii z takimi typami jak Harwell, Byk, Ainsley czy Adams… Rozbawiła go ta wizja. Zabawnie by musiało być, doprawdy. Właściwie to Wood czasem zastanawiał się, jak ta drużyna w ogóle może funkcjonować z takimi zawodnikami. Przecież w grupie nie ma ja, a czy część z graczy nie chce dla siebie wszystkich zaszczytów, a więc gra egoistycznie? Najwyraźniej nie, skoro odnoszą jakieś sukcesy… Philip jednak nie oglądał ich meczy, więc nie potrafił tego stwierdzić.
    No i gdyby jakimś cudem był w składzie, to pewnie liczba bójek na jego koncie znowu by podskoczyła. Więc szybko zostałby wywalony – z drużyny, a może i ze szkoły… Cóż, tego uniknąć chciał, głupio byłoby zostać zdyskwalifikowanym na finiszu.
    — Nie prosiłem o to — skwitował jednym stwierdzeniem jej wszystkie słowa.
    I znowu – jak wiele może znaczyć ton. Same w sobie słowa nie były pejoratywne, ale i nie zaskakiwały pozytywnością. Gdyby wypowiedzieć je chłodno, mogłoby zabrzmieć bardzo nieprzyjemnie. Wood powiedział to jednak względnie łagodnie, jak na niego. Bo nie był urażony czy obrażony, po prostu… po prostu nie prosił o to. Zarówno o wstawienie się w razie jakichś nieprzyjemności związanych z tą bójką, jak i o pomoc z ręką.
    W pierwszym przypadku wątpił, że Byk coś zrobi. Co by o nim nie mówić, nie był typem donosiciela. Zresztą byłoby to tak: jego słowa przeciwko słowom Wooda, a tak się składało, że obaj nie mieli najlepszej opinii u dyrekcji. Pewnie skończyłoby się to karą dla ich obu, a więc bardzo dla Byka nieopłacalne. Poza tym… poza tym Wood pierwszy zaatakował, ale to Byk chciał użyć noża. Ale jakoś milej się zrobiło Philipowi po tej deklaracji Michelle.
    Co do drugiego, to się Wood nieco uniósł dumą. Jaka apteczka, z jakiej szatni? Cheerleaderek? Eee, chyba podziękuje. Z koszykarzy? Eee, zdecydowanie podziękuje. Zresztą lepiej tej łapy nie pokazywać nikomu, bo to świadczy o jakiejś tam porażce, że do jej uszkodzenia w ogóle dopuścił. Chyba nikt nie lubi przyznawać się do niepowodzeń, a przynajmniej tak jest w przypadku Philipa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poradzi sobie, są inne możliwości.
      — Nie warto się kłopotać, zaraz samo wróci do normy — zbagatelizował.
      Przekręcił plecak, który niósł na jednym ramieniu, żeby móc coś z niego wyciągnąć. Odsunął suwak i wyjął ze środka butelkę wodę. Odkręcił korek i wziął kilka potężnych łyków. Resztą zawartości ochlapał sobie głowę. Tak lepiej.
      Pusty plastik zgniótł zdrową ręką i wrzucił go do kosza, który mijali. Drugą dłoń schował do kieszeni, żeby – chociaż niezbyt przyjemnie – nie była na widoku.

      Usuń
  36. Uśmiechnąłem się pod nosem, w momencie odwrócenia się od niej; tak by tego nie widziała.
    Na zewnątrz było ponuro, a trochę jasności na świecie dodawały stojące co kilka metrów lampy; mimo to trudno było coś zauważyć. A ja miałem wciąż nieodparte wrażenie, że nie jesteśmy sami; ta myśl nie dawała mi spokoju, ale mogłem równie dobrze to sobie uroić, gdyż chyba naoglądałem się za dużo filmów.
    Poprawiłem torbę na ramieniu, ale że ciągle myślałem o tym wszystkim postanowiłem zapytać się Harwell czy ona też coś czuję - Ej, powiedz mi, może to ja już mam zryraną banie, ale czuję jakby ktoś za nami szedł albo ogólnie nas śledził.

    OdpowiedzUsuń
  37. [trochę naciągane, bo jest z NY i musieli by tam lecieć, ale dajmy na to, że przyjechali go odwiedzić;)]
    Od tygodni nie był w tak dobrym humorze jak dziś. Ostatni raz, chyba jeszcze w Nowym Jorku, niezwykle miła odmiana. Mahomet nie mógł przyjść do Góry, więc Góra przyjdzie do Mahometa. Przyleci, dokładniej i jeszcze zorganizuje imprezę. Chyba nawet nie był świadomy jak bardzo za tym tęsknił, póki nie pojawiła się okazja na przypomnienie Nowojorskich zwyczajów. Apartament w hotelu, zamiast jakiegoś starego domu, porządny alkohol zamiast taniego piwa w plastikowych kubeczkach. Kiedyś jego chleb powszedni, teraz - raj na ziemi. Pozostawało tylko zaczekać do soboty, a w międzyczasie znaleźć towarzystwo - obiecał, że poznają kogoś z jego nowych znajomych. Teoretycznie, nie powinien być to problem, prawda wyglądała jednak tak, że Stanley nie miał zbyt wielu jakiś bliższych znajomych. Tym bardziej takich, których chciałby przedstawić. Padło więc na Michelle, pierwszą osobę o której pomyślał zastanawiając się, kto mógłby z nim pójść. Nadawała się idealnie - ładna, ale nie głupia, sympatyczna i dobrze się z nią dogadywał.
    Pierwszą rzeczą jaką zrobił w przerwie na lunch to zlokalizował dziewczynę, ciesząc się, że póki co siedzi bez chłopaka. Mogło by się zrobić niezręcznie, gdyby zaprosił ją przy nim.
    -Co robisz w sobotę wieczorem? - z wesołym uśmiechem zajął miejsce na przeciwko dziewczyny, nie bawiąc się nawet w wyjaśnienia. Dziś wyjątkowo nie był podobny do 'zawsze poważnego pana Malcolma', może był nawet troche za mocno podekscytowany, ale na jego miejscu, każdy by się cieszył.

    OdpowiedzUsuń
  38. Rzeczywiście Michelle coś w sobie miała, co pozwalało jej na nawiązanie kontaktu ze Stanleyem, który ogólnie do poznawania ludzi tutaj był raczej sceptycznie nastawiony. Nie było co ukrywać, to, że była atrakcyjna i spodobała się mu na samym początku nie przeszkadzało. Ale był grzeczny, miała chłopaka więc otwarcie się do niej nie przystawiał. Zazwyczaj.
    Fakt, że David odwołał sobotnie plany ogromnie działał na jego korzyść.
    -Oczywiście, że zapraszam Cię dlatego, że zakochałem się w Tobie od pierwszego wejrzenia - znów na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, kiedy zabierał się za jedzenie swojego lunchu. Swoją drogą, jedzenie w NY też mieli w szkole lepsze.
    -Przyjeżdżają znajomi z Nowego Jorku i robią imprezę, stęsknili się za mną. I bardzo byłoby mi przyjemnie gdybyś została moją osobą towarzyszącą - a dodatkowo oprócz mojego kuzynostwa nie znajdzie się inna osoba, którą znam dostatecznie dobrze i z którą lubię spędzać czas, ale tego nie musiała już wiedzieć. Zdecydowanie nie wychodziło mu tu nawiązywanie znajomości, wybredna była z niego bestia. W wielu osobach irytowało go też to, że starali się z nim zakumplować z litości - biedny chłopiec, który stracił rodziców. Ledwo się poznawali i myśleli, że zacznie im się zwierzać, z tego co leży mu na sercu, bo a pewno ma ze sobą teraz masę problemów.
    Michelle teoretycznie też postanowiła się do niego zbliżyć dlatego, że jest nowy i chciała mu pomóc, ale nie pokazywała tego tak otwarcie. Po prostu zaczęli rozmawiać, nie naciskała na żadne tematy. Dobrze się dogadywali, przynajmniej z jego perspektywy.
    -Zrobisz mi tą przyjemność?

    OdpowiedzUsuń
  39. To nawet nie chodziło o to, że Wood jest z gruntu człowiekiem aspołecznym. Fakt, trzeba przyznać, że duszą towarzystwa to on nie był. Zabawianie ludzi rozmową stanowczo nie było jego żywiołem. Prawdopodobnie wynikało to z tego, że – chociaż nie można go było nazwać stuprocentowym mizantropem (mizoginem też nie, w tym kontekście płeć go nie obchodziło) – ludzie go niemożliwie wkurzali. Przynajmniej większość. Dlaczego miałby tracić czas i siły na rozmowę z takimi osobnikami?
    Fakt, zdarzali się tacy, których Wood swoją sympatią obdarzał. Wtedy z nimi rozmawiał, chociaż też trudno nazwać go gadatliwym. On nie z tych, co to mówią, byle mówić, gadają po próżnicy czy rzucają utartymi frazesami. Cenił ludzi, z którymi dobrze się milczało, którzy wiedzieli, kiedy pora jest nic nie mówić. Ale też całkowitym mrukiem nie był, nie ograniczał wszystkiego do absolutnego minimum, nie zawsze był lakoniczny.
    A teraz tak wyszło, ponieważ…
    Chciał porozmawiać z Michelle. Myślał o tym, kiedy na przykład mijali się na korytarzu i ich spojrzenia na chwilę się spotykały. Wydawała mu się zwykłą, fajną dziewczyną, a to było dla niego interesujące. Możliwe, że także przez pewien kontrast. To znaczy – nie miał najlepszego zdania o towarzystwie, w którym się obracała, czyli ci wszyscy koszykarze i cheerleaderki. Ona wydawała mu się od nich inna, przez to zagadkowa. Chciał dowiedzieć się o co chodzi, chciał po prostu ją poznać. Rozmowa byłaby dobrym pomysłem.
    Pewnie dlatego, paradoksalnie, tak źle się ona toczyła. Pomijając już okoliczności, w których do spotkania doszło, bo to już inna para kaloszy. Chodzi o to, że zazwyczaj tak jest, że nasze oczekiwania czy wyobrażenia boleśnie ścierają się z rzeczywistością. Bo w myślach mogliby przeprowadzić wspaniałą konwersacje, zapewne. Gorzej, jak to wypada w realnym życiu. Wood był skrępowany i spięty, przez to lakoniczny i prawdopodobnie z zewnątrz wydawał się niechętny temu wydarzeniu. A sytuacja mu nie pomagała, na pewno.
    Biorąc pod uwagę to wszystko, chyba dobrze, że odrzucił pomoc z ręką. Prawdopodobnie wtedy byłoby jeszcze bardziej niezręcznie. Chyba. Pomysł z przyłożeniem czegoś zimnego do dłoni był niezły. Rzeczywiście mógłby kupić jakiś zimny napój, problem był jednak taki, że nie miał przy sobie pieniędzy. Możliwe, że Michelle miała jakieś drobniaki, brał to pod uwagę, ale już tego, że od niej pożyczy, już nie. Nie lubił pożyczać od kogoś choćby i najdrobniejszej kwoty, a szczególnie od osoby, której za bardzo nie znał. To nie chodziło o to, że miałby problemy z oddaniem w terminie, bo – chociaż nadmiarem funduszy nie grzeszył – biedakiem nie był. Tylko po prostu… głupio mu było. Chociaż zawsze by miał jakiś powód, żeby potem do dziewczyny podejść i zwrócić należność za napój.
    Ale, oczywiście, odrzuciłby taką propozycję. Przyznać jednak musiał, że milej mu się na sercu zrobiło, kiedy dziewczyna mu jakąś pomoc zaproponowała. Tak przyjemnie po prostu. Z kolei to jej spojrzenie nawet go rozbawiło. I w sumie jeszcze bardziej, może z przekory, upewniło w przekonaniu, że powinien postępować po swojemu.
    Do pielęgniarki nie pójdzie, na pewno nie. Ale w tej szkole była pewna osoba, która akurat Woodowi przyjazna była. Pedagog. Wiedział, że w tym swoim gabinecie ma odpowiedni sprzęt do parzenia herbaty i kawy, ale czy posiadała na składzie lód… Pewnie nie, ale zawsze mógłby do niej pójść. Zerknął na zegarek i westchnął cicho. Nie wiedział, do której pracowała, ale podejrzewał, że już zakończyła swój dzień w szkole. W sumie nic nie szkodzi, poradzi sobie sam.
    Już miał coś powiedzieć, kiedy Michelle zwróciła uwagę na woźnego. O cholera. To rzeczywiście on. Delikatnie mówiąc, kontakty Wooda i woźnego nie były najlepsze. Były wręcz tragiczne. Lepiej, żeby nie zauważył on Wooda, bo zaraz zacznie coś węszyć. I może potem napatoczy się jeszcze Byk… O nie, lepiej losu nie kusić.
    — Woźny za mną nie przepada, a że nie chcę mu psuć dnia… — Wood wzruszył ramionami. — Zniknę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozejrzał się dookoła. Tylko gdzie…? Ma wleźć pod trybuny? Ekhm, aż taka tchórzliwa ucieczka nie była w jego stylu.

      [Nawet nie zdążyłem zobaczyć tej sześćdziesiątki dziewiątki.]

      Usuń