środa, 26 czerwca 2013

Chyba urwał mi się guzik od spodni.

Olivier Bossert
za dużo energii
ósmy marca
ur. w Chicago
chciałby Nobla
redaktor naczelny
kółko językowe
randkowe dno
jedynak
nie przegadasz

Rodzice kiedyś mu powiedzieli, że ze wszystkich dzieciaków o jakich dane im było słyszeć, to właśnie ich syn najszybciej nauczył się mówić. I że to był chyba znak. Znak, który powinni byli odpowiednio zinterpretować i zawczasu zakneblować dziecko. A najlepiej oduczyć mówić, bo w innym wypadku cisza zamieni się w zapomniane zjawisko. Mimo to, na swoje nieszczęście, nauczyli chłopca czegoś więcej niż samego mamaOd tamtej pory Olivier Bossert już nigdy się nie zamknął. Nie ma też takiego zamiaru.
               Oczywiście ojciec wolałby, żeby jego syn zamiast popołudniami bez końca uderzać w klawisze klawiatury, zajął się koszykówką czy baseballem, ale nie narzeka. Szczególnie znając zdolności sportowe Oliviera. Mając tę ostatnią rzecz na uwadze, serce boli mniej i przy okazji łatwiej jest się cieszyć z osiągnięć  pierworodnego w różnorakich konkursach literackich. W końcu jest to jakiś powód do dumy.
               Nauczyciele zaś woleliby, żeby Olivier przestał gadać podczas zajęć i aby zadawał pytania zgodne z tematem danej lekcji, a nie wyrwane z kontekstu, na których odpowiedź potrzebna mu jest do kolejnego opowiadania. „Jak długo pali się ludzkie ciało?” to mimo wszystko nie najlepszy sposób na nawiązanie kontaktu z belfrem.
               Olivier to człowiek, którego wszędzie jest pełno. Zwłaszcza tam, gdzie coś się dzieje. Dość pewny siebie, jego upór i zawziętość zdecydowanie przydają się przy prowadzeniu gazetki szkolnej. Najgłośniejszy, zawsze najszybszy do działania, wulkan energii twierdzący, że sen jest dla słabych. Bezpośredni i bezkompromisowy. Sam siebie uważa za nadzwyczaj przeciętnego. Chamsko wtrąca się w cudze rozmowy, przy czym wiecznie ma najwięcej do powiedzenia. Skrycie lubi udowadniać innym, że nie mają racji, chociaż samemu ciężko mu się przyznać do błędu. Rzadko kiedy racjonalny, przeważnie z głową w chmurach, chociaż w niektórych sprawach nadzwyczaj skrupulatny. Nie ma siły, która odciągnęłaby go od pisania. Choćby ziemia pękała, a mury się waliły, to co ma zapisać - zapisze. Nawet na skrawku znalezionego pod nogami papieru. 

No cześć.
Mick Jagger i Dylan O'Brien.
Wątki, notki i powiązania. Wszystko.

31 komentarzy:

  1. [Podglądałam, przyznaję się. <3 Wymyśl nam wątek. I powiązanie, powiązanie też. :D]

    Abbey

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dyla, Dylan, Dylan <3 I ojej, jakiż on uroczy *,* Co do wątku, Olivier to chyba z wolnych jest, prawda? Jeżeli tak, dyrekcja pewnie narzuciła już jakieś powiązanie Olliego i Alci, aczkolwiek ja jeszcze maila nie dostałam, może ty coś wiesz o ich relacjach? :D]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dobry dzieciak z tego Oliviera :D Rzuć pomysłem, jeśli masz jakiś pomysł. A jeśli nie, to poczekaj do weekendu, sama coś trzasnę ;)]

    Blake

    OdpowiedzUsuń
  4. [To jeszcze ja się przywitam! Nasze postacie na pewno mają to ze sobą wspólnego, że są, jak to masz ładnie ujęte w karcie, randkowym dnem. A tacy się zawsze ze sobą dogadają, przynajmniej tak załóżmy na potrzeby wątku. Ich znajomość mogła się zacząć w zeszłym roku, kiedy Oliver chciał coś od Frankie, a ona się zgodziła tylko dlatego, żeby się zamknął. Potem - z zaskoczeniem dla obojga - odkryli, że żadne nie jest takim demonem, jak mówią plotki. W dodatku Pchła jak mało kto zna się na średniowiecznej broni i Oliver może jej używać w charakterze podręcznej encyklopedii. A ona może bezskutecznie uczyć go grania w MTG (bo on przerywałby grę w połowie i leciał zapisać, co sobie właśnie wyobraził).
    Może być takie powiązanie?]

    F. Ainsley

    OdpowiedzUsuń
  5. [To na razie możemy się obejść bez szczególnych powiązań, a zacząć wątek jakoś neutralnie, bo na pewno się znają. On - redaktor naczelny, ona - przewodnicząca samorządu, więc pewnie od czasu do czasu współpracują. Na przykład w szkole może być organizowana jakaś impreza, którą zajmuje się Alcia, a Olivier musi o tym wydarzeniu sklecić kilka zdań i przyjdzie do Ali się o coś wypytać, hm? :)]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  6. [Będę wniebowzięta! Tak w sprawie technicznej: Frankie ma siedemnaście talii, zwykle przed grą rozkłada kocyk na podłodze, żeby folijki się nie rysowały (kocyk jest pastelowy w jakieś słodkie wzorki) i zawsze dba, żeby było co jeść.]
    Frankie

    OdpowiedzUsuń
  7. [Chłopak od zerdzewiałego pierścionka z biedronką (chyba masz już powiązania? jeśli nie - daj znać, naświetle sytuacje) <3
    Tak czy siak, wypadałoby jednak sklecić jakiś wątek i jestem gotowa nawet go zacząć, o ile wcześniej podrzucisz mi pomysł na okoliczności spotkania. Dzisiaj już nie mam do tego głowy, boje się ryzykować porażką.

    p.s Świetny gif! :)]

    Shareen

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ona to obojętna jest do wszystkich ze szkoły XD Ale możemy zrobić tak, że może ją irytować, ale mimo wszystko będzie go lubić, o :D]
    Amelie

    OdpowiedzUsuń
  9. [Witam i zapraszam do wątków :)]

    Ria

    OdpowiedzUsuń
  10. [O. A teraz ją spotka na korytarzu, jak ja popchnie jakiś senior-osiłek i wpadnie na szafki, popłacze się, zrobi dramę, a on sie tylko bardziej wkurzy. I przyjdzie nauczycielka jakaś, a on zwali na nią winę. A ona przytaknie. A Oliver mógłby się zbuntować, czy coś. .o.
    Tak sobie tylko głupio gdybam...]

    Abbey

    OdpowiedzUsuń
  11. [Cześć. Masz już powiązania od administracji może?]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Zatem to będzie zabawne, bo ja sama gram tak, że trzeba się wysilić, żeby ze mną przegrać. Przynajmniej umiem tasować karty, niektórzy, co grają od niecałego tygodnia nawet tego nie potrafią. Wszystko, co dotyczy sposobu grania Pchły i jej tłumaczenia pożyczyłam od mojego kolegi.
    GENIALNE ROZPOCZĘCIE]

    Kocyk w rybki i młodszy brat oglądający kreskówki tak głośno, że słychać było w całym domu, nie tworzyły takiej atmosfery, jaką chciałaby mieć Pchła. Kiedy spędzała czas z Oliverem czuła się jak Merlin uczący młodego Artura. Może Pani Jeziora, zważywszy na płeć i wiek. Podobno Pani Jeziora była piękna, ale Frankie miała nadzieję, że tego chłopak nie wiedział. Inaczej przez uczciwość musiałaby przestać używać tego porównania. Zresztą może kiedyś sama mu powie. Już dawno postanowiła sobie wprowadzać Olivera powoli w świat fantastyki. Żeby się nie zraził. Mimo natury geeka, jakaś malutka część Pchły wiedziała, że normalny nastolatek wystraszy się na widok repliki płaszcza Drużyny Pierścienia w szafie dziewczyny. Ta malutka część zawsze przedstawiała się jako Rozsądek.
    Flea sięgnęła po stojące na szafce szklanki i butelkę Sprite'a. Nawyku stawiania ich na szafce nabrała po tym, jak w domu jednego z jej kolegów morze pepsi pochłonęło talię na sliverach. Wtedy też - w myśl zasady Teoretycznie Możliwej Katastrofy - kupiła folijki do wszystkich siedemnastu talii. Nalała napój, dorzuciła słomki z rozwijanymi cytrynkami (takie były zabawniejsze) i podała koledze.
    - Zaczniemy jeszcze raz - zadecydowała i zgarnęła swoje i jego karty. - Tym razem zagrasz czerwoną talią, tam są trzy smoki i jeden planeswalker... Albo nie, zagramy tam, gdzie ich nie ma.
    Po chwili zastanowienia wybrała z jednego pudełka dwie talie. U szczytu jednej widniał archanioł spowity w niebiańskim blasku, druga miała na górze jakiegoś zaślinionego psa z piekła.
    - Ty dostaniesz białą talię, ja wezmę czarną. I gramy w otwarte karty, może wreszcie załapiesz. Weź z talii siedem kart... Nie, nie te. Przetasuj i weź jeszcze raz. O, te będą dobre. Teraz wybierz jednego landa i połóż przed sobą. Masz kreaturę za jeden? Nie, nie szkodzi, naprawdę, masz bardzo dobre karty. Moja kolej.
    Spojrzała na to, co położyła przed sobą. Siedem kart, którymi tak naprawdę mogła wygrać po trzech rundach. Dwóch, jeśli zaraz przyjdzie jej ten enchantment. Ale nie zrobi tego. Mimo wyraźnego braku umiejętności, Oliver był jednym z jej ulubionych graczy. Poza tym jedynym uczniem, a ona robiła wszystko, żeby nie zrazić ucznia. Tak brzmiała jej mantra.
    - Jeszcze raz wytłumaczę ci, o co chodzi w tej grze. Wyobraź sobie, że jesteś potężnym magiem i czerpiesz moc - czyli manę - która płynie w landach jak podziemne rzeki. Możesz przywoływać potężne istoty paląc tę moc. Zależnie od tego, jak silna jest istota, musisz spalić więcej mocy.
    Z żalem spojrzała na istotę z podwójnym atakiem, ale obiecała obie, że jej też nie wyłoży. Z wiadomych przyczyn.
    - Chyba, że bardzo ci się nudzi. Możemy przerzucić się na coś innego, na przykład D'n'D albo planszową Grę o Tron. Chociaż przydałoby się więcej graczy.

    Frankie

    OdpowiedzUsuń
  13. [ OLIVIER BOSSERT
    Były chłopak. Spotykali się jako... siedmiolatkowie. Co prawda ten etap dawno mają za sobą, ale Shareen nie potrafi pozbyć się zardzewiałego pierścionka z biedronką, tak jak Olivier nie umie wyrzucić dość szkaradnej laurki w kształcie serca.


    Proszę bardzo, mam nadzieje, że pomogłam :D]

    Shareen

    OdpowiedzUsuń
  14. [Muszę się nieładnie przyznać, że pomysł na postać wyszła ode mnie. Ale to w tajemnicy, bo karta pokazuje o wiele lepszą wersję Oliviera, świetnie oddaną. Chcę wątek. Mogę prosić?]

    MICHELLE

    OdpowiedzUsuń
  15. [Musimy mieć wątek, koniecznie musimy. Czuję, że Banch nie daje spokoju biednemu Oivierowi, w końcu czego się nie robi dla sławy :D]
    Lindsay Banch

    OdpowiedzUsuń
  16. [Nie, stanowczo nie udzieliła mu wywiadu. I obawiam się, że od tego momentu Olivier znajduje się na Blake’owej Dead List. To tak w kontekście porażenia prądem ;)]

    Bardziej od szkolnej gazetki nie lubiła ludzi, którzy ją tworzyli. Zdawała sobie sprawę z tego, że prywatnie to bardzo mili nastolatkowie w wieku Under19, ale szlag ją trafiał. Po pierwsze – zazwyczaj za dużo gadali. Po drugie – zazwyczaj byli wszędzie. To „drugie” zwłaszcza boleśnie tkwiło w niej jak zadra. Blake ceniła sobie prywatność. I bezpieczeństwo paru tajemnic, za które grozi coś więcej niż całoroczna miejscówka w kozie.
    Olivier był normalnym członkiem Cholernie Irytującej Instytucji aż do momentu, kiedy nie stał się Irytującym Członkiem Cholernie Irytującej Instytucji. Blake znana była z wyuczonej i letniej cierpliwości, znudzenia godnego słynnej i światłej postaci Garfielda, jej mentalnego mistrza. A jednak rok temu Olivier sprawił, że gdzieś w środku, gdzieś głęboko w Blake obudził się mały Hulk, który miał ochotę chwycić tego człowieka za nogi i bezceremonialnie pomóc jego twarzy spotkać się z podłogą. Ot, Garfield, któremu nadepnięto na łapę, Grumpy Cat w nastroju jeszcze podlejszym.
    Blake nie lubiła pytań, szczególnie tych, które dotyczyły jej osoby. Tak, zdawała sobie sprawę z tego, że wywiad polega właśnie na tym, ale robienie sensacji z tego, że czyjś ojciec jest czołową Drag Queen w Głównym Przybytku Niestosowności wcale nie było fair. Blake nasłuchała się swojego i bez wywiadów. Przeklęta gazetka.
    To tyle, jeśli idzie o pierwszy kontakt na linii Blake – Olivier. Drugie spotkanie nastąpiło na dzień przed Wielką Uroczystością, która – jak wszystkie inne uroczystości – miała wypaść genialnie, wspaniale i bez żadnych błędów. Blake znała to doskonale. Szansa na to, że coś padnie wynosiła dokładnie 100%.
    Nie wiedziała, kto wpadł na pomysł, żeby ją wezwać, ale dzięki tej osobie została zwolniona z dwóch godzin historii, którą lubiła do momentu napisów końcowych w Indianie Jonesie. Nie miała pojęcia, skąd ludzie czerpią informacje o tym, czym Blake zajmuje się poza szkołą i może właśnie chęć odkrycia kto za tym stoi sprawił, że spokojnie ruszyła tyłek w stronę Przybytku Głównych Pogadanek. Po drodze zdążyła nawet zgarnąć z szafki drugie śniadanie (kawałek zimnej pizzy, mniam) i dokładnie dziesięć minut od wezwania jej na miejsce awarii stanęła w drzwiach. Niefrasobliwie, nie narzucając się. Och, ona miała czas. Dużo, wlokącego się jak makaron do spaghetti, czasu.


    Blake

    OdpowiedzUsuń
  17. [Dzień dobry :D. Już lubię Twoją postać, bo wydaje się taka... fajna no xD. Dlatego też chcę wątek. Jakieś pomysły? :) ]
    Erika Molin

    OdpowiedzUsuń
  18. [Powoli brak mi już pomysłów dla każdej postaci, więc chyba będę zmuszona poprosić Cię o pomoc :D]

    _Nadia

    OdpowiedzUsuń
  19. [Jaki on urooooczy. A my chyba mamy powiązanie (:]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  20. [W przerwach między pisaniem karty zaglądnęłam sobie na Ciebie i od razu stwierdziłam, że Greta musi mieć spotkanie z Olivierem.
    ... w sumie w teenwolf zawsze uważałam, że jest on niesamowicie uroczy i od razu widziałam w drugiego Stilesa.]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Tak. Wolisz zacząć już od trwania tego zakładu, czy od sytuacji, która do jego zawarcia doprowadziła?
    Btw. moja mama zwykła mówić coś w stylu "Byłeś takim uroczym dzieciakiem, a potem nauczyłeś się mówić...". Tak mi się z pierwszym akapitem skojarzyło.]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Zależy jaki to typ zakładu - dla nagrody czy upokorzenia. Wiesz, coś w stylu: jeśli wygram, kupujesz mi piwo albo jeśli wygram, idziesz na pocztę tylko w płetwach pływackich. I jeszcze - jak mają niby sprawdzić kto wygrał? Ludzie okrzykną kto lepiej prowadzi tę rubrykę?
    Być może jak kobieta jest w pierwszej ciąży, zostaje zaproszona do spisku matczynego i tam uczą takich tekstów.]

    OdpowiedzUsuń
  23. Kontakty to teraz klucz do sukcesu. Tak mawia jej ojciec, który dzięki znajomościom menadżerów restauracji, którzy znali się z jego szwagrem, mógł szybko rozwinąć swój genialny pomysł i stał się chicagowskim królem ostryg. Być może miał w tym sporo szczęścia oraz nieszczęsne układy, ale się dorobił. Więc jednak kontakty to podstawa, jeśli chce się coś zdziałać.
    Michelle znała naprawdę spore grono ważnych osób w szkole. Znała, ale z niektórymi nie trzymała się tak dobrze jak z Olivierem. Co prawda nie było okazji, żeby siedzieć razem na stołówce czy tańczyć na imprezie, ale całkiem niedawno mieli okazję współpracować razem przy wielkim wywiadzie z cheerleaderkami. Poza tym, Olivier miał jako takie układy w samorządzie. To było przydatne dla Michelle. Nie żeby go wykorzystywała. Łączyła przyjemne z pożytecznym. Mało było ludzi, wbrew pozorom, z którymi można na spokojnie pogadać i jednocześnie poprosić o przysługę.
    Coroczna kampania "Szanuj człowieka, szanuj siebie", organizowana przez fundację na rzecz uchodźców, zawitała znów do ich szkoły. Głównie dzięki zeszłorocznej akcji Michelle, która wciskała wzory datków każdemu rodzicowi na wywiadówce. Specjalnie została po lekcjach i olała trening, dokładnie to pamiętała. Tym razem akcję lepiej było propagować szkolną gazetką.
    Pora lunchu była najlepszą porą w szkole, niezaprzeczalnie dla każdego normalnego ucznia. Z tacką, na której leżał naleśnik i czekoladowe mleko, przecisnęła się między stolikami, odmachała swoim znajomym, po czym z trudem wcisnęła się na miejsce obok Oliviera.
    - Cześć, redaktorze. Dawno się nie widzieliśmy - posłała w jego stronę uśmiech. Automatycznie parę spojrzeń powędrowało w jego stronę. Cheerleaderki rzadko siadają z gośćmi spoza klubu wzajemnej adoracji. Ale chyba nie od dziś im wiadomo, że Harwell się wyłamuje. - Co u ciebie?

    OdpowiedzUsuń
  24. Olivier Bossert był osobą, która to Amelie niebywale irytowała, a Peterson mimo wszystko go lubiła. To znaczy na początku ich znajomości tak nie było. Amelie za wszelką cenę próbowała unikać chłopaka, byleby nie spędzać w jego pobliżu kilku minut. A potem jakoś przywykła do tego jego dziwnego zachowania oraz wściubiania nosa w sprawy, które w ogóle nie dotyczą jego osoby.
    -Ale powiedz mi, Bossert, dlaczego mnie ze sobą ciągniesz, do cholery ?-zapytała, kiedy to wraz z chłopakiem opuściła mury szkoły. W torbie trzymała aparat, ponieważ musiała porobić zdjęcia, a potem je nieco przerobić i dodać do kolejnego artykułu szkolnej gazetki. Czuła że te całe ich wyjście skończy się źle, w końcu to Amelie i Olivier, oni zawsze mają tego typu szczęście, które nigdy nie opuszcza ich przy tego typu wycieczkach, więc dziewczyna zdążyła się już przyzwyczaić.
    Schowała ręce w kieszenie potarganych dżinsów, po czym westchnęła, nieco ze znudzeniem, nieco z rezygnacją, po czym spojrzała przed siebie. Po ulicy którą się poruszali było dość mało osób, co było nieco dziwne jak na taką godzinę.
    -I że niby gdzie my idziemy?-zadała kolejne pytanie, spoglądając przy tym z uwagą na swego towarzysza. Wyglądał tak jak zawsze - zamyślony, błądzący myślami pewnie gdzieś daleko, gdzieś, gdzie Amelie chyba nigdy nie będzie miała dostępu.
    -Cholera-ciemnowłosa mruknęła do siebie pod nosem ów słowo, po czym szturchnęła go dość mocno, chcąc żeby wrócił na ziemię.
    -Mówię do Ciebie, Bossert- odezwała się ponownie, jak zawsze zwracając się do niego po nazwisku.
    [A teraz wybacz za to coś wyżej, godzina nie ta na zaczynanie. No nic, lecę na praktyki, jakby coś nie pasowało w wątku to krzycz, bij, szarp za włosy, a zmienię ;)]
    Amelie

    OdpowiedzUsuń
  25. [A jak już skończymy z MTG, weźmiemy się za D&D. Gdzieś miałam takie kartki z najpiękniejszymi tekstami z sesji...]

    Z niewiadomych przyczyn utarło się, żeby greckie Furie przedstawiać z rudymi włosami. Nawet jeśli oryginalnie miały włosy w kolorze wysuszonej kalifornijskiej trawy, jedna na pewno była ruda. Mógł to potwierdzić mieszkający w pokoju po drugiej stronie korytarza Dave. Co prawda włosy Pchły nie były naturalnie rude, ale za to jej wściekłość autentyczna. Z niewiadomych przyczyn utarło się, żeby greckie Furie przedstawiać w otoczeniu płomieni. Wściekła Frankie nie potrzebowała żadnych płomieni, żeby być wystarczająco przerażającą. Na szczęście (głównie swoje) Oliver jeszcze nie widział wściekłej dziewczyny.
    - Jeszcze nie. Ale zrobiłeś mi niezłe kuku - powiedziała z dziwną radością i uczciwie odjęła trzy punkty od swojej puli życia. Może nieświadomie, jednak wreszcie została zaatakowana! Dawno podobna sytuacja nie sprawiła jej takiej radości.
    - Tylko zatapuj jeszcze trzy landy i będzie wszystko jak trzeba. Moja kolej. - Zerknęła na karty, które trzymała w ręce. Tego dnia miała takie szczęście, jakie każdy chciałby mieć na turniejach. Dla Frankie był to swoisty pech. Usiłowała przegrać. Pierwsza zasada uczenia chłopaków: pozwalaj im wygrywać. Chyba, że to turniej. Wtedy nie miej litości.
    - Osiem godzin jazdy autobusem do Minnesoty, sierpień dwa tysiące dziewięć. Miałam do wyboru grubego kolesia śmierdzącego cebulą albo pryszczatego, ale czystego. Po godzinie pryszczaty wyjął dwie talie. Nauczyłam się grać tuż przed Minnesotą, kiedy byłam już mocno zdenerwowana. Jak się nie zdenerwujesz, to w Magica nie pograsz.
    Umilkła, zdziwiona swoim słowotokiem. Zazwyczaj w obecności nie-tak-bliskich-znajomych była małomówna, a w szkole udawała nawet trochę ociężałą umysłowo, ale to inna bajka. Tym razem chyba udzieliła jej się słynna gadatliwość Bosserta.
    Na dole otworzyły się drzwi wejściowe, potem usłyszeli charakterystyczne stukanie obcasów po parkiecie. Frankie skrzywiła się.
    - To Beth, moja matka - wyjaśniła. - Nie możesz się jej pokazać, więc zostaniesz tu na zawsze - dokończyła z jakimś chochlikiem w oczach.

    Frankie

    OdpowiedzUsuń
  26. [... ekhm, poczekam. Trochę spóźniona odpowiedź, wiem, ale poczekam.]

    Abbey

    OdpowiedzUsuń
  27. [Dobry. :) Mamy pewne powiązanie, więc... Może by tak wątek? :)]

    Courtney

    OdpowiedzUsuń
  28. Pchła potrząsnęła stanowczo głową i wstała. Podeszła do okna, rozsunęła fioletowe zasłony, dwiema rękami otworzyła je i spojrzała w dół. Zaledwie pierwsze piętro plus wysokość tych kilku schodków, które prowadziły do drzwi wejściowych. Nie tak wysoko. Frankie wiedziała to z doświadczenia. Jak każda nastolatka, musiała się buntować. Chociaż odrobinę. Dlatego nauczyła się schodzić po bluszczu.
    Chociaż z odległości dziewczyna wymykająca się przez okno i stąpająca po roślinach mogła wyglądać imponująco (żeby nie powiedzieć "zjawiskowo"), tak naprawdę sprawa była zupełnie prosta. Bluszcz musi mieć po czym się wspinać. Wbrew powszechnemu przekonaniu nie robi tego po ścianie tylko po specjalnej drabince (Pchła pamiętała, jak tata codziennie zajmował się wplataniem pnączy w drabinkę i było to jedno z najstarszych wspomnień), zejście po drabince nie było już żadnym wyczynem. Widziała ten numer w sztuce teatralnej, na którą poszła razem z Beth tylko z przekory. Jako trzynastoletnie pacholę chciała wiedzieć, co pokazuje się dorosłym w teatrze.
    Już miała powiedzieć, że wyjście przez okno nie jest takim problemem, kiedy stały się dwie rzeczy. Oliver powiedział, że poczuje się dotknięty, a w polu wylądowały dwie karty, których miała nadzieję nie zobaczyć.
    Przegrywanie jest fajne dopóki robisz do specjalnie.
    - Masz mnie - powiedziała, nie precyzując, do czego się odnosi. - W talii, którą grasz, chodzi o wyciągnięcie tych dwóch kart. Teraz naprawdę potrzebuję szczęścia, żeby wygrać.
    Wróciła na miejsce, oblizała wargi koniuszkiem języka i sięgnęła po kartę ze swojego stosu. Niedobrze. Wyłożyła ostatniego landa i przywołała potwora "mur". Chociaż tyle.
    - Zrozum, to nic osobistego - zaczęła, nabrawszy głęboko powietrza. - Beth nigdy tu nie wchodzi, więc tutaj jesteś bezpieczny. Ale poza tym pomieszczeniem... Beth, czyli moja matka, to bardzo - przez chwilę szukała słowa - szczególna osoba. Nie wyobrażasz sobie, co się stanie, jeśli się dowie, że przyprowadziłam do domu chłopaka. - Ton Frankie sugerował, że przywołanie Cthulhu jest przyjemniejszym zjawiskiem. - Dave'a znasz, umówiłam się z nim, że nie obije żadnego z moich kumpli, chyba że to sobota wieczorem. Phila prawie znasz, ale to dzieciak. Mojego taty nie znasz, ale on rzadko pojawia się w domu. Jeśli chcesz, zapoznam was. Natomiast Beth... Jeśli cię zauważy, skończymy ten dzień w indyjskiej restauracji, jedząc zielone curry i gapiąc się na siebie, kiedy ona i jej przyjaciółki będą gadać, udając, że się nami nie interesują.
    Skończywszy mówić, chwyciła szklankę i jednym haustem wypiła pół zawartości. Rzadko kiedy mówiła tak dużo, więc naturalne, że zaschło jej w ustach.

    Flea

    OdpowiedzUsuń
  29. Amelie z początku miała nieodpartą chęć zabicia Oliviera. Byleby się przymknął i przestał gadać, biegać i w ogóle być. Więc potrzebowała dość długiej chwili żeby przywyknąć do tego jego dziwnego zachowania, żeby zrozumieć że on taki już jest i raczej się nie zmieni, a ona sama musi przestać zbytnio na to zwracać uwagę, bo przecież nie wszyscy są takimi smutasami, niekiedy, jak ona.
    Olivier wcale nie był zły, jak stwierdziła, kiedy to już się na chłopaku poznała. Był zabawny, potrafił rozśmieszyć, chwilami nawet takiego kogoś jakim człowiekiem była Amelie, a to można nazwać nie lada wyczynem żeby ktoś zobaczył na ustach Peterson uśmiech, bądź cień rozbawienia.
    -Ale mam wrażenie że mnie ignorujesz-powiedziała, odgarniając włosy, które po chwili i tak wróciły na swoje dawne miejsce, albo - do swojego dawnego zajęcia, czyli opadały na oczy i chwilami wpychały się do ust. Jeśli tak dalej pójdzie, naprawdę zahaczy o pierwszego lepszego fryzjera i każe się ściąć.
    Słysząc wywód Oliviera na temat szkolnej gazetki, odwróciła głowę w jego stronę, przyglądając się chłopakowi uważnie.
    -Ocho, czyli to oznacza że ze spania nici. Dzięki, Bossert-powiedziała, wzdychając przy tym teatralnie, bo przecież Ame należała do osób, które kładły się spać dopiero dwie godziny przed wyjściem d szkoły. Nic więc dziwnego że piła tyle hektolitrów kawy i czasami zasypiała na zajęciach.
    -Mam powiedzieć tym dzieciakom z domu dziecka że mają porobić smutne minki inaczej zacznę ich w nocy nawiedzać? A jak pójdziemy do schroniska, to będę mogła wziąć jakiegoś pieska? Wiesz, taki dobry uczynek. Chcę sobie zaplusować tam u góry-powiedziała, uśmiechając się z rozbawieniem.
    Amelie

    OdpowiedzUsuń
  30. Banch strasznie męczyła Oliviera. Męczyła go tym dłużej, i tym bardziej, im częściej odmawiał jej pojawiania się w szkolnej gazetce. Nawet nie tyle odmawiał, co zbywał ją obietnicą bez żadnego pokrycia. Lindsay była naiwnie pewna, że tylko w ten sposób zyska popularność czy raczej niedawne miano obiecującej aktorki, z którą powinno się liczyć, szczególnie w teatrzyku szkolnym. Jej pozycja ostatnio mocno podupadła, głównie przez wpływ nauczyciela, tak zwanego opiekuna całego szkolnego przedsięwzięcia młodych aktorów, aktorek i różnorakich pomocników w tworzeniu dekoracji. Mężczyzna był dla niej surowy, momentami zbyt surowy, jednak ani myślała dać za wygraną. Nigdy się nie poddawała, co niektórzy nazywali nadmierną pewnością siebie. Za jeden z głównych celów postawiła sobie odnalezienie Oliviera Bosserta i zmuszenie go do napisania chociażby krótkiego artykułu. Wprawdzie nie ułożyła w głowie doskonałego planu, nie wyszukała kilku wymówek, nie zamierzała też urządzać awantury na środku korytarza, jak to niejednokrotnie się zdarzało w liceum.
    Podejrzewała, że Bossert za nią nie przepada. Nie mogła się dziwić, skoro nieustannie przeszkadzała mu w wydawaniu kolejnych numerów gazetki. Owszem, zdarzyło się jej odpuścić na jakiś czas, ale miała świadomość, że chłopak i tak może uważać ją za skończoną wariatkę, maniaczkę czy osobę o wątpliwej stabilności emocjonalnej. Nie szukałaby rozgłosu, gdyby nie była pewna swoich aktorskich możliwości. Szczerze mówiąc, nie rozumiała, dlaczego Bossert tak uparcie odmawia, zbywa ją byle słówkami i nie daje szansy. Nie pomyślała, że mógłby uważać ją za marną aktorkę, której nie wróży świetlanej kariery międzynarodowej gwiazdy kina. Nie pomyślała, że zwyczajnie ma jej dosyć. Nie pomyślała, że robi jej na złość czy chce się za coś zemścić. Za co miałby się mścić? Nic mu nie zrobiła, jednakże wyszukiwanie absurdalnych powodów dawało jeszcze nikłą nadzieję na zmianę jego decyzji.
    Miała kilka sprawdzonych metod na przekonanie drugiej osoby. Owe metody nie działały na Oliviera. Za każdym razem zostawiał ją z niczym, a wszelkie podejmowane próby kończyły się jednym wielkim fiaskiem, czyli tak, pojawisz się w następnym numerze albo jasne, dawno o tobie nie pisaliśmy. Jakby nie wiedziała. Traktował ją, jak dziecko, któremu z niejasnych powodów odmawiał cukierka.
    Za czwartym razem wystarczyło tylko na niego spojrzeć, żeby ten odpowiedział dobrze znaną formułką. Nie chciała być już dłużej ignorowana i postanowiła dyskretnie wypytać kogoś o pracę nad gazetką. Niby od niechcenia zgłosiła się do pomocy - słowo pisane nie cieszyło się zainteresowaniem uczniów, mało kto brał udział w tworzeniu tekstów czy robieniu zdjęć, dlatego pani pedagog tak łatwo zgodziła się na propozycję Lindsay. Banch otóż została po lekcjach, jako jedna z dwóch osób, aby dopiąć numer na ostatni guzik. Olivier wydawał się zaskoczony, a wręcz przez chwilę nawet wystraszony obecnością dziewczyny.
    - Jakie artykuły znajdą się w najnowszym wydaniu? - zapytała mimochodem, przywołując na twarz delikatny uśmiech. Odgarnęła kilka kartek ze stolika, przy którym siedział Bossert i usiadła na brzegu blatu. Nie ma to, jak koleżeńska pomoc.

    [Wybacz za słabe rozpoczęcie.]

    Lindsay

    OdpowiedzUsuń