środa, 26 czerwca 2013

at my most beautiful


David Ainsley, kapitan drużyny koszykarskiej, dwukrotny champion play-offów, starszy brat Pchły i Chłopca, chłopak cheerleaderki, będący w staławym związku, kiepski materiał na przyjaciela, ten popularny, raczej nieprzyjemny oraz oschły, ironia i cynizm to jego drugie i trzecie imię, fan głośnej, tanecznej muzki i starego rocka, złamana noga w wyniku wypadku i niemożliwy – według lekarzy – powrót do dawnej formy, imprezy jako hobby, gra z numerem 17, antytalent do nauki, liczy na grę w NBA, fan #1 świetnych Chicago Bulls

lights out, words gone

Chicago plasuje się na dwunastym miejscu pod względem zakorkowania dużych, amerykańskich miast. Statystyczny mieszkaniec spędza około dziesięciu godzin tygodniowo na staniu w korkach, co w porównaniu z Nowym Jorkiem, czy Waszyngtonem i tak jest całkiem niezłym wynikiem. Kierowcy wachlujący się w samochodach darmowymi gazetami rozdawanymi przez drobną dziewczynę zapewne żałowali, że Chicago nie zajęło ostatniego miejsca Minneapolis, stolicy Minnesoty. Ironiczny uśmiech Dave'a, niewidoczny przez kask, sugerował zadowolenie spowodowane wyborem motoru jako środka transportu. Nie czekał aż samochody w żółwim tempie ruszą się by następnie znów stanąć po kilku minutach od uruchomienia silnika, po prostu je wymijał. I pewnie dotarłby do celu zadziwiająco szybko, gdyby nie uciążliwa myśl, że prawdopodobnie o czymś zapomniał. Zdawał sobie jednak sprawę, że jest to zupełnie normalne wrażenie, które odnosi każdy po wyjściu... KLUCZE! Zatrzymał się gwałtownie co wywołało istną symfonię klaksonów, a następnie zjechał na przeciwny pas kierując się z powrotem do domu. Złorzecząc na siebie pod nosem skręcił za rogiem czterdziestej trzeciej, widząc rozbawioną Fleę stojącą na ganku z jego kluczami. Jemu wcale nie było do śmiechu, jakoś nie lubił „modnie” spóźniać się na imprezy. Już prawie słyszał jej kpiące uwagi na temat domniemanego Alzhaimera, gdy drogę przestąpił mu syn sąsiadów. Czteroletni Kevin uniknął starcia z motorem jedynie dzięki gwałtownemu skręceniu i zahamowaniu kierowcy. Dave niewiele pamięta z wypadku, ale od tamtego czasu jeszcze ani razu nie zdarzyło mu się zapomnieć o kluczach.


r o d z i n a ♢ o n  ♢ i n n i

Dzień dobry. Witam się ze wszystkimi ładnie. Lubię długie wątki, wolę zaczynać niż myśleć (ale też mi się zdarza), wystarczy poprosić. Mam nadzieję, że mój niemiły bohater Was nie odstraszył i będziemy się dobrze bawić. Kartę uzupełnię o zakładki, jak wrócę ze szkoły (tak, zachciało mi się iść na dwie lekcje, nie próbujcie zrozumieć). Dziękuję za uwagę!

26 komentarzy:

  1. [póki co nie przychodzi mi do głowy żaden pomysł na wątek, więc po prostu bardzo ładnie się przywitam :)]

    Heather

    OdpowiedzUsuń
  2. [przyznam, że zapomniałam o tym mailu. pierwszy raz spotykam się z odgórnie ustalonymi powiązaniami przesyłanymi w taki sposób.
    Heather zastaje Davida w dwuznacznej sytuacji z inną dziewczyną. w przypływie miłosierdzia, jak również rosnącej pogardy dla chłopaka, postanawia stanąć w obronie Michelle i urządza mu awanturę. siarczyste słowa kilkakrotnie zwracają na nich uwagę nauczycieli, przez co wreszcie zostają ukarani kozą. David dodatkowo będzie miał pretensje do Heather o to, że nie dość iż wtyka nos w nie swoje sprawy, to jeszcze przez nią utknął w szkole po zajęciach. co ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dzień dobry :) To ja bym chciała wątek z panek koszykarzem, posiadasz może jednak pomysł na powiązanie czy zrzucasz to na mnie?]

    Cleopatra

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam :) Według powiązań nadesłanych przez Administrację, Shareen zostało powierzone udzielanie korepetycji Davidowi z języka angielskiego; ponoć idzie im opornie, ale ona widzi w nim szczególny potencjał, dlatego się nie poddaje.
    Gdyby tylko jeszcze zechciał choć na dziesięć minut skupić się na materiale...

    p.s Czy będę bardzo złym człowiekiem, jeżeli ładnie poproszę o zaczęcie? :>]

    Shareen

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ja powiązań jeszcze nie dostałam, więc dobrze wiedzieć, że razem współpracują. Hm... Może go polubić, może nie, zależy jaki dla niej będzie :) Jeśli będzie niemiły i oschły to pewnie nie, ale jeżeli będzie starał się być miły to może go w jakiś sposób polubić, chociaż po niej może być tego nie widać, gdyż bardziej będzie zajęta szkolnymi sprawami.]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  6. [O tak! Pomysł jest świetny, postaram się zacząć jak tylko skończę oglądać film :)]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  7. Jako przewodnicząca szkoły, Alice miała naprawdę dużo rzeczy na głowie. Szczególnie, że nie była typem osoby, która odkłada wszystko na bok, albo robi wszystko, aby mieć jak najmniej pracy, o nie. Panna Stampfer od początku swej kadencji zajmowała się nawet najmniejszymi sprawami, które przecież mogły poczekać. Ona wolała jednak zrobić wszystko jak najszybciej, aby później nie mieć zaległości, co zapewne doprowadziłoby ją do szaleństwa i załamania nerwowego. Nie wspominając już o matce, która byłaby jeszcze bardziej zawiedziona niż zazwyczaj, choć Alice rzadko kiedy popełnia pomyłki i wszystko doprowadza do perfekcji. Kilka osób nawet stwierdziło, że to dzięki niej społeczeństwo szkoły jeszcze się nie rozpadło, a uczniowie nie zaczęli strajkować, bowiem gdyby nie ona, dyrektor zapewne zapomniałby o takich sprawach jak koncert, przedstawienie teatralne czy chociażby remont szkoły, którym właśnie się zajmowała. Najgorsze z tego wszystkiego była oczywiście robota papierkowa, której trzeba było pilnować każdego dnia. Alice bowiem przekonała się już niejednokrotnie, że jak ona tego nie zrobi, wszystko pójdzie w pizdu i koniec końców nic nie wyjdzie. Czasami miała wrażenie, że pracuje więcej niż dyrektor, który siedzi w swoim gabinecie i nic nie robi, a ona musi się jeszcze uczyć. Niech więc nikt się nie dziwi, że dziewczyna ma ledwie czas pójść na lunch, a co dopiero mówić o wyjściu na domówkę czy do kina ze znajomymi, których praktycznie nie posiada właśnie przez wieczne zapracowanie.
    - Nie! Borze Szumiący, nie ten kolor! - wrzasnęła na całą salę gimnastyczną, widząc jak robotnicy mieszają zieloną farbę.- To miał być żółty! Żółty, nie zielony! Zielony jest do szatni! Czy tak trudno zapamiętać? - jęknęła zdegustowana, siadając z impetem na postawionym luzem krześle, gdzie do tej pory wypełniała wszystkie potrzebne papiery i notowała ważne uwagi na temat remontu. Schowała twarz w dłoniach, nie chcąc już więcej patrzeć na to pomieszczenie, choć niestety wyboru nie miała. A tak chciałaby stąd gdzieś uciec, odpocząć i się zrelaksować. Tylko kto dopilnuje tych wszystkich bałwanów, gdy ona będzie odpoczywać? Cóż, mówi się trudno, zostanie tu jeszcze przez godzinę, a później wróci do domu, aby napisać kolejny esej z biologi. O tak, zapowiada się cudowny weekend.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cześć, dla mnie też coś znajdziesz?]

    Abbey

    OdpowiedzUsuń
  9. [jak najbardziej :)]

    Czas nie był litościwy. Nie teraz, nie w tym miejscu, jakby obawiał się napiętej atmosfery wiszącej w powietrzu. Wskazówki leniwie wędrowały po tarczy zegara. Sekunda wydawała się minutą, minuta godziną. Godzina wiecznością, w której zostali uwięzieni. Wzrok Heather utknął w martwym punkcie, gdzieś nad głową poirytowanego profesora. Karząc ich, ukarał także samego siebie. Zmuszony do towarzystwa dzieciaków o niewyparzonych gębach. Po godzinach pracy, bez wynagrodzenia. A jednak w jego twarzy tliła się iskierka satysfakcji. Sadystyczny błysk w oku, szelmowski półuśmiech. Splótłszy palce, zamyślił się nad czymś, nieco rozkojarzony.
    Różne konsekwencje popełnionego czynu ustawiały się w umyśle Heather w długiej kolejce, gotowe do głębokiej analizy. Mówiła niewiele, częściej do samej siebie niż do innego człowieka. Zawsze w niewłaściwym momencie, w niewłaściwy sposób, używając niewłaściwych słów. Nie zatai faktu kłótni i kozy przed Michelle. Nie dowie się o niej z ust Heather, lecz z pewnością z ust Davida. Będzie wściekła? Przestanie z nią rozmawiać? Uzna, że koleżanka dopatrywała się w tej sytuacji korzyści dla samej siebie? Stała sie tak bardzo niezręczna towarzysko, iż straciła wyczucie dobrego smaku. Gdzie granica troski zaciera się z granicą wścibstwa? Czy była tak wielką egoistką, by doprowadzić do awantury dla własnej satysfakcji? Tak, to było możliwe. Zbyt długo bywała zabawką w cudzych rękach. Jakby ta złośliwość mogła zemścić się na całej populacji mężczyzn.
    Odprowadziła wzrokiem profesora. Zamknął za sobą drzwi z głośnym trzaskiem, niewątpliwie wróci na stanowisko za kilka minut. Jego groźba nie była realna, lecz ani Heather, ani jej więzienny towarzysz nie zamierzali się do niej dostosować. Jakby wyczekiwali momentu swobody od chwili, gdy posadzono ich w niewygodnych ławkach.
    - Ty nadęty bufonie! Czerpiesz z tego satysfakcję, karmisz swoje ego? Wyrywasz panienki na wysoki wyskok i umięśnione ciało i to jest szczyt twoich możliwości? Wybacz, Michelle ma w głowie więcej oleju niż one wszystkie razem wzięte. A tobie ciągle mało? Nie pozwolę ci jej ranić, bydlaku - Michelle zaskakiwała swoją osobowością. Płytka, powierzchowna na pierwszy rzut oka, dobrze ułożona po głębszym poznaniu. Myląca, a takich ludzi nie spotyka się często. Budziła w Heather zaufanie, przywracała iskierkę wiary w człowieczeństwo. Stąd ten instynkt obrońcy.
    - Powiedz mi, po co ci ona? Bawisz się i chcesz się bawić. Jest twoim zabezpieczeniem? Boisz się zostać na lodzie? Wiesz jak ja to widzę? Ona powinna być twoja, ty niekoniecznie powinieneś być tylko jej. Masz rację, martw się swoim treningiem, cholerny egoisto - oczy Heather zalśniły złością. Zacisnęła usta. Uwięziła w nich miliard słów, które pogorszyłyby sytuację. Skrzyżowawszy ręce na piersiach spojrzała w okno. Wiatr, drzewa, słońce, chmury. Wszystko żyło własnym rytmem, było cudownie nieistotne. Tak, jak nieistotny stanie się dzisiejszy dzień.

    Heather

    OdpowiedzUsuń
  10. W tym domu nawet oglądanie seriali było ciężką pracą. Wydawałoby się, że wystarczy zamknąć drzwi, uwalić się na łóżku, odpalić laptopa i dźwięk z głośników. The Following miał już kilka odcinków, właściwie to kilkanaście. W sumie kończył się pierwszy sezon. Nie było to nic porywającego, ale Flea nadal nie wierzyła, że Kevin Bacon naprawdę gra takiego miłego faceta bez krzty charakteru. Oglądała to tylko dlatego, że wciąż wierzyła w intrygę z androidami. Tylko czekać aż pojawi się Harrison Ford i go zdymisjonuje. Specjalnie na tę okazję trzymała taką imprezową trąbkę z papieru. Występ gościnny Harrisona Forda od razu podniósłby rangę tego serialu. Tak, jak Felicia Day nieco podreperowała ósmy sezon Supernatural, chociaż nawet ona nie była w stanie go uratować.
    Dialog głównego bohatera (nie mogła nawet zapamiętać jego imienia) i tego gościa, który siedział w więzieniu (jego uporczywie przezywała Jonathanem Carrollem) musiała przewijać siedem razy. W kuchni coś łupało tak, jakby ktoś próbował przebić się do fundamentów. Po pięciu minutach dała za wygraną i zeszła na dół.
    - Jasne - mruknęła z przekąsem, kiedy ją koncertowo opierdzielał. - Po to przychodzą z torbami żarcia, żebyśmy podkradali twoje wątpliwego pochodzenia wafle. Kiedyś się strujesz, tak na marginesie. - Przemilczała fakt, że na początku wakacji poczęstowała się jednym i ją mocno zemdliło. W życiu by się do tego nie przyznała bratu. Gdyby wiedział, zrozumiałby jej obsesję, której niedawno się nabawiła: trzykrotne sprawdzanie każdej daty ważności. Co najmniej trzykrotne.
    Wzruszeniem ramion skwitowała zachowanie Phila, ale uśmiechnęła się lekko. Do momentu, w którym nie zauważyła, co planuje młodszy brat.
    - Ani mi się waż jeść to na kanapie! W piątek przyjeżdża tata. Zjedz na dywanie, jeszcze go nie czyściliśmy - dodała niego łagodniejszym tonem. Myśl o przyjeździe taty poprawiła jej humor. Nie widziała go prawie całe wakacje, nie licząc krótkich "Cześć, pchełko" i pocałowania w czoło, kiedy mijali się w drzwiach. Zupełnie, jakby jej unikał.
    - Wiesz co, mogę zrobić ci gofry - powiedziała niespodziewanie, zwracając się do Dave'a. - Jak mi obiecasz, że zaczniesz chodzić na rehabilitację. Wiesz, że tata się martwi.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Cześć. Słyszałam, że Twój pan i moja panna to tak jakby tego-tego. Plan jest taki. Dave znów miał mordobicie z jakimś facetem i przychodzi do Michelle, bo ma najbliżej, żeby spytać, czy ma lód w szafce, a jak nie, to czy może go chociaż pochwalić, że staną w jej obronie. Bo o nią poszło. Ha, mamy wątek. Jedziesz.]

    Michelle

    OdpowiedzUsuń
  12. [Taaaak. Podobno Lily się to nie podoba, bo Dave zbyt wiele się nie udzielał do tej pory, ale ma nadzieję, że chłopak podejdzie do sprawy poważnie.
    Podejdzie? :>]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  13. Lubiła mu to robić. To nie była złośliwość, ale zwyczajna chęć wypróbowania, na ile może sobie pozwolić – mijał rok za rokiem, tymczasem wciąż okazywało się, że cierpliwość Dave’a zdaje się być niewyczerpana. Dla Blake, rzecz jasna. Dla innych Dave był małym chujkiem, ale ponieważ oboje to wiedzieli, a Blake przypominała mu o tym wprost, twarzą w twarz, wszystko było w porządku, zwłaszcza między nimi. Dlatego lubiła mu to robić i miała zamiar robić mu to dalej – a on o tym wiedział, choć czasem naprawdę dużo czasu zabierało mu złożenie faktów w całość. Zawsze jednak kończyło się tak samo - Blake miała ubaw, Dave odkrywał nowe rzeczy, wszyscy byli zadowoleni. Ale Blake bardziej.
    - Uwielbiasz mnie, Ainsley – rzuciła z radosnym tryumfem, tradycyjnie kopiując składnię, której używał wtedy, gdy chciał być złośliwy. – Ale oboje doskonale wiemy, że jeśli ktoś będzie chciał Cię poderwać, rzucę Cię na pastwę tęczowego losu – dodała, opierając się o bar tuż obok niego. Przez dłuższy moment wpatrywała się w drink w dłoni Dave’a. Niezły czas, ledwo weszli, a ktoś już chciał się dobrać do jego majtek. Kolorowa palemka uzupełniała jedyną rzecz, jakiej mu brakowało – kolorowego, pawiego ogona.
    Korzystając z tej chwili, kiedy chłopak rozglądał się po sali, wyciągnęła z kieszeni telefon i pstyknęła mu fotkę – kolejną w kolekcji Zdjęć, Których Nie Wolno Nikomu Pokazywać. Miała nawet plan, że na dwudzieste urodziny zrobi mu taki specjalny, soczysty album, ale miała wrażenie, że jeden zeszyt nie będzie wystarczający. Trzymali się razem od…zawsze i robili dziwne rzeczy od…zawsze i wszystko wskazywało na to, że znudzą się sobą dopiero…po śmierci, albo i nieco później. Byli jak Flip i Flap, jak Bonnie i Clyde, jak Robin i Batman. Ona była Batmanem.
    - Jakieś coś tam, ponoć dobre – odkrzyknęła, uśmiechając się szeroko do barmana, który bez pytania położył przed nią drink. Tak, Blake bywała tu często, wszystko dzięki kochanemu tacie, który jako Drag Qeen szybko podbił/a serca widowni, nieco wolniej jej kąśliwą i leniwą pompkę. Ale udało się, a Parker zdobyła +10 punktów do doświadczenia i +50 do samoświadomości. A poza tym naprawdę lubiła to miejsce, najtańszy alkohol w mieście, najdziwniejsze towarzystwo EVER.
    Chciała coś dodać, ale zdołała tylko wparsknąć upity łyczek drinka z powrotem do szklanki. Kaszląc starała się opanować niski, gardłowy śmiech.
    - Masz fana – wycharczała w końcu wprost do ucha Dave’a. Nie była AŻ TAK zła, żeby go nie uprzedzić.
    Brodaty fan tatuaży zmierzał w ich stronę.
    - Cześć, Jeff – przedstawił się krótko, opierając się po drugiej stronie Dave’a.
    1:0 dla Batmana i jego demonicznych pomysłów.

    Blake

    OdpowiedzUsuń
  14. [Przyznam, że byłam do niej sceptycznie nastawiona, ale dziękuję. Przed chwilą zerknęłam do powiązań i z tego, co widzę, nasze postacie mają całkiem dobrą relację. Mam dwa pomysły na wątek (nie wiem czy dobre, o tej porze nie myślę):
    1. Lindsay jest zmuszona współpracować z Michelle przy projekcie z biologii, więc pomyślałam, że może Dave wpadłby pod przykrywką pomocy, a tak naprawdę chciał tylko ponabijać się - popatrzeć na wykłócające się o wszystko dziewczyny - ot tak, nie miał co robić - cokolwiek innego.
    2. Banch wybrałaby się z bratem do parku, Dave spotkałby ich po drodze i dołączył. Po wypadku chłopaka, często go odwiedzała w szpitalu, a on mógł jeszcze nie wypytywać o ojca, przecież skąd się tam za pierwszym razem wzięła. I tak teraz mógłby ostrożnie zacząć ją podpytywać, zagadywać czy coś takiego.
    3. Inny pomysł? :D]
    Lindsay

    OdpowiedzUsuń
  15. [No to może Nadia będzie miała pecha i po udanym meczu, kiedy będzie musiała zrobić zdjęcia do gazetki szkolnej, trafi na Davida w złym humorze? Nie mam ostatnio szczególnie kreatywnych pomysłów :D]

    _Nadia

    OdpowiedzUsuń
  16. Ściany mają oczy i uszy. A raczej to, co siedzi za ścianami lubi podglądać i podsłuchiwać. Dlatego Michelle zazdrościła domków na przedmieściach tej połowie szkolnej społeczności, która je posiadała. Nie tylko sąsiedzi byli tego powodem. W sumie nie było tak źle, a ściany przepuszczały dźwięki dopiero po pogłośnieniu głośników na maksa i krzykach towarzyszących kłótni. Działało to w obie strony, oczywiście. Raz ona słuchała, jak jej sąsiadka kłóci się z mężem, z którym dwadzieścia lat nie dzieliła wspólnego łóżka, a potem ona sama musi unikać ich, by oszczędzić sobie tego wzroku w stylu "się drze ten twój chłopak". Na szczęście nigdy jeszcze nie musiała zakładać okularów, by ukrywać siniaki pod oczami. Co najlepsze, taka ewentualność w ogóle nie przychodziłaby do głowy. Nie dlatego, że było to kompletnie niemożliwe. Raczej dlatego, że bała się rozmyślań. Zastanawiania się, co zrobiłaby wtedy. Nie byłoby jej łatwo tak po prostu go rzucić. Tym bardziej przerażała ją taka ewentualność, bo Travis... Mógłby go zabić, spójrzmy prawdzie w oczy.
    Wspięła się po irytującej ilości schodów, szukając kluczy do mieszkania. Tego wieczora była sama. Rodzice pojechali na urodziny do siostry ojca, a że Travis wykręcił się treningiem, jej też pozwolono nie jechać. Z tymże ona nikogo nie okłamywała, żeby móc iść na piwo. Miała tylko nadzieje, że brat nie zawita tutaj.
    Zapaliła światło w mieszkaniu. Dave nie był tutaj mile widzianym gościem, ale nikt nie zabronił mu przychodzić. Rodzice byli obojętni wobec niego, dopóki nie skrzywdził córki. Kiedy nie było brata, atmosfera była prawie taka, jakby wszyscy tylko czekali, aż chłopak Michelle się zjawi. Dzisiaj nie było nikogo, ale i tak nie był oczekiwany. Dlatego Harwell aż podskoczyła, słysząc pukanie.
    - Moment - jej cichy głos odpowiedział na walenie w jej drzwi. Spojrzała przez wizjer i pospiesznie otworzyła drzwi. Dave wparował do środka, ona przekręciła zamek i aż ciarki jej przeszły, gdy zobaczyła, co mu jest.
    - Lód? - spytała, jakby nie dosłyszała. Przez parę dobrych minut wpatrywała się w jego zranienie, zastanawiając się, czy do cholery ma go zwyzywać, czy pomóc. Ale wszystko po kolei.
    Nie musiała pytać o wyjaśnienia, wystarczyło zaprowadzenie go do kuchni i usadzenie na stołku. Sam zaczął mówić, chociaż nieskładnie i zbyt ogólnie. Grzebiąc w zamrażalce za wystarczającą ilością lodu, zamarła, słysząc, że poszło o nią.
    Nie podziękowała, gdy o tym wspomniał. Stanęła naprzeciwko niego, kopniakiem zamykając dolne drzwiczki lodówki.
    - Co powiedział? - spytała krótko, wysypując trochę lodu na czystą szmatkę, żeby przyłożyć mu do twarzy. - Co o mnie powiedział?
    Utkwiła w nim czujny wzrok. W kuchni pachniało spaghetti, które na szybko przyrządziła mama. Jej dłoń była mokra i zimna od lodu.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wszystko, czego podejmowała się Lily, było dla niej najważniejszą rzeczą pod słońcem. Mogłaby nie spać, nie jeść, byle wywiązać się z tego, co obiecała na czas. A nawet wcześniej. Lubiła czuć się potrzebna, lubiła, kiedy inni zadowoleni byli z wyników jej pracy, toteż regularnie angażowała się w najróżniejsze szkolne i pozaszkolne akcje. Lubiła ludzi, z którymi pracowała i którym, jak się wydawało, zależało na tym równie mocno. Tym bardziej nie potrafiła zrozumieć, dlaczego zaangażowano do jednej z prac Davida Ainsleya. Rozumiała, że to chłopak Michelle, ale zdecydowanie nie słynął z zaangażowania w sprawy społeczne. Jeszcze miał pomagać jej przy plakatach! Gdyby nie była tak wyrozumiała i cierpliwa, nie zgodziłaby się na to za żadne skarby świata. Postanowiła sobie jednak, że da mu szansę. Skoro nie mogła przekonać innych, by z niego zrezygnowano, chciała zrobić wszystko, by im tego nie popsuł.
    Dlatego właśnie tego popołudnia stała w drzwiach sali gimnastycznej, przyglądając się treningowi koszyków. Śledziła wzrokiem Davida, uśmiechając się szeroko i czując prawie satysfakcję.
    - Cześć, David! - zawołała, kiedy chłopcy zrobili sobie krótką przerwę, zbierając się na boku w celu uzupełnienia płynów. - Zapomniałeś, że mieliśmy robić dziś plakaty? Wszyscy na ciebie czekają! - zawołała beztrosko, nie spuszczając z niego wzroku. A niech tylko spróbuje ją spławić.

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  18. Czasami słowa Davida potrafiły przelecieć przez nią, jakby była przeźroczysta. Nie przejmowała się jego zrzędzeniem, zwracała uwagę na bardziej delikatną część jego osoby. Ale zazwyczaj bywało tak, że rzucone niedbale i bezmyślnie słowa wbijały się w Michelle, zatrzymując jej ruch na parę chwil. Stała wtedy, tak jak teraz. Zastanawiając się, czy naprawdę jest taka, za jaką ją uważa. Egoistyczna. Nigdy nie sądziła, że ktoś ją tak nazwie. Może rzeczywiście nie powinna pytać, jak ją nazwał, ale jak on się czuje? Tak, pewnie tak.
    Bańki mydlane, które prysnęły przed chwilą, przestały mieć już znaczenie. Zasłoniła rolety w kuchni, zapalając dokładniej światło i powoli przysuwając się do chłopaka, by spojrzeć mu w oczy.
    Otarła dłoń o domowe dżinsy, które zdążyła włożyć na siebie po przyjściu, zanim nerwowo zapukał do jej drzwi. Serce biło jej teraz szybciej, niż powinno. Zapewne wskutek jego bójki. Miała wrażenie, że nie skończyło się na dwóch szarpnięciach.
    Nie wiedziała, czy nie zrzuci jej, kiedy usiądzie na jego kolanach. Chciała jednak przeprosić go, że nie było jej razem z nim. I podziękować, że stawił się za nią, chociaż jak sam przyznał, bardziej chodziło o niego. Przywołała na usta delikatny, ledwie zauważalny, smutny uśmiech. Wsunęła się na jego kolana, odbierając szmatkę z lodem i wymieniając zimną zawartość.
    - Mówiłam ci, że nie mam ochoty przychodzić. To nie jest... Moja grupa do zabawy, sam rozumiesz - mruknęła cicho pod nosem, mając nadzieję, że naprawdę będzie wiedział, o co jej chodzi. Nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego jej nie było. Nie musiała iść na zakupy do galerii, to nie było takie pilne. Była już pewna, że przy jego humorze dzisiaj nie pochwali się nową bluzką. - Pozwól, że ja...
    Nie dokończyła. Nachylając się nad nim, ostrożnie otarła jego ranę. Nie było tak źle, jak myślała na początku.
    - Szybko się zagoi, pojutrze nie będzie widać - prawie szepnęła, odchylając się i ponownie zmieniając lód, gdy tamten zaczynał topnieć.
    Zerknęła na wodę Travisa w jego dłoni. Zawsze pił z butelki, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo on stanowczo zaprzeczał.
    - Może wolisz coś innego? Mam gdzieś piwo ojca... - zaproponowała, chociaż wcale nie była taka chętna dawać mu alkohol, nawet jeśli był tak słabo zaopatrzony w promile.
    Jego koszula rzeczywiście miała kilka plam krwi.
    - Coś powinnam gdzieś mieć... - Wydawało jej się, że połowa rzeczy, jaką ma w szafce jest kradziona. Albo od Dave'a, albo od jej brata. Sama też zostawiła parokrotnie koszulki czy kolczyki w pokoju swojego chłopaka. Raz zapomniała stanika. Na samo wspomnienie tamtej reakcji jego młodszego brata, kącik jej ust drgnął ku górze. - Zdejmij to, zaraz dam ci jakąś twoją.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Chęci są zawsze i nigdy ich nie brakuje. Jakiś konkretny pomysł w jaki sposób ich nieszczęśliwe wypadki miały ich jakoś połączyć? Jak nic nie świta to spróbujemy najwyżej powolutku wpaść na coś razem :)]

    Laura

    OdpowiedzUsuń
  20. [Skoro koszykarz to Greta aż się rwie do wątku :>
    Może będę zbyt oklepana, ale zaproponuję spotkanie kiedy Greta w starym t-shircie Chicago Bulls zacznie coś kombinować na boisku szkolnym usytuowanym na zewnątrz, może David jakoś się nią zainteresuje.]

    OdpowiedzUsuń
  21. Zdawała sobie sprawę, że słowa płyną z ust Davida zanim jego mózg zacznie pracować. Nie twierdziła przez to, że jej facet jest głupi. To byłoby najgorsze, co kiedykolwiek powiedziała. Nie sądziła, żeby w szkole był ktoś, kto bardziej wierzy w Dave'a niż ona. Owszem, trener może się przejmować. Okej, jego kumple mogą czuć wobec niego respekt. Ludzie mogą się zakładać, że wygra mecz, bo jest dobry. Ale to nikt inny, tylko Michelle wie, że David jest przede wszystkim zdolny i oddany pasji. Oceny się nie liczą, a przynajmniej nie na tyle, by mogło mu to stanąć na drodze. Skoro sama nauczyła się pokonywać własne przeciwności losu, chłopak, którego darzy uczuciem wbrew regułom i o niewyjaśnionym pochodzeniu również może.
    Nie wie dokładnie, co pociągało ją w Davidzie. Był opryskliwy, mówił to co myślał, do tej pory gasił ją jednym słowem. Ale sposób, w jaki jej bronił, choćby ten teraz, był jednym z wielu małych czynników, które stworzyły ten związek. Owszem, czasami spała tylko godzinę, bo siedem rozmyślała nad tym, czy na pewno jest jej wierny. Owszem, nie czuła się często szczęśliwa, kiedy nie oddzwaniał. Owszem, wszyscy byli na początku przeciw tej relacji. Ale wierzyła w niego. Dlatego właśnie przykładała mu lód do czoła, czule spoglądając w oczy. Dlatego uśmiechnęła się, kiedy poczuła jego usta na własnym policzku. Dlatego pogłaskała go delikatnie po czole, kiedy wspomniał o meczu. Ona tam będzie, dobrze o tym wiedział.
    - Masz mnie - mruknęła smętnie, prowadząc go do swojego pokoju. Otworzyła szafę, znalazła na dolnej półce zmiętą koszulkę, nadal pachnącą jego żelem pod prysznic i wzięła ją do ręki. Nie oddała mu jej jednak. Stała, w świetle małej lampki, patrząc na niego. - Skoro tak, to ładnie proszę, wyskakuj z ubrania - uśmiechnęła się, tym razem szeroko, podchodząc do niego i kładąc koszulkę na krześle obok.
    Była tak blisko niego, że doskonale mogła przypatrywać się kształtowi jego rany. Wolała jednak jego oczy. Zawsze czytała w nich jego emocje i nigdy nie była pewna, czy odnalazła wszystko.
    - Dałeś mi po urodzinach. - Lekko przygryzła wargę. - Koszulkę.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Improwizacja najlepsza :D Trochę dzisiaj powalczyłam z bloggerem, bo komentarz nie chciał się dodać. Ech.]
    To był ciężki dzień, a właściwie ciężkie popołudnie i późny wieczór. Kilka godzin spędzonych z osobą, którą niekoniecznie się lubi zawsze sprawiały problemy. Za drobny szczegół trzeba przyjąć, że Lindsay praktycznie nie znała Michelle, a Michelle nie znała Lindsay. Oczywiście słyszały o sobie nawzajem co nieco, ale nigdy wcześniej nie zamieniły więcej niż pięć krótkich zdań. Brat dziewczyny pałętał się pomiędzy nimi przez cały czas, Banch nie mogła go ot tak zostawić samemu sobie, bo raz - na pewno nabroiłby w swoim pokoju, pozostawiając cały ten bałagan swojej najdroższej i jedynej siostrze, dwa - lubił poznawać nowych ludzi i próbować namówić ich do wspólnej zabawy. Dzieci tak po prostu mają.
    Projekt z biologii szybko przerodził się w prawdziwe wyzwanie, na przeszkodzie którego stanął niesforny, lecz doprawdy uroczy ośmiolatek. Trudno odgonić kogoś z tak rozbrajającym uśmiechem czy zwłaszcza z powodzeniem wysłać go do snu i nie mieć wyrzutów sumienia, gdy na jego okrągłej buzi pojawia się wyraz szczerego rozczarowania, smutku i wyrzutu. Chłopiec uspokoił się dopiero, kiedy pozwolono mu usiąść blisko Michelle. Jednak wkrótce stracił zainteresowanie nową koleżanką i powrócił do zabaw w Supermana. Tenże Superman posiadał wyjątkowo silną moc niszczenia przedmiotów na swojej drodze. Jego ofiarami stał się najpierw kubek - jak na ironię z wizerunkiem prawdziwego Supermana - a potem talerz z tej lepszej zastawy stołowej matki.
    - Jackson, a raczej Superman, nawiedził nas dzisiaj i dokonał pewnych zniszczeń. - odpowiedziała zdmuchując z oczu kosmyk ciemnobrązowych włosów, które przed chwilą związała w luźny kucyk. Miała szczęście, że praca nad projektem się nie przedłużyła i po małym incydencie wszyscy rozeszli się do siebie. Przynajmniej Michelle i Jackson tak zrobili. Lindsay zaś była zmuszona posprzątać, a tak bardzo chciała tego dzisiaj uniknąć.
    Talerz czy może pozostałości, szczątki, kawałki po talerzu wylądowały w koszu, ale wciąż pozostawało wiele do roboty. Kartony, kartki, mazaki, długopisy i cały ten nieporządek musiał koniecznie zniknąć przed powrotem rodziców. Pani Banch wracała dopiero nad ranem, a ojciec... cóż, ojciec zapewne również w takich porannych godzinach.
    - Przyznaję, nie obyło się bez kilku sprzeczek, ale uwierz, mój brat potrafi być naprawdę nieznośny. Wydaje mi się, że podrywał twoją dziewczynę. - w tym momencie zmarszczyła brwi - Zna kilka całkiem niezłych metod podrywu. - pokręciła głową z niedowierzającym uśmiechem. Zebrała kilka przyborów i odłożyła je na ich miejsce. Po drodze zerknęła wymownie na chłopaka, oczekując jakiejś reakcji z jego strony. Była już na tyle zmęczona, że nawet nie pomyślała iż Dave może nie wiedzieć, ile lat ma młodszy brat Banch. Nawet nie pomyślała, że kiedyś przecież już ich ze sobą poznała. A może tego nie zrobiła... W międzyczasie podeszła do lodówki i zapytała czy Ainsley chce coś do picia. Zastanawiała się, dlaczego przychodzi tak późno, ale nie od razu o to spytała. Lubiła te ich spotkania, lubiła Dave'a, chociaż różnili się pod wieloma względami, a przed jego wypadkiem wcale nie znali.

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Ojej. Jakie miłe słowa tak na wstęp. Nie sądzę, aby był to jakiś super tekst, ale i tak dziękuję. :)
    Co do wątku... Courtney chce zbliżyć się do Dave'a. A co on na to? Tylko nie jestem pewna, co masz na myśli jeśli chodzi o jakieś rozwinięcie? :)]

    Courtney

    OdpowiedzUsuń
  24. [Witam, witam. Ja po wątek przychodzę. Może oni mają jakąś tam umowę? Nie wiem... Ona pomaga mu w nauce i robi za niego niektóre prace domowe, a on w zamian wkręca ją na imprezy. W sumie to znać się mogą z dzieciństwa. Mógł zabierać Erice wszystkie zabawki, a ona biłaby go łopatką.
    Jeśli masz jakiś inny pomysł, to chętnie wysłucham xD]
    Erika Molin

    OdpowiedzUsuń
  25. Zapewne dla większości ludzi, którzy kiedykolwiek musieli uczęszczać na rozmowy z psychologiem, wspomnienia o sesjach z nim z pewnością nie będą tymi miłymi, ponieważ wywlekanie na zewnątrz wszystkich uczuć, emocji, które do tej pory były idealnie skrywane nie jest czymś przyjemnym i łatwym, bo często mają związek z bolesnymi przeżyciami, które były bezpośrednią przyczyną tego, że znaleźli się w gabinecie takiego, a nie innego lekarza. W przypadku Laury było mniej więcej podobnie, bo gdy tylko przypominała sobie o przebytach rozmowach, uczuciach, z których musiała się zwierzać robiło jej się nieco smutno i źle, ale zawsze w takich momentach przypominała sobie, że to właśnie dzięki tym sesją w pewien sposób zdołała się pozbierać, dlatego czasem, gdy mijała budynek z gabinetem swojego byłego psychologa, na jej twarzy pojawiał się lekki uśmiech spowodowany tym, że ta pomoc nie okazała się zbędna i ponownie próbuje cieszyć się tym, co tu i teraz.
    Właśnie tak było tego dnia, kiedy wracając ze spaceru, przechodziła tuż obok wspomnianego budynku, który za każdym razem przykuwał jej uwagę. W tamtym czasie nawet pozwoliła sobie na zatrzymanie się przez moment i przyjrzeniu się, czy cokolwiek dookoła się zmieniło: jej oczy zaobserwowały, że wszystko wciąż jest takie samo, jak było. Nie wiedziała tylko, czy gabinet jej lekarza uległ jakiejkolwiek zmianie. Właśnie miała odchodzić, kiedy jej uwagę przykuł chłopak schodzący po betonowych schodach. Doskonale wiedziała, że musiał wychodzić od psychologa, ponieważ wewnątrz nie było niczego innego, prócz biura doktora. Twarz chłopaka również wydawała jej się znajoma i w trakcie powrotu do domu zdołała przypomnieć sobie jego personalia: David Ainsley. Zastanawiało ją tylko jedno: co takiego spowodowało, że i on potrzebował takiej samej pomocy, jak ona kilka miesięcy temu? Nie wiedzieć dlaczego, jakoś poczuła, że chciałaby dowiedzieć się, co mu dolega i może byłaby w stanie mu jakoś pomóc? Ale przecież jak ona mogłaby mu pomóc? Sama nie miała bladego pojęcia.
    Następnego dnia w szkole jej myśli co jakiś czas powracały do osoby koszykarza i czasami nie pozwalały jej się na niczym porządnie skupić. Nie chodziło o to, że zauroczył ją swoją osobą i to było winą dekoncentracji i myśli o nim, bo nie było to prawdą, która była nieco inna: zaintrygowało ją to, dlaczego wczorajszego dnia znalazł się u psychologa. Może nie powinna się tym przejmować, w końcu nigdy jakoś szczególnie się nie kolegowali, nie zamienili ze sobą nawet trzech konkretnych, rozbudowanych zdań, więc w żaden sposób nie powinno jej to obchodzić, a jakoś dziwnie obchodziło. Nie powinna wtrącać się w nie swoje sprawy, a w dodatku doskonale wiedziała, że rozmowy na takie tematy to nic przyjemnego, w końcu sama przez to przechodziła. Mimo wszystko na jednej z przerw zdecydowała się na zagadanie do chłopaka, ale dopiero wtedy, kiedy grupka jego kolegów pozostawiła go samego. Nie chciała pytać tak przy wszystkich, bo nie wiedziała, czy ktokolwiek inny o tym wiedział.
    - Cześć – powiedziała spokojnie, z lekkim uśmiechem, kiedy znalazła się już przy nim. Kiedy zwrócił już na nią swoją uwagę, przez myśl przemknął jej pomysł o tym, że może lepiej by było, gdyby teraz najzwyczajniej w świecie sobie poszła, choć wyglądałoby to może nieco dziwnie. A jednak zdecydowała się zostać i po prostu spytać. - Wiem, że to nie moja sprawa i pewnie nie powinnam pytać, ale wczoraj przypadkiem widziałam cię, jak wychodziłeś od psychologa. Coś złego się dzieje? Wiesz, kiedyś też musiałam zmierzyć się z takimi sesjami, więc może mogłabym jakoś pomóc – dopowiedziała. Odnośnie jej wizyt z psychologiem to nie było to w szkole tajemnicą, bo wieści o jej wypadku rozeszły się szybko, jak i reszta informacji odnośnie jej stanu zdrowia: zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Teraz jednak poczuła się nieco dziwnie, bo po zadaniu pytania zdała sobie sprawę, że tak naprawdę było to dość dziwne zachowanie z jej strony, bo przecież znali się tylko i wyłącznie przez to, że byli w tym samym wieku.

    [Przepraszam za zwłokę w zaczynaniu.]

    Laura

    OdpowiedzUsuń
  26. Frankie miała w pokoju mnóstwo ulotek dotyczących rehabilitacji. Nie była pewna, gdzie dokładnie się znajdują. Mogły być pod łóżkiem. Część na pewno w szafie. Jedną ostatnio znalazła w szufladzie z bielizną, a dwóch użyła jako serwetek, ale tylko dlatego, że się powtarzały. Za to doskonale pamiętała dwie rzeczy:
    a) podniesione wszystkie naraz ważyły dobrze ponad kilogram
    b) na każdej napisano, że rehabilitacja to długi i powolny proces, a efekty widać dopiero po jakimś czasie.
    - Taty często nie ma, ale nie jest głupi. W odróżnieniu od Beth, on się zorientuje, że coś nie gra. Chcesz go rozczarować? Przecież wiesz, że kiedy jest bezsilny, unika domu przez miesiące. Śpi po hotelach i zapomina, że ma rodzinę. Chcesz nam go odebrać? - zapytała, starając się nie dopuścić, żeby łzy napłynęły jej do oczu. Kiedy zerknęła na swoje odbicie w piekarniku, zauważyła jednak, że ma szkliste spojrzenie.
    Szczerze nie interesowało jej, co Dave myśli o rehabilitacji. Ważniejsze było, żeby na nią chodził. Nie wiedziała, czy w medycynie istnieje coś takiego, jak sprzężenie zwrotne, ale bała się, że jeśli brat coś znowu sobie uszkodzi, nie będzie w stanie wykonywać swoich obowiązków. Wtedy po nich.
    Chociaż - myślała zawsze, gdy była zła - niedługo Dave skończy szkołę i się wyprowadzi. Dostanie to swoje cudowne stypendium imienia Michaela Jordana i wyjedzie do jakiejś szkoły, gdzie uczą się liczyć co dwa, bo w koszykówce rzut jest za dwa punkty. Zostawi ją i Phila. Ucieknie od syfiastego życia, odpowiedzialności za dorosłą matkę. Każdy by tak zrobił. Ilekroć jednak Flea myślała o tym, nienawidziła swojego brata. Mimo że z jego słów nie padała jeszcze deklaracja wyjazdu, już go za to nienawidziła. I jednocześnie życzyła mu tego.
    Idiota zasłużył na odrobinę szczęścia. Ale jeszcze nie teraz.
    - Nigdzie nie idziesz - powiedziała tonem, który miał być stanowczy. W rzeczywistości zabrzmiał żałośnie. Jak głos siedemnastolatki, która próbuje czegoś zabronić starszemu bratu. - W zeszłym tygodniu obiecałeś Philowi, że będziecie oglądać kreskówki aż skończy się nadawanie kanału, a potem zaśniecie na kanapie w dużym pokoju.
    Bała się, że kiedy wspomni o kupionych piankach i składnikach na tosty, załamie się jej głos. Albo zrobi to w następnym zdaniu o znalezionym prześcieradle. Tym specjalnym w kropki, które miało już plamy ze wszystkiego.
    - Poza tym do mnie przychodzi Tommy. Razem z Jade, jego dziewczyną. Będziemy grać w bilard w piwnicy i słuchać muzyki. Czy jakoś tak. Podobno tak się teraz robi... - dodała dziwnie smętnym tonem.

    Pchła

    OdpowiedzUsuń