wtorek, 25 czerwca 2013

A całujcie mnie wszyscy w dupę

Czarna, kudłata czupryna opada na beethovenowskie czoło. Gdy włosy stają się zbyt długie - strzyże je na rekruta za pomocą maszynki. Twarz podłużna, nos garbaty, szare oczy. Spojrzenie chmurne. Mocne dłonie o długich palcach. Wysoki, barczysty. Bojówki albo dżinsy, czarne koszulki i ciemne bluzy. Glany.

Philip Wood
wilk, nóż sprężynowy, pięść i pogarda
pochmurny, gwałtowny, nieoswojony
ostatnia (na szczęście!) klasa

Właściwie to lubi wysiłek fizyczny.  
Zaczęło się w dzieciństwie Był tym trudnym dzieckiem, tym sprawiającym kłopoty wychowawcze, tym, któremu spomiędzy kędzierzawej czupryny wystawały diabelskie różki, tym, który namawiał i kusił inne dzieciaki do złego, samemu sobie rąk nie brudząc. Chyba, że w bójkach, notabene bardzo licznych. Przeganiany był od pedagogów do psychologów, przynajmniej psychiatrów uniknął. Stwierdzono, że niespożytkowaną ilość energii, która w nim drzemała, powinien wykorzystać w jakimś sporcie. Capoeira miała być ukojeniem, czymś, dzięki czemu mógłby się wyżyć i wyzbyć się agresji. Szlachetna sztuka walki, związana również z rozwojem duchowym, więc nadzieja była, że może młody łyknie co nieco z ichniejszej filozofii. 
 Lubi capoeirę. Lubi także rocka. Muzyka towarzyszy mu prawie w każdym momencie, zawsze jakiś przenośny odtwarzacz tkwi mu w kieszeni, a słuchawki są przygotowane na szybkie nałożenie na uszy. Jego bariera ochronna przeciwko nieustannym bełkocie innych ludzi – nie cierpi pseudointelektualnych dyskusji, gdzie rozmówcy nieomal orgazmu z zachwytu nad swą głębią (której nie ma) dostają, nie cierpi gadania dla samego gadania, bezsensownego mamlania jęzorem, nie cierpi słodko-pierdzących gadek. Lubi za to swój brytyjski akcent, którego pozbyć nie zamierza, pomimo tego, że w Wielkiej Brytanii nie mieszka już od kilku lat. Lubi także pracę w warsztacie, szczególnie kiedy ma wolny czas i może dopieszczać swój ukochany motocykl, a potem z dumą patrzyć na swoje dzieło, samemu będąc mocno utytłanym smarem.  
Praca jest wybawieniem. Dzięki niej zarobi kasę i będzie mógł się wyrwać z tego przeklętego miejsca. Dzień, w którym zakończy edukację w tej cholernej szkole, jest wyczekiwany przez niego już od dawna. Na szczęście został już ostatni rok, chwyta się tej myśli jak tonący ostatniej brzytwy ratunku. Nienawidzi tego miejsca, nienawidzi tych ludzi. W klasie zawsze zajmuje miejsce w ostatniej ławce, gdzie swobodnie wyciąga nogi i pogardliwie rozgląda się po pomieszczeniu. Czasem nauczycielom nie podoba się jego rzekoma czupurność i rzekomy bezczelny uśmiech. Nie jest przecież arogancki, tylko nieco krzywy...  
Zazwyczaj stoi gdzieś tam obok, raczej się nie angażuje, powtarza sobie często, by nie wpadać w kłopoty. Nie warto, został tylko rok, po co szukać guza? Nie zawsze jednak ta zasada ma odzwierciedlenie w rzeczywistości.     


71 komentarzy:

  1. [Ooooo jest pan i to jaki fajny :D Oczywiście wychodzę z propozycją wątku, ale wolałabym jednak zacząć. Więc jeśli jest pomysł, zapraszam pod kartę :]

    _Nadia

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ja przyszłam się przywitać i zaproponować wątek. Może wspólnie władują się w jakieś kłopoty? Może koncert rockowy, wszyscy pogują i nagle do klubu wpada policja i zatrzymuje wszystkich uczestników imprezy, bo prawdopodobnie któryś z nich ma narkotyki i broń. Oczywiście Erika i Philip lądują w jednej celi i czekają na przesłuchanie. Można dodać, że nie za bardzo za sobą przepadają, a znają się ze szkoły. I podczas tego siedzenia to jedno starałoby się dopiec temu drugiemu.
    Erika Molin

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witamy pierwszego mężczyznę na blogu! :)
    Czytając kartę, doszłam do wniosku, że będzie ciężko... Wszakże Shareen to typ wszędobylskiej altruistki naładowanej pozytywną energią, którą zna połowa szkoły, zaś Philip jest jej całkowitym przeciwieństwem. Nie wiem, nie wiem... może dyrekcja wyznaczyła ją do udzielania mu korepetycji, z jakiegoś konkretnego przedmiotu?]

    Shareen

    OdpowiedzUsuń
  4. [Genialny Josh na równie genialnym gifie <3 Poza tym, witam serdecznie! Przydreptałam prosić o pomysł na powiązanie lub wątek, a postaram się coś ciekawego zacząć :)]

    Cleopatra

    OdpowiedzUsuń
  5. [To było jeszcze zanim dowiedziałam się, że Administracja ma nam wysłać na maila powiązania, także tak czy siak powyższy komentarz jest nieważny. A Shareen rzeczywiście pomaga pierwszoroczniakom, przy czym niestety obecność Philipa nieco ją przeraża.
    Jakieś propozycje? :> Tym razem nie chciałabym Ci zepsuć koncepcji postaci.]

    Shareen

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cześć, dzień dobry! Przecudowny pan na gifie. Zostaniesz moim wątkowym kolegą? Uu, to głupio zabrzmiało. Tak czy siak pewnie mam zacząć, ale zanim to zrobię to pytam czy masz jakieś istotne zastrzeżenia co do rozmowy? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Źli chłopcy to dobrzy chłopcy.]

    Blake

    OdpowiedzUsuń
  8. [Jezu Joshu jak mogłeś nam to zrobić i się ożenić :<]
    Ria

    OdpowiedzUsuń
  9. [Cześć, jeśli nie masz przeciwwskazań odnośnie wątku z insektem, to mogę przedstawić swoją koncepcję. Ale to nie ma przymusu.]

    F.Ainsley

    OdpowiedzUsuń
  10. [Na pierwszej długiej przerwie Frankie powiedziałaby komuś, kto wspomniał o Woodzie w sposób "naślę na ciebie gorszego brata Voldemorta", że Wood nic jej nie może zrobić, a na dodatek nic ją nie obchodzi ten cały Wood. Do długiej przerwy słowa dziewczyny na drodze plotki urosłyby do obrazy Philipa i całej jego rodziny. Godzinę później brzmiało to tak, jakby była gotowa go zgnieść obcasem. Jeszcze później ktoś rozpuściłby wieść, że ze sobą spali i teraz się nienawidzą. Philip usłyszałby którąś z tych zmodyfikowanych wersji. Po lekcjach Frankie usłyszy, że nauczyciel chce ją widzieć w sali do sztuki, więc tam pójdzie. Nikogo nie zastanie, po chwili pojawi się Wood. Wtedy Pchła skuli się i piśnie, żeby jej nie zabijał.]

    F.Ainsley

    OdpowiedzUsuń
  11. [To by znaczyło, że "gorszy brat Voldemorta" jest jednocześnie tym ładniejszym. Chyba, że ktoś woli ludzi bez nosów...
    Najlepiej mi się pisze komentarze tak na dwadzieścia zdań. Specjalnie dla Ciebie policzyłam.]
    F.Ainsley

    OdpowiedzUsuń
  12. [Skumplujemy ich, ja Ci to mówię]/Max (szukaj na głównej bądź w archiwum, bo póki co w uczennicach jeszcze jej nie uraczysz)

    OdpowiedzUsuń
  13. [Cichaj i słuchaj pomysłu, oboje mają wyjebane, toteż zrywają się z ostatniej lekcji albo nie tylko ostatniej, mogą kiedy tylko chcą i udają się gdziekolwiek, na tory, nad rzekę, gdzieś daleko, palą fajki, piją wódkę i milczą wspólnie albo drą na siebie mordy kulturalnie]/Max

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ciekawie, patrząc na to, że Wood to takie trochę chucherko do Adamsa; patrząc po zdjęciach. Tylko bójka musi z czegoś wynikać, proponujesz jakiś szczególny powód?]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Jak dla mnie Voldemort to bardziej dziecko skrzyżowane z wężem skrzyżowane z zombie.]

    Można powiedzieć, że wstała lewą nogą, jednak to byłaby nieprawda. Ona wstała właściwą nogą, tylko świat sprzysiągł się przeciwko niej. Zwykle Pchła żyła bezkonfliktowo, nikomu się nie narażała, nie rzucała się w oczy, większość ludzi nawet nie znała jej prawdziwego nazwiska. Sytuacja bardzo komfortowa dla kogoś, kto planuje trzymać się gdzieś na trzecim, czasami czwartym planie. Tego ranka jednak jej nie wyszło. Mogła się tego spodziewać. Już na dzień dobry zastała wygięte drzwiczki od swojej szafki i pokiereszowany zamek. Zamierzała w wolnej chwili zgłosić to woźnemu, jednak nie zdążyła odejść od szafki dwóch kroków, kiedy jak spod ziemi wyrósł Chad Hartrey. Blondyn o tępawym wyrazie twarzy i posturze rugbysty, którym zresztą był. Jeden z tych, co szukają zaczepki. Wszystko, co stało się potem, stało się właśnie przez niego!
    Frankie nie umiałaby powiedzieć, co dokładnie padło z jego ust. Wiedziała tylko, że odpowiadała półsłówkami i próbowała go wyminąć, ale on zastępował jej drogę i kontynuował tyradę. Chyba pogroził jej Woodem. Flea nie wytrzymała i odszczeknęła się tak bezmyślnie, jak tylko nastolatki potrafią. Powiedziała, że nie boi się Wooda i nie przejmuje nim. Dotychczas żadnej ze stron to nie przeszkadzało, on chyba nawet nie był świadom jej istnienia. Z kolei ona nie była świadoma, że rozpętała burzę.
    Kilka godzin później była już "tą odważną, która może do woli obrażać Wooda". Co znaczyło też, że niedługo prawdopodobnie będzie jego pierwszą ofiarą śmiertelną. Bo nie wierzyła, żeby wcześniej kogoś zabił. To byłoby zbyt oczywiste, a nikt nie lubi banałów.
    Czy próbowała powstrzymać plotki? Nie. Wiedziała, że przysłowiowe kości zostały rzucone i nie był to rzut zbyt dla niej pomyślny. Zastanawiała się, kiedy napisać, że chciałaby zostać pogrzebana w tym płaszczu-replice tych z LOTRa.
    Po lekcjach jakaś niska Azjatka doniosła jej, że nauczycielka biologii czeka na Pchłę w klasie. Podskórnie dziewczyna czuła, że to nie będzie nic dobrego, ale zbyt wiele brakowało jej do bohaterów "Oszukać Przeznaczenie", żeby mogła próbować tego triku. Poszła. I spełniły się jej najgorsze obawy. Zjawił się Wood.
    Na jego widok wcisnęła się w kąt sali i skuliła tak, że wyglądała na żałośnie małą.
    - Błagam, nie zabijaj mnie - pisnęła cienkim głosem. - To nie ja, tylko moja potomkini z przyszłości, która przeniosła się tutaj żeby ratować swoją linię czasową.
    Nawiązanie do "Powrotu do przyszłości" nie było najlepszym rozwiązaniem, ale Francesca zawsze mówiła głupstwa, gdy się denerwowała. Poza tym wyobraziła sobie Philipa jako Terminatora i prawie się uśmiechnęła.

    F.Ainsley

    OdpowiedzUsuń
  16. [Zaczyna facet. To jak z randką, facet i tyle. Nie znam się na facetach, matko. Nieważne, i tak zaczynasz bo dałam ten beznadziejny pomysł, więc wyrównaj rachunek i beznadziejnie zacznij, będziemy kwita, joł]/Max

    OdpowiedzUsuń
  17. [Michelle rzecze: "O rany bościu, będzie fajnie". A ja mówię: moje palce były maczane w tym sosie zwanym powiązaniem. Bo ja tak polubiłam tę kartę i postać, że może być ciekawie. Zderzenie dwóch światów, ta fascynacja (tego słowa użyła już Administracja, żeby nie było). Wątek więc będzie, teraz trzeba tylko wymyślić fabułę. Co powiesz na bójkę na boisku? Philip kontra jakiś dryblas. Za pływalnią, o. Znajdzie ich Michelle i będzie próbowała interweniować, a to może się źle skończyć.]

    OdpowiedzUsuń
  18. [A jak lubię sześć stron w Wordzie to dostanę? Nie no, dajmy na to średniaki - 400 słów, tak lecę na początku, a potem się zobaczy czy ujdzie czy się zwiększy, bo zmniejszyć lepiej nie, tfu]/Max

    OdpowiedzUsuń
  19. [Nie lubię, jak jest krótko, ale nie znoszę też zmuszać nikogo do esejów na pięć stron, z czego większość jest na temat roślinki w ogródku za oknem. Nie za bardzo wiem o te godzinie jak to sprecyzować, ale... Gdzieś tak pół strony w Wordzie to idealna długość. Na początek. :)]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Dzięki! Wood też fajny.]
    Lindsay Banch

    OdpowiedzUsuń
  21. [Spadek genetyczny? Więzy krwi? Muszę koniecznie zajrzeć do tych powiązań. Miałam dziwny pomysł na wątek, ale w takiej sytuacji trzeba go zmienić.]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Ponoć ''Lily wie, że Phil był/jest nią zainteresowany. Czuje się tym faktem onieśmielona, więc teraz coraz rzadziej przychodzi do jego warsztatu z koszami domowych ciastek.'' Także zdecydowanie nieźle się mają. Philowi może brakować ciastek Lily, czy coś.]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  23. [Może mu ciastek nie przyniosła tego dnia, kiedy zazwyczaj przynosiła, a i on nie mógł jej następnego dnia znaleźć w szkole i mógł pomyśleć, że coś się stało. Potem mógłby natknąć się na nią, jak krążyłaby w okolicach warsztatu, nie wiedząc, czy zajść, czy nie.
    Ewentualnie mogła mu podrzucić te ciastka i uciec, co by nie być bez serca i żeby Phil nie głodował. A potem mógł ją gdzieś dopaść.]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  24. [Mam coś - według mnie - ciekawszego. Są dalekimi kuzynami, więc nie muszą znać się od dziecka. Czy istnieje możliwość, że o tych dalekich rodzinnych powiązaniach dowiedzieli się dopiero niedawno, a wcześniej mieli okazję cośtamrobić? Chyba za dużo Gry o Tron.]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Czekam z niecierpliwością. (:]

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  26. [Czy wolisz coś innego, zwykły wątek? Jeśli tak, musisz poczekać do jutra, a raczej do dzisiejszego popołudnia :)]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Ja tam mogę wszystko pisać i prawie do wszystkiego się dostosować. Rozumiem, że zostajemy przy tym pomyśle? Ja mam zacząć? Ech, wyzysk :<]

    OdpowiedzUsuń
  28. [Projekcik obowiązkowo. Tylko jeszcze zapytam: jaki może być projekt na targi? Jakoś tak nie mogę sobie tego wyobrazić. Może faktycznie oglądam za mało filmów o amerykańskich nastolatkach...]

    OdpowiedzUsuń
  29. [No tak na niego chyba wystarczy się źle spojrzeć a jeszcze patrząc na fakt, że ten czyta gdzieś w samotności książki i z nikim nie gada, a po godzinach tylko trenuję zamiast spotykam się ze znajomymi to z pewnością dzieciaki w szkole gadają, plotki ploteczki jakieś mogą wyjść a potem ludzie się na Ciebie krzywo patrzą. Tony to w pysku taki twardy nie jest jak w czynach, więc po kilku wymianach zdań z pewnością dojdzie do czegoś. To może zacznę coś, choć dobra w tym nie jestem. Ale ruszajmy!]

    Chicago High School, a po przekroczeniu progu tej szkoły pierwszego dnia już dałem sobie sprawę, że nie jest ona dla mnie. Żadna szkoła nie jest dla mnie a tym bardziej dla samotnika z Dakoty Południowej, który na azyl wybrał sobie Chicago, małą kamienicę na obrzeżach miasta. Miałem szczęście, że znajdzie się tutaj klub bokserski.
    King, nie należał może do moich ulubionych pisarzy, ale mimo wszystko akcja rozgrywana w książkach tak mnie ciekawiła, że musiałem go czytać i czytałem nawet podczas przerw między lekcjami. Zazwyczaj znajdowałem sobie tak ustronne miejsce i wręcz ponure, że z reguły nikt tutaj się nie krzątał ani nie przesiadywał.
    Zostało mi kilka stron, więc z dziwnego przymusu własnego umysłu musiałem dokończyć, a dzwonek na lekcje zadzwonił. Nie mogłem teraz tak po prostu zamknąć książki, więc jak tylko mogłem najszybciej czytałem to co mi zostało.
    Minęło dobre kilka minut lekcji, na szczęście znajdowałem się przy wejściu od strony boiska. Idąc minąłem grupkę chłopaków, którzy na lekcje raczej się nie wybierali. Usłyszałem śmiech za sobą i natychmiast się odwróciłem. Potem krzywe spojrzenie w moim kierunku jednego z nich. Dłoń zacisnęła się i mój King tym samym lekko się nadgiął. Ruszyłem w ich stronę - Jakiś kurwa problem ?!

    OdpowiedzUsuń
  30. [Długość jest mi naprawdę obojętna, bo lubię wszystkie wątki. Długie, średnie, a nawet krótkie. Byłabym jednak wdzięczna za wątek średniej długości, gdyż znów muszę wczuć się w blogi, a takie wątki mi to ułatwią :) ]
    Erika Molin

    OdpowiedzUsuń
  31. [Ostrzegam tylko, iż nic wielce ambitnego to nie będzie, proszę wybaczyć.]


    Po skończonej pracy, kiedy jej ubrania na wylot przesiąkły kotletami i tym całym stołówkowym gównem, przyszła pora na papieroska, którego nie trzeba palić pospiesznie w trakcie jakiejś przerwy więc całkiem inny nastrój jej towarzyszył. Nic innego nie chodziło jej po głowie więc wyszła ze stołówki nie wiążąc swoich glanów, które były jedną z jej miłości, co wcale nie było bezpiecznym rozwiązaniem. Chwilę po wyjściu za budynek szkoły pospiesznie zapalając papierosa nie zauważyła progu, czy jak to się tam nazywa i niezdarnie się potknęła. Niby nie pierwszy, ani nie ostatni, bo trzeba przyznać, że nierzadko zdarzało się przewracać. Jeszcze większym upokorzeniem było to, iż wcale ładnie nie wyglądało jej bardzo niezdarne podnoszenie się z podłoża więc wolała poczekać i ładnie poprosić jakiegoś przechodnia o pomoc w tejże czynności. Pierwszą osobą, która znalazła się w zasięgu jej wzroku był ciemno ubrany mężczyzna, którego wcale nie widziała pierwszy raz, skojarzyła, iż jest uczniem w miejscu, gdzie dane było jej zarabiać na swoje marne życie. Po chwili wahania w końcu odważyła się odezwać.
    -Em, dzień dobry i przepraszam bardzo, ale ładnie bym prosiła abyś pomógł mi podnieść się z tego brzydkiego chodnika, czy jak to się tam nazywa.

    OdpowiedzUsuń
  32. Weekend. Piękna pogoda. I absolutny brak chęci do siedzenia w sierocincu. To wszystko złożyło się na to, że Nadia koniecznie musiała wyrwać się z murów bidula i znaleźć sobie ciekawsze zajęcie. Pod wymyslonym pretekstem zyskała trochę czasu wolnego, który mogła wykorzystać w jakiś ciekawy sposób. Wiedziała nawet jaki. Nie bez powodu zabrała ze sobą notes i kilka ołówków. Uwielbiała szkicować i każdego dnia spędzała wolny czas szukając nowych inspiracji lub przenosząc coś na kartkę papieru.
    Nie preferowala zatłoczonych miejsc więc znalazła coś bardziej spokojnego. Stary skatepark połączony z placem do driftowania nie był zbytnio używany. Znalazł więc zaciszne miejsce na zniszczonej ławce i sięgnęła po swój ostatnio zaczęty rysunek. Uśmiechnęła się na sama myśl o osobie, która była tam naszkicowana. Znała tego chłopaka z klasy, ale nie znała się z nim szczególnie dobrze. Zaintrygowało ją to jak zachowywał się i jaki miał styl bycia. No i motor. Nie mogła odmówić sobie przedstawienia go na swoim rysunku. Ot kolejny szkic do szuflady. Jak każdy inny.
    Kiedy rysowała, odcinala się od świata. Nie słuchała tego co dzieje się dookoła, robiła co miała robić. Nic więc dziwnego, że nie wiedziała kiedy ktoś pojawił się przy niej. Dopiero gdy padł na nią cień, odruchowo przycisnela rysunek do siebie i uniosła przestraszone spojrzenie.
    - Philip? - Odezwała się mocno zdziwiona.

    [wybacz za błędy ale pisze z telefonu :]

    _Nadia

    OdpowiedzUsuń
  33. [Dzień dobry :) Wychodzi na to, że Alice boi się Philipa, aczkolwiek nieuniknione jest ich spotkanie. Jakieś pomysły na wątek czy robimy burzę mózgów? :)]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  34. [Cześć. Jak najbardziej można. Masz może jakiś pomysł, czy będziemy kombinować razem, bo w gruncie rzeczy łatwiej mi się zaczyna.]

    Laura

    OdpowiedzUsuń
  35. [To dyrekcji się chyba trochę pomieszało, bo mi wysłała:
    ,,PHILIP WOOD
    To dopiero buntownik. Alice nawet nigdy nie próbowała z nim się dogadać, bojąc się jego reakcji. Jednak będzie zmuszona do tego, bo do samorządu zaczęły napływać prośby o zareagowanie na odzywki i zaczepki Wooda do innych uczniów. Nauczyciele nic nie wskórali, może Alice lub ktoś od niej coś się uda.''
    Zawsze można to połączyć. Kiedyś byli przyjaciółmi, później wszystko się rozsypało, a teraz Alice obawia się Philipa, a raczej jego reakcji, gdy chciałaby z nim porozmawiać na temat tych jego odzywek i zaczepek.]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  36. [Mam zacząć czy zechcesz mnie wyręczyć?]

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  37. [Ta jest. Mamy zakład i listy od nastolatek z problemami. Zgadza się?]

    ~Olivier Bossert

    OdpowiedzUsuń
  38. [Czy Wood zgodziłby się na wątek gdzie Greta zrobiłaby mu przez zupełny przypadek krzywdę bawiąc się ze swoim psem w parku a ten miał pechowy dzień i dostał piłką w głowę?]

    OdpowiedzUsuń
  39. Przychodząc w to miejsce nie spodziewała się zastać nikogo, a już tym bardziej nie swojego kolege z klasy, którego właśnie wzięła za swój cel uwiecznienia go na rysunku. Przecież to już szczyt chamstwa i ogromny pech! Los jednak bywa okrutny i najmniej spodziewane osoby mogą zjawić sie w najmniej odpowiednim momencie. Nic nie miała do Philipa. Wręcz przeciwnie, skoro zwrócił na siebie jej uwagę tak mocno, ale teraz? Naprawdę?
    Czuła że jej policzki mocno zarumienily się. Pospiesznie poprawiła kosmyki włosów tak, aby zasłonić rumience. Tym samym wypuściła z rąk rysunek, który opadł na jej kolana.
    - Nic takiego. - Odparła nerwowym głosem na jego pytanie i szybko zakryla rysunek. - Właściwie ja już powinnam iść. Dodała wstajac. Pośpiech sprawił, że znowu wypuściła z rąk notes, który upadł pod nogi chłopaka. Nie spojrzała na niego nawet przez moment. Dłonie drzaly jej już tak bardzo że stresu, że nawet jej ostatnia szansa ocalenia swojej reputacji nie powiodła się. Pochylia się i złapała palcami zeszyt. Wrzuciła go do torebki i wyminela chłopaka. Nie dostrzegła jednak, że kartka z portretem oderwała się i została przy stopach Philipa.

    [ach, znowu ten telefon]

    _Nadia

    OdpowiedzUsuń
  40. [Bardziej byłabym za zaczęciem w momencie, gdzie zakład już trwa. Przy okazji przydałoby się ustalić, o co oni w ogóle się założyli.
    Od swojej mamy też słyszałam coś takiego kilka razy. Może to jakaś matczyna zasada, żeby o tym wspomnieć.]

    ~Olivier Bossert

    OdpowiedzUsuń
  41. Nie była pewn czy Philip ogólnie rzecz biorąc zauważył ją chociażby na jakiejś lekcji. Może przelotnie, ale tak aby ją zapamiętał to zapewne nie. Zawsze ukryta po kątach i cicha Nadia nawet nie liczyła na jego uwagę. Philip był typem nastolatka, który może i o sławę nie zabiegał, ale mimo wszystko ciągnęło do niego. Przynajmniej tak wnioskowała.
    Musiała wyglądać jak wariatka. Uciekła z taka prędkością, że albo było z nią coś nie tak, albo bała się. Przyspieszyła mimo wszystko. Miała nadzieję, że jednak nie zapamięta tego spotkania na dłużej. Słysząc jednak za sobą kroki, zamarła. Zatrzymała się, ale nie odwróciła się. Czekała na to co się stanie. Chociaż może nie, to chyba jednak był strach.
    - O co ci... - Obrocila się na palcach chcąc chociaż udawać złość czy coś podobnego, ale zamilka widząc kartkę w jego dłoniach. - Oddaj mi to. - Uniosła się na palcach aby sięgnąć po portret, ale jednak zrezygnowała. Wolała się do niego zbliżyć. - To wcale nie jesteś ty, nie pochlebiaj sobie. - Nie wiedziała dlaczego obrała taka taktykę, ale za bardzo nie myślała o tym co robi.

    _Nadia

    OdpowiedzUsuń
  42. -Pytam się... - Zagryzłem zęby a nacisk na książkę był coraz większy. Nie lubiłem, nie trawiłem, nie znosiłem takich cwaniaczków jakim był on; co można było już stwierdzić bo jego wyglądzie. Ja miałem już jednak do to siebie, że zawsze oceniałem ludzi zanim ich poznałem, ale w większości przypadków miałem rację - okazywali się dokładnie tacy jak ich wcześniej oceniałem.
    Zmierzyłem go wzrokiem, z góry na dół i nawet jeśli nie był w najgorszej formie to i tak nie uważałem go za potencjalne zagrożenie. Prawdę mówiąc gdyby nie jego krzywe spojrzenie z pewnością nawet nie zwróciłbym na niego uwagi, ja z resztą na nikogo nie zwracam uwagi.
    -Zabrało Ci słów, czy tylko przez chwilę byłeś taki fetny przy kolegach - Wielcy ci przyjaciele, którzy gdy robi się gorąco zostawiają kumpla w potrzebie, ale znają dzisiejszą młodzież i te szkolne zwyczaje Ci ruszyli wszystkim powiedzieć, że zaraz może być niezłe widowisku na zewnątrz. Już widziałem tą sytuację w głowie gdy wszyscy zaczynają wyciągać telefony i nagrywać naszą bójkę, takich rzeczy roi się w amerykańskich filmach a potem stajesz się gwiazdą internetu lub jego pośmiewiskiem.

    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  43. Boks nie by sportem walki, który śmiało można było wykorzystać podczas ulicznych bójek; chyba, że wrzucając do niego elementy "brudnego" boksu, którzy zdecydowanie bardziej nadawał się do takich sytuacji. Trenerzy bardzo często starali się mieszać nawet owe style, bo ten bardziej nieczysty boks zdecydowanie przydawał się podczas małej odległości z przeciwnikiem; mimo zaledwie kilku godzin trochę zostało mi w głowie w tamtych lekcji i wiedział w jaki sposób uderzyć tak by bolało, ustawić się tak by odpowiednie przyjąć cios bądź go uniknąć - ten sport opierał się nie na niczym innym jak zapamiętywaniu konkretnych wymian i na kilkugodzinnym ich powtarzaniu oraz rozpoznawaniu przeciwnika i przewidywaniu jego ruchów.
    Kiedy chłopak rozstawił nogi i delikatnie zginął je w kolanach, wiedziałem, że nie robi nic innego jak zwyczajnie próbuje przyjąć pozycję, która jest gotowa na ruch przeciwnika. Ale nie byłoby ciekawie gdy nie element zaskoczenia, który polegał na poświęceniu Kinga; trzeba było go w końcu uwolnić.
    Rzuciłem nią prosto w niego na wysokości klatki piersiowej; nie miała mu zrobić krzywdy tylko go rozproszyć i dać mu szansę na wykonanie pierwszego ciosu. Bum! Delikatne obkręcenie ciała w lewą stronę i prawy prosty powędrował na policzek chłopaka delikatnie tłumiąc jego gotowość i sprawiając, że wyglądał na nieco zagubionego i niemogącego ustać w jednym miejscu na nogach.
    Za sobą usłyszałem zbliżający się tłum i tylko uśmiechnąłem się w duchu, gdy okazało się Ci właśnie sięgają po telefony komórkowe; taaak, stało się dokładnie tak jak przewidywałem.

    OdpowiedzUsuń
  44. Podobne sytuacje nie były jej obce. Nie raz czuła się upokorzona i tym podobne. Tym razem jednak było inaczej. Nie zrobił tego specjalnie. Po prostu ten cholerny pech napatoczył się akurat teraz i Nadia musiała z tego jakoś wybrnąć. Ogólnie rzecz biorąc panicz Wood nie wyglądał na taką osobę, która bez dobrego gadanego odpuści jej to bez większego wypominania. tylko jak tu wytłumaczyć, że na rysunku był ON? Mógł pomyśleć sobie teraz wiele. Psychofanka, zakochana lub kij wie co jeszcze. Urzekł ją tym czymś, ale nie na tyle. Nie, nie, nie. Chyba nie. No nie!
    Jęknęła w myślach, gdy ten jednak nie oddał jej własności. Zapewne był ciekaw o co właściwie w tym wszystkim chodzi, ale ona nie miała ochoty zmyślać dziwnych historyjek. Nawet nie miała do tego głowy. Kłamanie jej nie wychodziło. Prawda również nie wchodziła w grę, bo brzmiała równie głupio, co te historyjki, które utworzyły jej się w głowie.
    - To nie jest zabawne. - Skwitowała jego głos. Jej policzki wręcz płonęły teraz i nie było łatwo ich ukryć. Do tego dość blada cera wcale jej nie sprzyjała. - Sam widzisz, że to nie jesteś ty. A motocykl dorysował, bo po prostu miałam taki kaprys. - Czyli jednak zdecydowała się ciągnąć dość głupie wypieranie się. - Philip, oddaj mi to i po prostu zapomnij. - Poprosiła po raz pierwszy spoglądając wprost na niego.

    _Nadia

    OdpowiedzUsuń
  45. Właśnie popełniła największy błąd w ostatnim czasie. Bezpośrednio po lekcjach nie powinno łazić się na tereny za szkołą, które poza treningami wcale nie są specjalnie nadzorowane. Doskonale o tym wiedziała. Wielokrotnie już widziała, jak ktoś zaszywał się pod trybunami, by dać sobie w żyłę, opróżnić zgrzewkę alkoholu niekoniecznie z małymi procentami, czy zwyczajnie obić sobie mordę. Pod latarnią bywało najciemniej - takie szkoły jak ta miała dosyć duże tereny, dodatkowo odsłonięte mieszanką budynków i drzew ze wszystkich stron. Nie opłacało się więc udawać nigdzie dalej, skoro można było łatwo schować się gdzieś na tyłach i spokojnie deprawować się tuż pod nosem przewrażliwionej na tym punkcie dyrekcji. Tak, jakby chcieli usunąć przemoc z młodzieży. Mimo wszystko, to jednak Chicago. Walka z wiatrakami, taka prawda.
    Zapuściła się za budynek sali gimnastycznej, bo tam pokierował ją jeden z kolegów Davida z drużyny. Mogła sobie darować i spróbować zadzwonić do niego po raz czternasty. Zamiast tego, dziarsko ruszyła przed siebie, pewna, że skoro Howard tak twierdzi, jej chłopak rzeczywiście ćwiczy na boisku.
    Byk nie był specjalnie lubianym szkolnym dryblasem. David i Travis, każdy oczywiście z osobna, mieli okazję mu to udowodnić, parokrotnie wdając się w jakiejś szarpaniny. Przez to prawdopodobnie nie miał sympatii do Michelle, która nie dość, że była siostrą jednego, to jeszcze dziewczyną drugiego. Dziwiła się, kiedy widziała go w towarzystwie innych gości. Że też miał kolegów, których matek i sióstr jeszcze nie obraził...
    Zamarła, kiedy z daleka zobaczyła Byka. Był o wiele bardziej zauważalny od drugiego faceta, z którym się kłócił. Zanim Michelle zorientowała się, że to Wood, obaj zaczęli już rzucać się na siebie.
    Philip pojawiał się sporadycznie wokół Michelle kompletnie przypadkowo. Nie wiedziała czemu, ale zawsze zwracała na niego uwagę, kiedy siadał dwa stoliki dalej, zamykał szafkę na korytarzu po drugiej stronie, wychodził z klasy, kiedy ona przemykała korytarzem. Był charakterystyczny, to prawda. Ale zaczęło ją to przerażać - sama wmawiała sobie, że przesadza. Davidowi nic nie wspominała. To byłoby głupie i naprawdę niebezpieczne.
    Wydała zduszony okrzyk, kiedy doszło do bójki na poważnie. Zaczęła biec w stronę chłopaków, ale zamarła i o mało co nie krzyknęła na poważnie, kiedy zobaczyła błysk ostrza. To już na pewno nie było zabawne.
    - Hej! - wrzasnęła, ale wiatr pędzony między budynkami wokół zagłuszył jej głos. - Hej, powaliło was? Zostaw go i uspokójcie się, oboje...
    Oczywiście teatralne krzyczenie nie wiele dało, szczególnie przy jej posturze i odległości, w jakiej była. W końcu jednak dobiegła do chłopaków. Kompletnie na początku jej nie zauważyli, a przynajmniej takie odniosła wrażenie.
    Wsunęła się bohatersko i komicznie zarazem pomiędzy jednego i drugiego. Byka trudniej było jej odsunąć. Minę miał taką, jakby miał ochotę złapać ją i grzmotnąć nią o twarz Philipa. Wood miał poszarpane i brudne ubranie na plecach, dziwnie czerwoną dłoń i dyszał. Niemniej jednak, wygląd na mniej zmęczonego niż Byk. Ale o wiele groźniejszego.
    I wtedy zdała sobie sprawę, że zrobiła jeszcze większą głupotę. Wpakowała się w środek bójki, chyba dwa razy mniejsza od obu, kompletnie nie wiedząc, co ma powiedzieć.
    - Debile - rzuciła krótko. Nie wiedzieć czemu, z większym wyrzutem w stronę dryblasa, kiedy na niego spoglądała. - Jak was nakryją, oboje jesteście wywaleni na zbity py...
    - Wood, tego jeszcze nie było, żeby cię dziwka broniła, nie? - warknął Byk.
    Zamilkła. Zazwyczaj w takich sytuacjach umiała się odpyskować. Ale perspektywa latającego tutaj przed chwilą noża i dostania w twarz nie była ciekawa.
    Spojrzała na Wooda za jej plecami. Ale zdała sobie sprawę, że Philip to nie David ani Travis. Że jest tutaj sama, bezbronna, a jeden i drugi równie dobrze mogą ją stąd wykurzyć. A potem będzie żałować tego jeszcze bardziej, niż teraz.

    OdpowiedzUsuń
  46. Lily nie pamiętała właściwie, jak to się stało, że zaczęła odwiedzać warsztat Philipa. Jak to się w ogóle stało, że zaczęła zamienić z nim słowa inne, niż tylko cześć, co słychać, wszystko w porządku. Nie wiedziała, ale nie zastanawiała się nad tym, bo lubię tę relację. Philip był miłą odmiany od całej reszty szkolnej społeczności. Przede wszystkim, nie był tak zapatrzony w tych wszystkich ludzi, do których, niestety, dołączyła Lily siostra, co zdecydowanie jej się nie podobało.
    Miała Philipa za dobrego kolega, lubiła odwiedzać jego warsztat, lubiła dla niego piec i lubiła, kiedy ciastka mu smakowały. Czasami siadała z boku, patrzyła jak chłopak zajmuje się swoim motorem i z nim rozmawiała, w pełni świadoma tego, że mogłaby ten czas wykorzystać na coś, pozornie, bardziej pożytecznego. Lubiła w Philipie to, że przy nim lubiła właściwie nic nie robić.
    Dlatego kiedy przypadkiem dowiedziała się, że Philip lubi ją bardziej, niż to okazuje, spanikowała. Nie chciała psuć tego, co mieli, co było między nimi. Poza tym, sama nie potrafiła określić własnych uczuć. Nigdy nie była nikim zauroczona, nie była zakochana, nie wiedziała, jak to jest i czy z Philipem by się udało. Lubiła go, ale był... inny. To dobrze, czy źle?
    Zaczęła go unikać. To było bardzo w jej stylu. Nie wiedziała, co zrobić, więc uciekała. Chciała udać się do warsztatu, ale skończyło się na tym, że zostawiła mu tylko ciastka. W szkole starała się na niego nie wpadać. Z powodzeniem.
    Aż do tego dnia, kiedy znów, przypadkiem, znalazła się w okolicy, którą tak dobrze zdążyła poznać w ciągu ostatnich miesięcy. Patrzyła smętnym, spłoszonym wzrokiem w stronę warsztatu, wiedząc, że na jego tyły Philip nie wychodzi zbyt często. Zwykle jest tak pochłonięty motorem, że odrywa się od niego tylko po to, by iść do toalety, a potem do domu.
    Tym razem jednak było inaczej. A Lily, z nieznanych sobie przyczyn, spłonęła na jego widok rumieńcem i przez chwilę zapomniała, że w ogóle potrafi mówić.
    - Zagłodzić...? Dlaczego? Zostawiłam ciastka... - powiedziała, starając się brzmieć zupełnie naturalnie i spokojnie. Bez powodzenia.

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  47. Postanowienia są bez sensu. Nie ze względu na ich jawne niepowodzenie ani rozczarowanie, a wkurwienie, które przychodzi zaraz po zorientowaniu się, że znów wracamy do punktu wyjścia. Max nie czuje potrzeby wmawiać sobie, że coś zmieni. Zazwyczaj przecież podąża przetartymi przez samą siebie ścieżkami i nie potrzebuje zmian. A taką z pewnością byłoby zrezygnowanie z wagarów.
    Nie lubi tego miejsca, a raczej darzy je zwyczajną niechęcią jak wszystko inne. Denerwuje ją ogólna płytkość społeczeństwa i brak jakiegokolwiek punktu odniesienia do realnego świata. Wymalowane panienki, bezmózdzy sportowcy – i mało kto wychodzi z tego kanonu. Chętnie zostawiłaby to za sobą, nie skończyła szkoły średniej i zatrudniła się w sklepie muzycznym. Pozwoliliby jej sprawdzać gitary, miałaby dostęp do najnowszych kolekcji, plus dostałaby zniżkę na wszystko. Idealnie. Tyle że tak się nie da wyżyć kolejnych xxx lat, szczególnie, gdy póki co jest się zwalonym na głowę u brata. Czas najwyższy poszukać jakichś własnych czterech kątów. Nie teraz, jeszcze senior year. Potem niech się dzieje co chce.
    Nic dziwnego, że po matematyce czuje już taką animozję do świata, że wychodzi ze szkoły i pierwsze co robi to zapala papierosa. A miało to być niewinne uzależnienie, w końcu stało się chyba ulubionym zajęciem, odciągało od myślenia i pozwalało skupić się na dymie, a nie własnym, pustym wnętrzu. Siedzi na schodach, podejrzewając że jeśli jakiś nauczyciel postanowi sprawdzić co tu się wyprawia, wyląduje u dyrektora za palenie na terytorium szkoły. Nieważne, że od roku jest pełnoletnia, gdzieżby. Zauważa kątem oka Philipa i macha do niego głową. I tak się zaczyna.
    Wychodzą za teren szkoły i ruszają w milczeniu w tylko sobie znanym kierunku. Alkohol, papierosy, popcorn (ten ostatni jest rarytasem, o którym Max nawet by nie pomyślała) i życie staje się nagle kolorowe. Może nie pełne nasyconych barw, ale jej skala szarości z dwóch barw rozszerza się do jakichś sześciu, uzupełniona o cztery odcienie. Na każdy przypada inna przyjemność: wódka, papierosy, popcorn, nawet Philip. Nie odczuwa do niego niechęci, co graniczy niemal z cudem. Może dlatego, że nie próbuje grać kogoś kim nie jest i nie robi z siebie błazna, wie kiedy milczeć, a milczenie z nim jest sprawą przyjemną. Kiedy więc docierają na tory, siada tuż przy nich, wyciągając nogi przed siebie i odpala kolejnego papierosa. Odkręca wódkę i pije wprost z gwinta, nie przejmując się zasadami dobrego wychowania. Zresztą, nie nosi jednorazowych kubeczków w plecaku.
    - Podobno zaczną robić rewizje uczniom – mówi pomiędzy jednym machem, a drugim. Średnio przejmuje ją fakt, że jakiś stary pryk zechce spojrzeć jej do torby w poszukiwaniu nielegalnych substancji, bo cała jest jedną, wielką nielegalną substancją. Ciekawe jakby chcieli z tym walczyć. – Pieprzyć to – komentuje więc krótko, zaciągając się.
    Max

    OdpowiedzUsuń
  48. Z rodziną ponoć najlepiej wychodzi się tylko na zdjęciu. Jeśli jednak o rodzinie Banchów mowa, na żadnej fotografii nie prezentowali się zbyt dobrze. Byli dziwni na ten swój amerykański sposób, mieli kilka problemów, o których otwarcie nie mówili, i których istnienie skrzętnie ukrywali przed światem. Lindsay, jako typ dziewczyny dążącej do popularności, aczkolwiek mająca w tym większy cel, widząca tejże popularności głębszy sens, dbała o zachowanie pozorów idealności. Nie była osobą perfekcyjną, oczywiście zdawała sobie sprawę z licznych przywar własnego charakteru, ale potrafiła je dokładnie przykryć, niczym troskliwa matka otulająca małe dziecko do snu. Po szkole krążyło na jej temat wiele plotek, nie mogła ich powstrzymać, nawet nie bardzo chciała. Nastolatkowie to stworzenia żywiące się historiami wyssanymi z palca, opowieściami - w ich oczach, i w ich mniemaniu - prawdziwymi. Byłaby doprawdy niezmiernie bezduszną istotą, gdyby chociażby próbowała sprostować jedną z rewelacji na swój temat. Im bardziej człowiek starał się wybronić, tym bardziej wierzono w jego winę.
    Nie znała wszystkich krewnych: większości albo nigdy nie spotka, albo w najgorszym wypadku nie rozpozna na ulicy. Wystarczająco poświęcała się dla najbliższych członków rodziny i nie potrzebowała kolejnym osobom tłumaczyć się ze swoich planów czy, co gorsza, pijackiego wyskoku nieodpowiedzialnego ojca. Miała osiemnaście lat, właściwie całe życie przed sobą, a mimo to, czuła iż ugrzęzła w jednym miejscu na dobre. Marzenie o staniu się kiedyś sławną aktorką było tylko przepustką do lepszego świata, gdzie nie musiałaby opiekować się młodszym bratem, gdzie rodzice nie musieliby wypruwać flaków, żeby zarobić na utrzymanie domu. Bardzo podziwiała matkę, Jackson był jak dotąd najważniejszym szkrabem w jej krótkim życiu, ojcu zaś współczuła nałogu, którego wcale nie dostrzegał. Patrząc na Lindsay i jej brata, łatwo zauważyć podobieństwo w kolorze włosów, oczu czy kształcie drobnego nosa. Już na pierwszy rzut oka wyglądali na spokrewnionych. Dziewczyna osobiście poznała wyłącznie trójkę kuzynów - dwójkę bliskich i jednego dalekiego. Urodziła się w Chicago, lecz w tej części Stanów Zjednoczonych przebywała rodzina ze strony ojca, nie zaś ze strony matki. Po stronie kobiety znajdowała się ta znacznie liczniejsza zgraja ciotek, wujków, siostrzeńców, kuzynów i krewniaków wszelkiej maści. O niejakim Philipie Woodzie, a konkretnie o pewnych więzach krwi dowiedziała się niedawno. Od tego czasu zaczęła nieco bardziej mu się przyglądać, wyłapywać chociaż najmniejsze podobieństwo między nim a sobą. Bezskutecznie, na swoje i jego szczęście. Ani jedno, ani drugie nie przyznawało się do dalekiego kuzynostwa , co Lindsay uznała za dobry omen. Lubiła myśleć o tym, że nic nigdy się nie wydarzyło, a ten człowiek istnieje dla niej dopiero od niedawna. Lubiła powtarzać sobie w myślach, że jest jej dalekim, dalekim, dalekim kuzynem i praktycznie nic ich nie łączy. Lubiła okłamywać samą siebie i była to powszechnie znana cecha charakteru Lindsay Banch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sobotę miewała najwięcej pracy. Raz, że zajmowała się bratem od wczesnych godzin porannych, dokładnie do dziesiątej trzydzieści pięć, pędząc następnie do sklepu ciotki, a potem na warsztaty aktorskie. Dwa, że wieczorem odbywało się najwięcej imprez, a ona zmęczona dniem, ledwo stała o własnych siłach i koniec końców najczęściej wracała do domu, przynajmniej taki stan rzeczy utrzymywał się od blisko miesiąca. W takich momentach szczerze żałowała, że naukowcy jeszcze nie zaczęli klonować ludzi, bo byłoby to sporym udogodnieniem dla zapracowanych nastolatek. Dla tych leniwych w sumie też. Jako jedna z nielicznych osób w szkole przez dłuższy czas nie posiadała prawa jazdy. Była kiepskim kierowcą, bynajmniej nie głównie dlatego, że należała do płci żeńskiej. Wykłady miała od jakiegoś czasu, więc wszędzie wciąż dojeżdżała rowerem bądź dochodziła pieszo. Utrzymywała, że tym sposobem dobrze wpływa na środowisko i na własne zdrowie. Prawda to? Prawda. Niemniej droga powrotna, szczególnie po zmierzchu bywała trudna i ciężka do zniesienia. Wokoło było ciemno, a ona nie najlepiej widziała w ciemności. Jej rower był sprawny, ale każdy, nawet najmniejszy szmer wzbudzał w niej trwogę. Zwłaszcza, że wyjątkowo przejeżdżało mało samochodów, a jej zachciało się gdzieś jeszcze wstąpić. A mówią - piłeś, nie jedź. Ale jak inaczej wrócić do domu? W pewnym momencie pojawiły się za nią światła, a ona zamiast przyśpieszyć, zwolniła. Nie obejrzała się za siebie, bo noc jest ciemna i pełna strachów

      [Miejsca nie ustalaliśmy, więc wyszło dziwnie, wyszło źle, a winić możesz tylko siebie :D Wykorzystaj jego motocykl, żeby trochę wystraszyć Banch albo... zrób cokolwiek innego. ]

      Usuń
  49. Jako przewodnicząca szkoły, Alice zajmowała się wieloma sprawami. Czasami miała nawet wrażenie, że pracuje ciężej niż sam dyrektor, który zazwyczaj pił kawę w swoim gabinecie, gdy ona latała po różnych osobach w sprawie jakiejś akcji, przedstawienia szkolnego czy też koncertu szkolnego zespołu, jednocześnie chodząc na lekcje i ucząc się do wszystkich sprawdzianów. Nie zapominajmy też o wszystkich pracach domowych! Niektórzy zapewne mogliby się zastanawiać co Alice takiego bierze, że udaje jej się ze wszystkim wyrobić. Ona jednak po prostu rezygnuje ze wszystkich przyjemności i zamiast bawić się w weekend na imprezie, organizuje wszystkie bale, koncerty, akcje, dni otwarte i przedstawienia. Szkoła po prostu by nie istniała, gdyby nie ona i osoby, które cały czas są przy niej i jej pomagają. Bo powiedzmy sobie szczerze, Alice nigdy w życiu sama sobie ze wszystkim by nie poradziła. Ale to i tak do niej wiecznie lecą, gdy dzieje się coś złego, bo przecież panna Stampfer na pewno to naprawi. Wszyscy w nią wierzą, pokładają w niej nadzieję, jakby była nie wiadomo kim. A przecież ona jest tylko zwykłą nastolatką, nie cudotwórczynią, więc niech wszyscy nie myślą, że może zrobić wszystko, bo nie może. I ona popełnia błędy, jak każdy. Może nieco mniej niż inni, gdyż ma więcej ambicji i samozaparcia niż połowa osób w tej szkole.
    Znowu to samo. Szkoła ma problem? Na pewno rozwiąże go Alice Stampfer! Nawet jeżeli dyrektor nie dał sobie z nim rady. Tym problemem był tym razem Philip Wood. O tak, Alice o nim słyszała nie raz. Co więcej, nawet go znała. Znała bardzo dobrze, dopóki kilka lat temu ich przyjaźń się nie rozpadła. A to wszystko było winą Alice, jak zwykle zresztą. To ona nie miała czasu dla niego, to ona wolała zajmować się sprawami szkoły niż pomagać mu z jego problemami. Czy tego żałowała? Tak. Niestety, Alice może i była ambitna, ale w niektórych sprawach była tchórzem. A teraz bała się Philipa. Może nie jego samego, jako osoby, a raczej jego reakcji, gdyby do niego podeszła i chciała na nowo nawiązać kontakt. Bała się, że ją wyśmieje, odrzuci, a to bolałoby ją najbardziej. Trzymała się więc od niego z daleka, on też nie starał się naprawić ich zerwanej więzi. Zachowywali się tak, jakby się w ogóle nie znali. A teraz miała do niego pójść i prosić, aby zachowywał się przyzwoicie, jakby była jego matką i mogła mówić co ma robić. Ale co poradzić, musiała spróbować, inaczej nie byłaby sobą.
    Od samego rana starała się znaleźć Philipa i chwilę z nim porozmawiać. Zawsze jednak znikał jej wśród tłumu innych uczniów wraz ze swoimi znajomymi, aż w końcu nadszedł koniec lekcji. Postanowiła więc odwiedzić go wieczorem w jego mieszkaniu, ale i tam go nie było. Poszedł na imprezę, jak się okazało. No tak, piątek wieczór, komu chciałoby się siedzieć w domu? Alice na pewno, ale musiała jak najszybciej porozmawiać z chłopakiem, więc zdobyła adres domówki, na którą poszedł Philip i wsiadła w taksówkę, jadąc niemal na drugi koniec miasta. Nie było to centrum, więc okolica była o wiele spokojniejsza, co Alice odpowiadało. Dopóki jej oczom nie ukazał się wielki dom, z której wylewali się ludzie, a muzyka aż dudniła w uszach. Panna Stampfer wysiadła z taksówki, zapłaciła szybko kierowcy i ruszyła powoli w stronę budynku, z każdym krokiem tracąc nadzieję na odnalezienie Philipa. Zaklęła cicho pod nosem, opierając się o najbliższe drzewo i zastanawiając się co ma robić dalej.

    Alice

    OdpowiedzUsuń
  50. Nie z byle jakiej przyczyny do treningów zostały wprowadzane również ćwiczenia, które miały pokazać nam jak wygląda uderzenie prosto w twarz czy też jakiekolwiek, które wyprowadziło by Cię z równowagi.
    Po ciosie Wooda długo się nie zastanawiałem i od razu ruszyłem do ataku wyglądając przy tym jak bestia, która rzuca się na wcześniej upatrzoną ofiarę. Zazwyczaj nie stoję kopnięć, ale tym razem będąc tak blisko chłopaka mogłem wykorzystać te rzeczy, jeśli miałem o niej jakieś pojęcie.
    Obiema rękoma złapałem go za tylną część szyi i dynamicznie ruszyłem w górę; moje kolano obijało jego podbrzusze; rzuciłem nim w grupkę dziewcząt, których zachwyt zniknął z oczu gdy ten mocno w nie przywalił.

    OdpowiedzUsuń
  51. Wkroczenie do akcji odbyło się pod impulsem. Nie za bardzo zastanawiała się wtedy, co to będzie, kiedy stanie pomiędzy rozgrzanym z nerwów do czerwoności Bykiem - któremu niczym na kreskówkach, powinna zaraz zacząć lecieć para nosem i uszami, a Philipem. Tego chłopaka szczerze mówiąc też nie była pewna. Chociaż wydawało jej się, że na sto procent z tej dwójki ostry łomot należy się obrośniętemu w sztuczne mięśnie i dumę zawadiace, nigdy bliżej nie poznała się z Woodem. W pewnym sensie to było ich pierwsze spotkanie z prawdziwego zdarzenia, bez dziwacznych i ukrytych spojrzeń na stołówce albo nieudanych próbach uśmiechu podczas przemarszu z klasy do klasy. A przynajmniej takie rzeczy miały miejsce w jej przypadku. Czasem odbierała sygnały, jakby Philip też ją zauważał, innym razem miała wrażenie, że to jakaś dziwaczna sprawa i on wcale nie ma pojęcia kim jest Michelle Harwell.
    Lepiej byłoby chyba, gdyby rzeczywiście nie miał zielonego pojęcia, jaka dziewczyna nosi to nazwisko. Po bracie jednak łatwo można było odnaleźć ją na szkolnym korytarzu. Od czasu do czasu, kiedy miała gorsze dni, irytowała ją ocena tych osób, które uważały ją za pustą cheerleaderkę. Ślicznotkę, która nie przejmuje się niczym, tylko nowymi doznaniami ze swoim chłopakiem, który gra pierwsze skrzypce na meczach koszykarskich. Rywalizując z jej bratem, warto dodać, który swoimi udanymi łowami wśród uczennic wcale nie poprawiał jej reputacji.
    Prawdopodobnie nie spodobałoby jej się, gdyby Wood wyznał jej, że dopiero teraz zauważył, że nie jest tak pusta, jak reszta jej koleżanek z drużyny. Wbrew pozorom, parę z nich nie są takie złe. Na przykład Gwen. Kto powiedział, że kapitanka nie może być życzliwa?
    Wood walczył naprawdę nieźle. Miała okazję to zaobserwować, wkraczając w sam środek konfliktu i gdy ten jeszcze trwał. Nic nie wskórała swoją głupią interwencją, oprócz lekkiego opóźnienia w reakcjach obu panów. Z tymże Philip okazywał większy spryt.
    Miała ochotę krzyknąć na nich, ale to niewiele by dało. Chciała też odciągnąć Wooda, ale on zrobił to pierwszy.
    - Hej! - pisnęła niemal, kiedy odrobinę za mocno chwycił jej ramię, odprowadził parę kroków i z zaskoczenia powrócił do bójki.
    Usłyszała huk i upadek ciężkiego Byka.
    Zamarła na moment. Bydlak ruszył się lekko, ale nie miał siły wstać. Wood wyglądał tak, jakby rzeczywiście gardził wszystkim wokół. A w szczególności ścierwem, które pokonał. We wzroku Michelle wycelowanym w osłabionego przegranego, o wiele cięższego przecież niż Philip, też nie było zbytniego współczucia ani sympatii. W pewnym sensie zasłużył sobie na to. Chociaż nie pochwalała zagrania Wooda.
    - Widzę, że masz zdrowe podejście - odcięła mu się, zrównując z nim krok. Parokrotnie zerkała odchodząc w stronę nadal nie podnoszącego się Byka. - I robisz wszystko, by to w końcu się stało.
    Wiele osób, żałosnych pozerów, przybierało postawę Wooda, by zwrócić na siebie uwagę. W zachowaniu chłopaka jednak było coś innego. W pewien sposób autentycznego. Jakby naprawdę miał ochotę spalić tę szkołę, byleby nie musiał widzieć jej na oczy. Nic go tu nie trzymało i takie podejście powinno od razu odepchnąć Harwell. Ale nie - poczuła nawet, że ten gość zaczął ją jeszcze bardziej intrygować.
    Obserwowała go, jak podnosi plecak z nożem z ziemi. Był cały okurzony, podobnie jak jej białe buty. Ucierpiały podczas biegu i ich walki. Nawet tego nie zauważyła, idąc w stronę szkoły za Philipem.
    - Błagam, następnym razem się nie pozabijajcie, nie zawsze jestem w pobliżu - mruknęła, próbując dodać nutkę żartu. Mimo wszystko, bez jasnego i konkretnego powodu, czuła się lekko skrępowana.

    OdpowiedzUsuń
  52. ["Od siedmiu lat" znaczy od siedmiu lat, nie od kiedy miał siedem lat. Ale zmienię, choć teraz może brzmieć tak, jakby jego siedemnaste urodziny nadchodziły po dwunastu. To takie nieoczywiste. Dzięki za powitanie (;]

    OdpowiedzUsuń
  53. [Owszem, na huncwockie, na te z akcją w 90. latach, jak i na wiele odsłon h22. Kojarzysz mnie z czegoś? Ja Cię niestety nie pamiętam, ani z karty, ani z nicku.]

    OdpowiedzUsuń
  54. [Wiesz, że nigdy bym nie poznała, tak się zamaskowałeś? No i teraz Cię pamiętam, miał być wątek, ale wymyślanie go szło opornie. Teraz może być tylko lepiej, chociaż okoliczności znów nie sprzyjają - wątki męsko-męskie są podobno ble.]

    OdpowiedzUsuń
  55. [ Czy Wooda czasem nie irytują taki kujony, co wiecznie z nosem w książkach i którym zdarzy się wymądrzać na lekcji? Może mógłby być wielki, obustronny hejt, tak tylko z powodu różnicy charakterów. I może mogliby zostać przydzieleni do jednego referatu z czegoś tam, przedmiot dowolny, a najlepiej biologia, żeby musieli być na siebie zdani po lekcjach, przy sadzeniu i doglądaniu jakichś roślinek. Louis chciałby wszystko zrobić sam, bo poznawszy usposobienie kolegi względem nauki, bałby się złej oceny.]

    OdpowiedzUsuń
  56. [ Mi pasuje tak jak Tobie pasuje, postaram się dostosować (;]

    OdpowiedzUsuń
  57. Uśmiecha się krzywo, bo chyba tylko na tyle ją stać. Nie pamięta czy kiedykolwiek pokazała jakieś większe emocje. Może podczas bitek, na których faceci chcą jej poważnie nastrzelać po mordzie, jakby widzieli w niej wroga, zagrożenie, cholera wie. Wtedy ukazuje złość, poziom agresji wzrasta i nagle nie jest spokojną Max, która rzeczywiście interesuje się tylko własnym tyłkiem, a tą niezrównoważoną psychicznie dziewczyną, o której chodzą plotki. Żeby chociaż wspominali o prowokacji, do której niektórzy się uciekają albo o tym ile razy jakiś osiłek postanowił pochwalić się przed kumplami jaki z niego superman. Gówno prawda. Bić dziewczynę to szczyt braku inteligencji, ale okazuje się, że mało kto w ogóle bierze ją za dziewczynę – wtedy jest już dziwadłem, które warto wyeliminować. Ma ochotę prychnąć na własne myśli, jednak powstrzymuje się na rzecz zaciągnięcia dymem. Odchyla się do tyłu, w pozycji półleżącej, bo wciąż podpiera się na łokciach, a kolana ma ugięte. Oczy przymknięte głowa zawieszona do tyłu. Gdyby na niebie było słońce, ktoś mógłby stwierdzić, że się opala, ale mało byłoby w tym prawdy; zwyczajnie zamiera w rzeczywistości. Nie ma potrzeby interpersonalnych połączeń czy relacji bo nawet nie wiedziałaby jak się za to zabrać, toteż jest sobą: tą wersją Max, gdzie wszystkie klepki względnie są na swoim miejscu. Nie jest agresywna i nie przejawia skłonności do przemocy, panuje nad sobą i w ogóle sprawia wrażenie jedynie nieobecnej, nic poza tym. Cholerna izolacja społeczna.
    - Mnie i tak wyrzucą – rzuca pobieżnie, bo gdzieś w głowie ma obraz dyrektora placówki, dającego jej kolejne upomnienie. Kompromisy nie wchodzą w grę: albo działa według szkolnych zasad albo jej nie ma. Tak jest, panie dyrektorze. A potem się wraca na stare śmieci, bo prawda jest taka, że nowa droga jeszcze się nie ukazała, a starzy prowokatorzy wciąż gdzieś tam czyhają. Ostatnimi czasy panuje nad sobą i nie daje sobie wmówić zupełnie nic. Trzeba wymyślić coś nowego, by wyprowadzić ją z równowagi i dawno skończył się okres, gdy marne przezwiska czy przepychanki doprowadzały do bitki. Kiedy jednak już od takiej dochodziło, powinna przecież leżeć obita na ziemi aż ktoś ją znajdzie, bez szans, bez siły, z utraconą krwią. Jak więc taka drobna dziewczyna jest w stanie pokonać osiłka, trzy razy większego? Tu akurat kryje się mała tajemnica, o której się nie mówi.
    Max

    OdpowiedzUsuń
  58. Od kiedy w połowie zeszłego roku szkolnego rzucił szkolny teatr, stał się jakoś tak mniej lubiany. Nie mylić z "mniej popularny", bo taki nie był nigdy; chodzi o to, że teraz nawet ta wąska grupa osób, która go znała i może nawet lubiła, odwróciła się od niego i przestała zapraszać do wspólnego stolika na stołówce. Trudno się dziwić, bo zepsuł im przedstawienie na zakończenie roku, a to w tej szkole zaraz po przespaniu się z dziewczyną kapitana drużyny koszykarskiej było czynem wręcz niewybaczalnym, przynajmniej dopóki nie wydarzy się kolejny wielki skandal, który postawi w złym świetle kogoś innego. Na własne życzenie zepsuł sobie i tak obszarpaną renomę i mało kiedy ktoś przychodził do niego choćby po głupie zadanie z matmy. Tak samo było właśnie z projektami, bo jakkolwiek kiedyś to właśnie jego pierwszego się uczepiano, aby dostać dobry stopień, tak teraz nie było chętnych. Zresztą i tak stwierdził, że poradzi sobie sam, tylko nauczyciel mu kogoś bez pary przydzielił. Takiego jednego z tych mniej mądrych, za to bardzo życiowo inteligentnych i też z tych, którzy nienawidzili Louisa bardzo. Louis też nie lubił Wooda, bo tenże kolega nie miał w jego oczach żadnego poszanowania do jakiejkolwiek dziedziny nauki. Robertson mógł mu jeszcze wybaczyć tą matematykę, w końcu nie każdy musi być ścisłowcem i orłem w liczbach, ale biologia? Biologia była o wiele bardziej fascynująca, a na pewno bardzo praktyczna, także powinna zainteresować każdego i nikt pod żadnym pozorem nie powinien jej olewać, na przykład przez dziesięć minut po wyznaczonej na spotkanie godzinie.
    Louis nie miał planów, zresztą jak zwykle, dlatego też był chętny do poddania się trzem sadzonkom, które każdego dnia przez dziesięć dni po lekcjach mieli podlewać różnymi specyfikami, których wyniki powinni zapisywać, na których podstawie powinni wysnuwać wnioski i z których "obrzydliwy kujon" spodziewał się dostać ocenę bardzo dobrą, w końcu wiedział co i jak. Przeszkodą był Philip, który został obdarzony spojrzeniem jak spod byka, oczywiście gdy tylko się pojawił. Paskudny leniuch.
    Chyba z pół godziny zakładał te rękawiczki, zanim w końcu mógł bezpiecznie wziąć do ręki fiolkę z wymieszanymi chemikaliami, przechylić ją i podlać nimi jednego, głupiego badyla. Oczywiście nie wylał wszystkiego na raz, tylko kropelka po kropelce, z przygryzionym językiem i szeroko rozwartymi powiekami jak kobieta malująca rzęsy.
    - Weź konewkę i podlej tamten kwiat.- kiwnął głową do swego kompana, dając mu najłatwiejszą robotę pod słońcem, aby ten na pewno niczego nie spartolił. Pozostałe obie doniczki były co prawda oznaczone. W pierwszej była sadzonka, która z jakichś powodów rosła wolniej od swojej koleżanki i była podlewana wyłącznie wodą, a w drugiej wysokie, acz suche badyle.
    Louis zaczął notować coś w dzienniczku, który potem mieli oddać, ale w ogóle nie skupiał się na tym co pisze, tylko ukradkiem zerkał na Wooda, czy jego to na pewno nie przerasta. Robertson po prostu bardzo nie lubił ignorancji, a taką właśnie prezentował jego kolega, który nagle wydał mu się strasznie tępy, tak nagle. Czasami i kujon lubi poczuć się lepszy.

    [wut]

    OdpowiedzUsuń
  59. Hemofilia w takich sytuacjach nie była niczym przyjemnym, wręcz przeszkadzała. Mój nos nie był aż tak odporny na ciosy łokciem, lub czymkolwiek tak twardym; w boksie rzadko obrywałem właśnie w to miejsce a przynajmniej starałem się bronić tak, żeby w owe miejsce nie dostać a jak już się zdarzyło trzeba było sobie radzić, tak jak teraz.
    Zaczął się brudny, uliczny boks, rzadko stosowany podczas prawdziwych walk, ale mimo to warto było chociaż kilka razy go potrenować.
    Odepchnąłem chłopaka ciałem po czym posłałem mu cios prosto w wątrobę; to musiało boleć, zawsze zaboli, nawet mnie. Czułem jak krew spływa mi po ustach, więc kiedy ten zginał się z bólu szybko zdjąłem bluzkę i przytrzymałem sobie przy nosie. Szybko rozwinąłem ją sobie i za szyję chłopaka tak jakbym chciał nią go udusić, ale on miał być po prostu zajęty przytrzymania niej tak aby nie naciskała mocno na krtań a ja w tym czasie uderzyłem do w zgięcie za kolanami, aby by upadł. Schyliłem się nad nim, złapałem za szyję a drugą wycelowałem w jego twarz, ale dłoń miałem zamrożona chcą go tylko nastraszyć i pokazać mu, żeby odpuścił.

    OdpowiedzUsuń
  60. Michelle nigdy nie wdała się w żadną bójkę. To chyba normalne, skoro należała do płci pięknej, chociaż ostatnimi czasy to określenie nie było zbytnio trafne. Grzeczne dziewczynki, tak czy siak, nie powinny nigdy bić się ze sobą. Jedyny przypadek, kiedy Harwell okazała swoją podłą, brutalną i morderczą stronę było wyrwanie paru włosów koleżance z przedszkolu.
    Czasami zastanawiała się, jak poradziłaby sobie, gdyby stanęła twarzą w twarz z jakimś napastnikiem. Pewnie wołałaby o pomoc, co nie pokazywało zbytniej zdolności do walki, a tym bardziej, samodzielności. Zawsze znajdował się ktoś, kto obiłby ewentualnie mordę komuś. Chociaż nie pochwalała tego w żaden sposób, w głębi serca cieszyła się, że szkolni pakerzy nie zaczepiają jej dla głupich tekstów po szkole, by czasem nie mieć problemów ani z jej chłopakiem, ani z jej bratem.
    A tu proszę. Sam środek walki, dwóch facetów, o dosyć kruchej opinii, znanych ze skłonności do agresji i nieprzyjemnych odzywek. Wkracza nagle do akcji Michelle. Teraz adrenalina, która i jej się udzieliła, zaczęła powoli opadać. Już nie bała się, że zaraz oberwie "przypadkowo" od Byka, gdy ten będzie chciał celować w Philipa.
    Od początku wiedziała, że w tym zestawieniu będzie po stronie nie kolegi z drużyny chłopaka, ale Wooda. Nie potrafiła dokładnie tego wytłumaczyć, ale czuła, że jej by nie skrzywdził. Nie po tym, jak napotykała te jego spojrzenia i jak próbowała się uśmiechnąć do odosobnionego od reszty chłopaka.
    - Jesteś zwinny, nadałbyś się do drużyny - odpowiedziała po chwili, zastanawiając się, czemu wcale nie czuje się urażona tekstem o zespole koszykarskim, który przecież powinna bronić. Wręcz przeciwnie, jej kąciki ust uniosły się delikatnie ku górze. - Co prawda prawdopodobnie mielibyście więcej sporów wewnętrznych, ale zawsze to jakoś spożytkowany talent.
    Ten tekst był już tak żałosny, że Michelle miała ochotę zapaść się pod ziemię. Zachłysnęła się lekko powietrzem, jakby chciała wypełnić usta czymkolwiek, zanim powie coś głupiego.
    Zauważyła, że szli dosyć wolno. Nie uciekali przed nawet jeszcze nie wstającym Bykiem, zostawiając go stopniowe w tyle.
    - Za pojedynczą bójkę, nie - zwróciła uwagę, wciskając ręce do kieszeni szerokiej bluzy Davida, którą kiedyś mu zwędziła i traktowała jako swoją własną. - Ale chyba to nie był twój pierwszy raz, prawda?
    Nie oczekiwała nawet odpowiedzi. Dobrze wiedziała, że Philip miał już przez to problem parokrotnie. Właściwie, raz nawet minął ją zakrwawiony na korytarzu. Dokładnie pamiętała tamten moment, gdy ich spojrzenia się napotkały, a ona uciekła jak najszybciej, bo wiedziała, że w bójce uczestniczył też jej brat i to niekoniecznie po tej samej stronie.
    - Nie ma problemu, będę milczeć - obiecała mu, chociaż nawet nie poruszył tego tematu. Domyśliła się, co chodziło mu po głowie. Nikt nie może dowiedzieć się, żeby nie dolać oliwy do ognia, który pali się od jakiegoś czasu. - Nawet jeśli Byczek się poskarży, mogę wstawić się za tobą.
    Czemu? Sama nie potrafiła sobie wyjaśnić, skąd ta deklaracja. Przeniosła spojrzenie z deptanej ziemi na twarz Wooda. Rzeczywiście, nie miał poważnych zadrapań, które rzucają się w oczy. Natomiast wydawało jej się, że lekko utyka. Jednak przynajmniej teraz - bezpośrednio po bójce - źle wyglądała jego dłoń.
    - Powinieneś iść z tym do pielęgniarki - zauważyła, starając się nie przedłużać powracającego milczenia. - Ale to chyba głupi pomysł.
    Głupi, jasne. Wtedy domyślą się, że było coś na rzeczy.
    - W szatni my mamy własną apteczkę.

    OdpowiedzUsuń
  61. [A, to zmienia trochę postać rzeczy. Chociaż jak się przyjrzeć, to Wood ma coś z węża. Coś z zombie pewnie też by się znalazło.]

    Terminator też miał mimikę. Też miał problemy z normalnym uśmiechem. A w jednej scenie oderwał sobie kawałek skóry twarzy i pokazał się metal... Ale rzeczywiście, Wood nie mógł nim być. Wystarczy porównać Schwarzeneggera z Woodem i od razu widać, który do człowiek-imadło, któremu zaś bliżej do chuchra. Co nie znaczyło, że Wood nie był niebezpieczny. Frankie zanotowała w myślach, żeby nigdy nie wypowiedzieć tej myśli na głos.
    Była trochę zdziwiona faktem, że zna jej nazwisko. Myślała, że tak znane szkole osobistości jak Wood (jakkolwiek była to zła sława) raczej nie zdają sobie sprawy z istnienia stworzeń tak małych, jak Pchła.
    - Pewnie chodzi ci o to na korytarzu... - zaczęła. Głos jej drżał, ilekroć spojrzała na nóż. Wydawało się jej, że noszenie czegoś takiego jest w szkole zabronione. Ale Philip nie wyglądał na kogoś, kto przejmuje się takimi zakazami.
    Frankie też miała nóż. Szwajcarski scyzoryk. Ale nim można było co najwyżej obrać marchewkę, a to i tak trzeba było się namęczyć. Zresztą może jak będzie udawać niewinną ofiarę, to w Woodzie obudzą się resztki współczucia. Sumienia. Czy jakie tam resztki w nim zostały. Na zombie w filmach często ten numer działa.
    Mogłaby zawołać Dave'a na pomoc. Ale on by nie pomógł. Dave też bał się Wooda. A jeśli nie, to w szkole nigdy nie przyznałby się do Frankie. Jeśli miała szukać ratunku w rodzinie, to tylko w młodszym bracie, zresztą imiennikiem Wooda. Może gdyby się spotkali, byłoby tak jak w czwartej części Pottera, kiedy różdżki Harry'ego i Voldemorta połączyły się? Wood był trochę jak gorszy brat Voldemorta.
    - Słuchaj, ja nawet nie wiem, co do ciebie dotarło. Więc przepraszam za wszystko. Przepraszam za co tylko chcesz. Ale nie rób mi krzywdy! Mogę odrabiać ci matematykę do końca roku. Albo załatwić całą stronę w kronice...
    Dobra, tego ostatniego nie mogła zrobić. Ale miała nadzieję, że Wood nie zechce całej strony w szkolnej kronice.

    F. Ainsley

    OdpowiedzUsuń
  62. [No proszę, tyle komenatrzy. I jeszcze jakie długaśne wątki, takie rzeczy lubię, o ile podołam.
    Czasami zdarza się jeszcze wątek pan - pan, ale wątek pan prowadzony przez faceta - pan prowadzony przez faceta powinien być wprowadzony na jakąś listę ginących okazów.
    Jeśli masz ochotę wpakować Philipa i Victora razem w kłopoty, to zapraszam. Jeśli nie, nie będę się gniewał.]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  63. [Nic jakoś powalającego do głowy mi nie przychodzi. Ale skoro Vic lubi wpadać w kłopoty i często wygląda tak, jakby biedaczyna szukał zaczepki, a Philip jest dosyć porywczym i skorym do bójek gościem, to mogą mieć starcie z bandą osiłków szkolnych. No, Victor bić się nie umie, ups. Ale to pewnie oklepane, huh?
    To inna wersja. Może już nie z takimi kłopotami, ale zawsze coś o tej porze. Philip musiał w końcu iść na jakiś szkolny szlaban, więc dostał polecenie pomocy przy czyszczeniu sprzętu szkolnej orkiestry. Spoko, nie będzie oczywiście w tym sam siedział, bo będzie tam też Victor.
    Bożeno, ale to słabe pomysły. Może Ty masz coś lepszego?]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  64. Wspaniale! Banch nawet nie przypuszczała, że w środku nocy może spotkać Wooda. Prędzej spodziewałaby się jakiegoś mordercy, gwałciciela czy bezdomnego, zamieszkującego tutejsze leśne okolice. Lindsay unikała kontaktu ze swoim najdroższym kuzynem, nie dlatego, że odczuwała przed nim irracjonalny, lecz nieobcy uczniom ich szkoły, strach. W żaden sposób nie obawiała się Philipa... Co on jej takiego mógł zrobić? Krzywo na nią spojrzeć? Robił to nie raz. Zarzucić jakąś niewybredną plotką? Nie wyglądał na kogoś, kogo obchodziłyby takie błahostki. Zdradzić komuś sekret? Nie znał żadnego. Zupełnie nie znał też bliskich dziewczyny. Nie odwiedzał ich ani oni jego. Te dwie rodziny, niby spokrewnione, właściwie nie utrzymywały ze sobą kontaktu. Co więcej, nie było mowy o jakichkolwiek zjazdach, wbrew ogólnie przyjętym opiniom i normom.
    Gdyby Lindsay przypominała swoją matkę, w chociażby najmniejszym stopniu, to przenigdy nie wybrałaby drogi na skróty o tak późnej porze. Jej rodzicielka należała do tych bardzo rozsądnych ludzi, kierujących się instynktem, dbających o dobro innych. Poniekąd łączyła je pewność siebie, ogromna upartość w dążeniu do celów i pracowitość. To ostatnie jednak nie było aż taką domeną Lindsay. Szczerze podziwiała matkę za trud, jaki wkłada w wychowanie dwójki dzieci i cierpliwość w stosunku do nieodpowiedzialnego męża, aczkolwiek nie podejrzewała, aby w przyszłości, według najczarniejszego z możliwych scenariuszy, zdobyła się na aż takie poświęcenie. Nie mogłaby udawać męczennicy przez dłuższy okres czasu, gdyby nawet bardzo chciała. O cechach odziedziczonych po ojcu wolała nie myśleć. Kiedyś była typową córeczką tatusia, oddaną i niezmiernie kochającą. Owe uczucia uległy diametralnej zmianie przed czterema czy teraz prawie pięcioma laty. Powiedzenie, że już nic, nigdy, nie będzie takie samo, choć banalne, sprawdzało się tutaj doskonale.
    Banch nie była bojaźliwa, ale mimo wszystko miała przed sobą spory kawałek do pokonania, a światła roweru słabo oświetlały drogę. Wprawdzie planowała je wymienić przed kilkoma dniami... Co za pech, że o tym zapomniała. Co za pech, że pewnie za chwilę całkowicie zgasną i zostanie zupełnie sama pośród tej ciemności. W takiej sytuacji mogłaby posłuchać jakiejś żywszej, nieco optymistycznej muzyki, która nieco poprawiłaby jej pochmurny nastrój. Początkowo odczuwała wesołość - droga nie taka długa, ciemność nie taka ciemna, samochody gdzieniegdzie, światła dobre, trochę alkoholu wciąż w krwiobiegu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy kierowcy przejeżdżali obok niej ze znacznie większą prędkością niźli powinni, czym odrobinę ją straszyli. Większość, z zaledwie kilku pojazdów, omijała ją w bezpiecznej odległości dopóty, dopóki nie natrafiła na wyjątkowo dziwnego kierowcę, tym razem nie auta, a motocyklu. Mężczyzna, na oko (a widzieć, widziała niewiele) dobrze pod pięćdziesiątkę, zdawał się być znacznie bardziej pijany. Szczęśliwie dla Banch, szybko przejechał, aczkolwiek nie obyło się bez przymusowego zjechania z drogi. Chciała jeszcze trochę pożyć.
      Po tym drobnym incydencie, nie słyszała za sobą ani przed sobą zupełnie żadnego pojazdu. Coś tam trzasnęło, coś tam walnęło, coś tam wydało niepokojący dźwięk i... cisza. Przyśpieszyła nieco, próbując pokonać odcinek trasy pod tak zwaną górkę. Po tych kilku metrach była zmęczona bardziej niż po godzinnej jeździe. Zwolniła odrobinę i po kilku minutach dojechała na miejsce wypadku. Dostrzegła sylwetkę jakiegoś chłopaka, zauważyła jego motocykl, ale nie rozpoznała w nim nikogo znajomego.
      — Ciekawe... — mruknęła pod nosem, zastanawiając się, co właściwie zrobić w tym momencie. Sprawdzić czy wszystko w porządku, odjechać dalej, nawet przyśpieszając i nie odwracać się za siebie? Mogła tak zrobić, oczywiście mogła.
      Cholerna ciekawość (na drugim planie sumienie) nie pozwoliła jednak tego zrobić. Skręciła i zatrzymała się, zachowując dystans.
      — Wszystko w porządku?
      I tak, teraz go rozpoznała. Trudno nie poznać najdroższego kuzyna. Kuzyna, który jest kuzynem tylko i wyłącznie z nazwy. Chyba także ją rozpoznał... Nie był tym faktem zadowolony, przynajmniej na takiego pozornie nie wyglądał. Pozornie nigdy nie wyglądał na zadowolonego. Ach, ucieczka byłaby dobrym rozwiązaniem. Zacisnęła palce na rączce kierownicy roweru i podeszła bliżej. Przecież nic jej nie zrobi... Przecież...?

      Usuń
  65. [Jasne, czemu nie? Jednakże może w ramach odwdzięczenia się za moją ogromną chęć rozpoczęcia, udałoby ci się znaleźć jakiś fajny, niebanalny pomysł na ten wątek (na późną godzinę zrzucam to, iż aktualnie nic wartego uwagi nie przychodzi mi do głowy)? Jeśli nie, postaram się coś wykombinować w ciągu dnia.
    PS. Cześć.]

    Jaylen

    OdpowiedzUsuń
  66. [Jednak mi to poratowanie chyba nie wyjdzie, bo do wymyślania pomysłów akurat nie mam smykałki, wręcz same banalne przychodzą mi do głowy, jak np. coś związanego z warsztatem, w którym pracuje Philip. Jako że Laura ma brata starszego o pięć lat, który właściwie nie mieszka już z nią i matką, to pomyślałam, że mógłby właśnie przyjechać w odwiedziny, a w międzyczasie wybrać się z Anderson na zakupy spożywcze, wyręczając w tym matkę. Zapakowaliby wszystko do auta, później zatrzymali się na jakieś żarcie na mieście i chcąc wrócić nie mieliby jak wsiąść do auta, ponieważ nie szłoby go otworzyć, gdyż coś szwankowałoby z jego automatyką, więc z pomocą jakiegoś znajomego jej brata przyholowali samochód do warsztatu, w którym pracuje Wood (czy tam na jakiejś lawecie by go przywieźli, nie wiem, nie znam się). W związku z tym, że starszy Anderson, jak się okazało, miał coś jeszcze do załatwienia na mieście, poprosiłby Laurę o to, by jeszcze chwilę została i podpytała ile mniej więcej czasu potrwa otwarcie auta, a jak już się ta sztuka uda, to żeby zabrała reklamówki z niedużymi zakupami i poprosiła o dokładniejsze obejrzenie auta. I kurde nie wiem, w międzyczasie jakby czekała aż uda mu się otworzyć samochód od czasu do czasu mogłaby się do niego odezwać. Wracając do domu zabrałaby zarówno zakupy, jak i kluczyki od auta. Po iluś tam dniach w szkole złapałaby Wooda, żeby podpytać go o to, czy można już odebrać ten nieszczęsny samochód, a jeśli można by było to zrobić, no to zjawiłaby się w warsztacie po raz kolejny i po uzgodnieniu rachunku, jaki ma za brata zapłacić, miałaby do niego jeszcze małą prośbę: czy nie mógłby zawieźć jej auta pod dom, bo niestety, ale Laura jeździć nie potrafi (Philip umie, prawda?), a jej brat już wyjechał. I albo by się zgodził, albo Anderson zaproponowałaby, że kiedyś mu się za to jakoś odwdzięczy, więc jak będzie czegoś potrzebował, będzie mógł do niej przyjść, czy coś, a jak nie, to będzie musiała radzić sobie sama. Nie wiem, naprawdę nie wiem co tu wymyślić. Tak się nawet zastanawiam, czy w ogóle warto ten wątek zaczynać, bo to taki jakiś banalny pomysł, że nie wiem, czy coś z tego sensownego by wyszło. A na nic innego wpaść nie wpadnę. No.]

    Laura

    OdpowiedzUsuń
  67. MICHELLE

    [Wyszło na to, że dodam siedemdziesiąty komentarz, a szkoda, taka piękna liczba była.]

    Rzeczywiście, zadziwiające było to, jak ich drużyna koszykarska mogła odnosić jakiekolwiek sukcesy, a co dopiero mierzyć tak wysoko, jak obecnie. Szczerze mówiąc, Michelle nie interesowała się żadną z tych lig, chociaż David w kółko coś o tym mówił, gdy tylko nachodziła go ochota na rozmowę o czymś innym, niż pozostałych członkach szkolnej społeczności, którą zazwyczaj obrzucał błotem. Również Travis na okrągło informował rodziców przy obiadach, jaki sukces odniosła jego drużyna w ostatnim meczu i co muszą zrobić, żeby wzbić się jeszcze wyżej w przyszły miesiąc. Michelle zazwyczaj wtedy się wyłączała.
    W przypadku relacji między różnymi członkami drużyny koszykarskiej, ujawniała się drugoplanowa i mało doceniana rola cheerleaderek. Weźmy przykład trójki kompletnie różnych zawodników. Kapitana, Davida, który ma stał(aw)y związek z Michelle. Jej brat, Travis, który szuka sobie guza, umawiając się ze wszystkim, co może podobać się jego współzawodnikom. I Byk, który oficjalnie jest w drużynie i trenuje, ale przez kary jest ciągle odsuwany od meczów. I w tym momencie ma zapanować zgoda w zespole? To graniczy z cudem. Dlatego tak ważną rolę pełnią dziewczyny pokroju Michelle. Pośredniczki, siostry, przyjaciółki, dziewczyny. Kobieta wbrew pozorom potrafi zdziałać wśród grona macho naprawdę wiele rzeczy.
    - Nie chowaj się z tym, ktoś powinien to zobaczyć. - Widząc, jak chowa rękę i używa do wypicia napoju z puszki tylko jednej, zdrowej, spojrzała na niego nieco pouczająco. Nie lubiła tego spojrzenia u siebie. Matka mówiła jej, że przez to wychodzi na egoistkę.
    Domyślała się, że Philip nie jest towarzyskim człowiekiem. Rozmowa nie kleiła się za dobrze, szli na całą długość boiska ramię w ramię, ni to za szybko, ni to za wolno. Jednak czuła, że w pewien sposób powinna wybrać inną drogę. Jakby nie mogła wytrzymać ciszy, jaka panowała pomiędzy pojedynczymi, czasem nic nie wnoszącymi zdaniami z ich ust. Tak bardzo od dawna chciała porozmawiać z Woodem, z niewyjaśnionych powodów. A jednak teraz bardziej wydawało jej się, że jest jak kłoda u nogi.
    Było jednak za późno, żeby się wycofać. Przekraczając granicę miejsce, na którym odbywała się walka, przekroczyła również dwie inne odgradzające linię. Pierwsza to ta, która utrzymywała pokój między nią a Bykiem. Czy może raczej, między Travisem czy Davidem a Bykiem. Druga, to granica między nią i Philipem. Stworzona z pojedynczych spojrzeń, znajomości kompletnie poprzez przypadkowe widywanie się, znanie nazwisk na podstawie relacji innych osób. Nic wielkiego.
    - Może chociaż kupimy jakieś zimne picie i przyłożymy to do ręki, żeby ci tak szybko nie puchła? - przerwała po raz kolejny ciszę, jakby koniecznie starała się uratować jego dłoń. Niczym zawodowa lekarka, od której było jej tak cholernie daleko. Nawet nie była pewna, czy zimny okład to naprawdę jest prawdziwy sposób za załagodzenie objawów czy też totalny mit.
    Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak dziwnie musiała zabrzmieć jej wcześniejsza oferta z apteczką z szatni cheerleaderek. Co prawda nie było tam nikogo, ale już sam fakt, ze dziewczyna Ainsleya proponuje Woodowi, że opatrzy jego rękę po walce w miejscu, gdzie pomponiary świecą na co dzień tyłkiem był dosyć dziwny. Albo to ona była zbyt przewrażliwiona, a co za tym idzie - zmieszana.
    Na drugim końcu boiska, gdzie siedzenia się kończyły, ktoś się poruszył. Michelle zmrużyła oczy, jakby to naprawdę miało jej pomóc w lepszym widzeniu i rozpoznała szkolnego woźnego. Kręcił się wokół ogrodzenia, jakby czaił się na tych, którzy po godzinach przedostają się na boiska i urządzają tam sobie imprezy.
    - Dobrze widzę, że to woźny? - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do Wooda.

    OdpowiedzUsuń
  68. [Motyw z terrariami i zwierzętami jest o niebo lepszy, o tak! I ryby. Victor nie będzie zadowolony, no, ale przynajmniej mamy zagwarantowaną przygodę niczym Park Jurajski normalnie. Philip i Victor kontra akwaria. Poszedłbym na to do kina, w sumie.]

    Victor

    OdpowiedzUsuń