piątek, 17 maja 2013

trochę więcej do opowiedzenia

Nicholas urodził się trzydziestego maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku w Chicago. Jego matka - Caitlyn - była znaną w mieście malarką, a ojciec - Thomas - prawnikiem. Oboje byli ciepłymi, zabawnymi i przede wszystkim rodzinnymi osobami, a Nico był ich jedynym synem, dla którego chcieli jak najlepiej. Troszczyli się o niego, chwalili i wspierali na każdym kroku. Nawet mimo pracy zawsze mieli dla niego czas dlatego Nico dobrze wspomina swoje dzieciństwo. Nigdy nie narzekał na brak czegokolwiek. Miał wszystko czego zapragnął, ale to nigdy nie zrobiło z niego rozpieszczonego dzieciaka. Wiedział co dobre, a co złe. Nie robił rzeczy, których mu zakazywano i starał się pomagać innym jak tylko mógł. Udzielał się praktycznie wszędzie - grał w teatrze, wygrywał zawody sportowe i malował piękne rysunki na zajęcia plastyczne. Nie potrafił być niemiły czy odmówić komuś. Próbował nie wadzić nikomu, ale widocznie samym swoim istnieniem zaczął sprawiać problemy skoro w podstawówce osoby ze starszych klas zaczęły go bić. Na początku krzyczał, płakał i błagał o pomoc czy litość jednakże im mocniej i więcej dostawał tym bardziej stawał się twardszy. Przestał zachowywać się jak wątły chłopak, chociaż na takiego wyglądał. Był cicho i jedynie zagryzał wargę, kiedy dostał silniej niż wcześnie. Znosił to wszystko aż do momentu, w którym tatuaży przybyło zbyt wiele i rodzice dowiedzieli się o tym, co się dzieje. Nie mogli w to uwierzyć. Przepraszali syna za to, że niezauważyli, ale on nie miał nigdy im tego za złe. W końcu to on wszystko tuszował i on nic nie mówił udając, że wszystko jest w porządku. Wina leżała po jego stronie. Wtedy zapadła decyzja o tym, że Nicholas zostaje przeniesiony do innej szkoły. Rodzina stwierdziła, że tak będzie najlepiej i chyba mieli rację. Wcześniej dużo z nim rozmawiali. Często wieczorami siadali w jednym łóżku w piżamach, popijali gorące napoje i prowadzili dialog o tym, co się dzieje. Caitlyn i Thomas zawsze uważali, że to najlepsza droga do rozwiązania problemów. Mówili mu, żeby wybrał swoją własną drogę. Chcieli, żeby był tym kim on chce być. Nie obchodziła ich opinia innych. Najważniejszy był ich syn.
Od zawsze czuł pewien pociąg do muzyki. Umiał wiele rzeczy, ale chyba śpiewanie wychodziło mu najlepiej. W podstawówce śpiewał w szkolnym chórze. Występował w różnych przedstawieniach śpiewając solo, a także brał udział w konkursach. Na początku nie wiązał z tym swojej przyszłości, ale później stwierdził, że chce mieć własny zespół i tak też się stało. Udało mu się uformować skład, którego członkowie wspólnie zadecydowali, że będą nosić nazwę Bring Me the Horizon. Każdy z nich był różny, ale razem tworzyli prawdziwą, wyjątkową całość. Oczywistym było jaki typ muzyki będą tworzyć - deathcore. Nicholas objął wokal oraz pisanie tekstów piosenek. Jego kolega z dzielnicy - Lee Malia - zajął się gitarą, Matt Nicholls zasiadł przy perkusji, Jordan Fish przy klawiszach, a Matt Kean przy gitarze basowej. Na początku, w garażu, nie szło im najlepiej i długo minęło nim zaczęli współgrać. Po godzinach ćwiczeń i zdzierania strun głosowych udało im się dość do dobrego, a nawet bardzo dobrego poziomu. Teraz występują w różnych mniejszych lub większych barach. Czasami też uda im się zagrać na prawdziwej scenie ze świetnie grającym sprzętem i wspaniałą publicznością. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz