wtorek, 2 lipca 2013

A ja oddycham pod wodą, bo kocham to uczucie.

Właściwie to Victor Eric Howard Gurney. Zabawna historia. Imię dostał po matce, która nie mogła dość do porozumienia z mężem i rzucali monetą, jak nazwać swoje jedyne dziecko. Wypadła reszka, wygrała pani Bukowsky-Gurney. Jej mąż musiał wtedy obejść się jedynie drugim imieniem. Dobre i to. W międzyczasie dziadek, jedyny wówczas żyjący, dorzucił swoje trzy grosze i już zarezerwował po sobie trzecie imię.
Właściwie to urodził się drugiego września, ale minutę po północy, więc mógłby obchodzić urodziny równocześnie z wybuchem drugiej wojny światowej. Od tamtego dnia minęło piękne osiemnaście lat, nieokrągłe, obwite w wiele rozczarować, złych decyzji, zaskoczeń i szczęśliwych momentów. Życie jak każde inne. Od przedszkola, gdzie ściągnął koleżance majtki, przez podstawówkę, gdzie wbił sobie ołówek zbyt głęboko w nos, aż do szkoły średniej. Najpierw tej niższej, w której przeszedł piekło z nauczycielką matematyki, aż do liceum. No i masz, już jest seniorem. Jak ten czas szybko leci, Bożenko. 
Właściwie to mógłby szperać głębiej w swojej genealogii, żeby odkryć, kim tak naprawdę jest. Na pewno jego matka ma korzenie w Polsce i na Ukrainie. Na pewno ojciec kiedyś wspominał coś o śmiesznym, irlandzkim akcencie swojej babki. Gada, że skoro urodził się w Ameryce, to rubryka w dokumentach odnosząca się do pochodzenia powinna być o wiele dłuższa dla każdego człowieka. A tak, to mieści się jedno słowo: Amerykanin. No, a przecież byłoby tak zabawnie, gdyby wspomnieć coś o Irlandczykach! 
Właściwie to nie ma człowieka, który nie skojarzyłby sobie Victora Gurneya ze szkolną orkiestrą. O ile ktoś zadał sobie ten trud i poznał tego młodego dżentelmena, ha, pewnie zwrócił uwagę na jego mały, ale specyficzny bagaż. Kilka razy w tygodniu oprócz książek ma ze sobą flet poprzeczny. Nie jest jakimś wybitnym specjalistą w dziedzinie muzyki. Boi się nawet śpiewać pod prysznicem, pewny, że ma głos po swojej matce, która dzień w dzień rano wyje jak zarzynane prosię i twierdzi, że jej babcia chciała posłać ją do chóru parafialnego. Na flecie zaczął grać sześć lat temu, ot tak, żeby spróbować. Spodobało mu się i umie teraz dmuchnąć, żeby tu był ten, a tam tamten dźwięk. Nic trudnego, banalne jak prowadzenie rakiety. 
Właściwie to nigdy nie miał przyjaciela, który trzepnąłby go porządnie w twarz i powiedział: te, stary, ogarnij się, bo wkurza mnie to. O niektórych przywarach dowiadywał się całkiem przypadkiem. Na przykład, nie powinien tak często się uśmiechać. Ludzie akt życzliwości traktują jak szyderstwo. Może i mają rację. Szczerzenie zębów do koleżanki, która właśnie mówi, że jej pies umarł, nie jest wcale grzeczne. Nawet jeśli koleżanka nie wie, że się zamyśliłeś. To kolejny punkt. Mówisz, mówisz, nagle zawias. Tysiąc pomysłów na sekundę i zwiecha systemu. A oni myślą, że ich ignorujesz, co za ignoranci. 
Właściwie to za dużo używa słowa właściwie, ale i tak nie jest podłą osobą. To dobry chłopak, tak zawsze mawiał jego ojciec. Odrobinę zbyt narwany, niecierpliwy, gadatliwy i taki... kolorowy, ale dobry. Inteligenty też, chociaż oceny ma po prostu zwyczajne. Ale kto skupia się na szkole, skoro lepiej skosztować pięknych aspektów życia, zanim straci się młodość i wolność? Lepiej skoczyć ze spadochronu. Tak to pokochał, że gdyby nie koszty, robiłby to dzień w dzień. Już mniejszy entuzjazm ma do nurkowania, bo jakoś ma awersję jednak do ryb, ale i to zaliczył. Pierwszy pocałunek z dziewczyną - czternaście lat. Miała naprawdę spore piersi i w żaden sposób nie pasowała do swojej rodziny, z którą mieszkał wtedy po sąsiedzku. Prawiczkiem już dawno nie jest, chociaż nie żeby był jakimś psem na baby i dzień w dzień lądował w łóżku. Po pierwsze, on się nie ogranicza. Szuka nowych doświadczeń, if you know what I mean. Po drugie, kobiety trzeba szanować, bo gdyby nie kariera matki kucharki, ojciec biurokrata nigdy nie dorobiłby się tego pięknego mieszkania na poddaszu. I samochodu, którym i tak Victor nie zamierza jeździć. Lepszy rower, ot co. Chyba, że to zima. Wtedy najlepiej byłoby zapierniczać po ulicy na sankach, ale nikt nie pomyślał jeszcze o ścieżkach saneczkowych zamiast rowerowych na śnieżne dni. Psia mać, na co idą te podatki. 
Właściwie to nie trzeba dużo o nim opowiadać, by go zapamiętać. Co innego z zaprzyjaźnieniem się. Victor ma to do siebie, że lubi imprezować, lubi się wygłupiać i lubi przygody, więc nigdy nie wiadomo, czy traktuje cię na poważnie. Chyba, że naprawdę dobrze się poznaliście. Wzajemnie, bo jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom. Oko za oko, serce za serce. Przysługa za przysługę. Dobry film za dobry film, najlepiej coś absurdalnego albo disneyowskiego, ale do tego się nie przyzna. Zbyt wiele wstydliwych przyjemności, żeby można było o nich mówić otwarcie. W gruncie rzeczy, to wstydliwy i skryty chłopak. Tylko dużo gada. I nigdy nie ubierze krawata. 

______________________________________________________________________________
Właściwie to ta karta jest pisana bez ładu i składu, z marszu i z nudów. Victor to twór wieczornego, wakacyjnego, dobrego humoru. Mam nadzieję, że się tutaj razem odnajdziemy. Jestem chętny na wątki i powiązania, jakiekolwiek, w jakichkolwiek ilościach. Ostrzegam, mam ochotę zadziwić. A Gurney to już tym bardziej. 

25 komentarzy:

  1. [Chciałam jakiś watek, jakieś powiązanie, ale jedyne, co mi do głowy przyszło, to to, że Abbey mogłaby być tą koleżanką, co jej majtki ściągnął, także no... Jakieś pomysły może?]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  2. [No właśnie, to jest Kanada — z nią się w zasadzie nie da mieć negatywnych relacji. Jakby jej majtki ściągnął te lata temu, to może wtedy by zła była tak trochę, trochę bardzo nawet, ale pewnie szybko by jej przeszło. Mogłaby się za to do niego przylepić, czy coś, i wyciągać przeprosiny, bo mamusia to aż się za głowę złapała, więc to chyba źle. A jakby teraz było, to nie wiem, nie myślę już wcale. ._.
    W każdym razie, teraz na pewno nic by do niego nie miała, o.]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ła, mogłaby go nazywać Victorkiem w takim razie, skoro dobrzy znajomi. Jakby ją ładnie poprosił, to by poszła, bo nie dość, że życia własnego nie ma, to jeszcze pomoże w potrzebie niezależnie od tego, o co chodzi (w większości, się znaczy). Mogłaby nawet nie wiedzieć, kto się z kim chajta i w ostatniej chwili by się go o to pytała, to by było takie abigailowe, ale by poszła.
    Ale no, ten. Zacznij. Tak krótko nawet, wiesz, żeby Cię nie obciążać aż tak bardzo (w ogóle, ale ja zła jestem — nie dość, że myśleć musiałeś, to jeszcze do tego Cię wykorzystuję); chcę wiedzieć po prostu, na czym konkretnie stoimy, a to Twój pomysł i Ty wiesz najlepiej, więc może to być równie dobrze kilka zdań, ja się później rozpiszę w ramach rekompensaty. Może być? ;-;]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakby zapalił, to by jej teraz co najmniej nieprzyjemnie chuchnął w twarz. A ona nie lubiła, jak ktoś jej co najmniej nieprzyjemnie chuchał w twarz. W ogóle nie przepadała za papierosami, papierosy były fuj, nie wolno palić, a już zwłaszcza potem śmierdzieć tym świństwem i tak dalej, miałby u niej minusa jeszcze większego niż za te majtki, więc to chyba dobrze, że jednak oszczędził biedną staruszkę.
    Abigail serio się niczego nie spodziewała, jak tak sobie szła i zastanawiała się, czy ciasto czekoladowe, które upiekła wczoraj jej mama, naprawdę było czekoladowe, czy kakaowe. Jej życie było nudne jak flaki z olejem — wstawała, zjadała naleśnika z syropem klonowym, szła do szkoły, tam zwykle robiła albo mówiła coś głupiego, wracała i oglądała seriale do późnej nocy tylko po to, żeby następnego dnia zafundować sobie wreszcie coś nowego poprzez spóźnienie się na lekcje. W głowie jej się nawet nie mieściło, że taki Victor mógłby w ogóle za nią biec w takiej sprawie, mniejsza o to, że był to czysty przypadek. Ogólnie, to jak do niej podszedł, nawet się trochę wystraszyła, bo... bo to było dziwne po prostu, tyle w temacie. Do niej raczej chłopcy sami z siebie nawet się nie odzywali, także już w ogóle szok jeden wielki (no dobra, nie aż taki duży — w tym przypadku było o tyle dobrze, że jednak zamienili ze sobą od czasu do czasu parę słów, więc przynajmniej od zawału była daleko; chyba). A Victor to chyba pecha miał, bo tak mi się coś wydaje, że wszystkie jego pozostałe koleżanki były dużo bardziej warte zainteresowania niż ona i z pewnością zrobiłyby lepsze wrażenie na jego rodzinie.
    — Cześć — przywitała się, lekko unosząc kąciki ust i zadzierając głowę, coby mu w twarz patrzeć. I żeby ogarnąć, co się w ogóle dookoła niej dzieje, bo ją z zadumania nagle wziął i wyciągnął, ale jej nie wyszło ani jedno, ani drugie. — No. — Zdawkowa odpowiedź zawsze spoko, skoro jej wewnętrzny Kanadyjczyk nie pozwolił jej dodać jeszcze czegoś w guście ale ja w ogóle wolna jestem, zawsze i tak dalej, bo ja życie nie mam, więc po cholerę się głupio pytasz?
    Nie no, taka zawsze uprzejma i miła Abbey próbująca mu przywalić w twarz musiałaby wyglądać po prostu rozbrajająco, pomijając fakt, że taka sytuacja byłaby co najmniej mało prawdopodobna. Jak mu w przedszkolu wybaczyła i obyło się bez rzucania w niego klockami albo częściami domu dla lalek, to tym razem też nie może być źle, no nie?
    Ale ten jego słodki jak diabli uśmiech to akurat musiał być podejrzany.

    Majteczki w Kropeczki

    OdpowiedzUsuń
  5. [Bardzo fajny ten chłopaczek, więc może dałoby się jakiś wątek skombinować?]

    Laura

    OdpowiedzUsuń
  6. [U mnie Hurtsi są praktycznie wszędzie, począwszy od telefonu po karty postaci.
    Bardzo kulturalnie i ładnie podsunięcie pomysłu zrzuciłabym jednak na ciebie, ja za to mogę zacząć, bo to przychodzi mi łatwiej, aczkolwiek w razie czego może jakoś pomogę w wymyśleniu czegokolwiek.]

    Laura

    OdpowiedzUsuń
  7. [byłam pewna że odpisałam, ale albo komuś zostawiłam pod kartą, albo wypadło mi z głowy i w końcu nie opublikowałam.
    za wątkiem jestem jak najbardziej, miałam pomysł,że Victora Stan może lekko stuknąć samochodem, on będzie miał tylko kilka zadrapań, ale dajmy na to, że rower mocniej potrzaskany, albo mogą się spotkać na jakiejś średnio odpowiadającej standardom Stanleya imprezie.
    wiem, słabe, dlatego lepsze pomysły przyjmę i wtedy mogę spróbować zacząć. chyba że coś z powyższych Ci odpowiada]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [albo Stan może się przypatrywać próbie orkiestry po lekacjach, gdzieś z końca sali z nudów, bo nie śpieszy mu się do domu w którym siedzieć nie lubi]

      Usuń
  8. To znaczy, Abbey pod tym względem nie była aż tak fatalnym wyborem, fakt, poza tym na ogół była uprzejma i bal, bla, bla, więc przynajmniej zachowywałaby się chyba jako tako w towarzystwie, ale jednak mogło być lepiej, dużo lepiej. Bo mimo tego, że była miła, to jednak zawsze mogła palnąć coś skrajnie głupiego. Ogólnie to była mistrzynią w mówieniu czegoś skrajnie głupiego bez powodu i czekała tylko na złotą, połyskującą jak diabli nagrodę, coby miała czym półkę nad łóżkiem w swoim pokoju udekorować, no wiesz.
    Nie no, bez przesady, o co ją w ogóle posądzasz, jak tak można. Ona nie ma prześwitujących kiecek przecież (za majteczki w kropeczki jednakowoż nie odpowiadam, cholera jedna ją tam wie w zasadzie). Także no, może faktycznie nie będzie aż tak źle, jakby się mogło wydawać.
    To nie, to Jackson jedynie od czasu do czasu robiła wyliczankę, jak nie umiała się zdecydować, czy teraz zje czekoladę orzechową, czy taką z karmelem. Zwykle padało na orzechową, a ona się irytowała wtedy strasznie i koniec końców zjadała karmelową. Albo obie najlepiej, może pójdzie w cycki (ha ha ha, nie). Borze wszechlistny, jeżu kolczasty, biedak z niego w takim razie, jak padło na istny hit wśród porno dla gospodyń domowych po czterdziestce, nie ma co.
    — Czekaj, wesele? — Spodziewała się chyba wszystkiego, łącznie z powtórką z rozrywki (a więc stwierdzenie, że potrzebował jej na gwałt byłoby chyba z deczka bardziej adekwatne, tak sądzę; tak swoją drogą, to wreszcie miałaby powód do tego, żeby jednak komuś przyłożyć, jeju), ale zdecydowanie nie tego. To znaczy, w sumie to nie przychodziło jej jeszcze chwilę temu na myśl nic konkretnego, pojęcia nie miała, o co mogłoby mu chodzić, no ale wesele? Nie no, to było skrajnie dziwne. Zdaje się, że chłopaczyna popsuł jej monotonną codzienność, cholera. — Kto się chajta, eh? — Serio, to było pierwsze, co jej na myśl przyszło. — Nie mam za wiele kiecek, także no, wyboru wielkiego nie będzie. — A to drugie.
    Nie no, ona teraz w sumie mało myślała w ogóle, jakaś taka dwa razy bardziej otępiała się zrobiła niż zwykle, także nawet nie zastanawiała się nad tym, w jaki sposób dał jej do zrozumienia, że chyba ją zaprasza. Chyba. Albo żąda. Mniejsza o to. W każdym razie, na pewno się nie obrazi, jeżeli zostanie tak zapisana, serio.
    A jak wreszcie włączy jej się myślenie, to pewnie zacznie panikować, że nikogo przecież nie zna i w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubiła te piątkowe popołudnia, kiedy lekcje dobiegały końca, a ona w końcu mogła wrócić do domu, nie martwiąc się o odrobienie pracy domowej na jutrzejszy dzień. Nie była wybitną uczennicą z samymi piątkami: uczyła się na własnym poziomie, z którego starała się nie spadać, ale jak większość uczniów lubiła te wolne dni od szkoły, kiedy nie trzeba było wstawać wczesnym rankiem i martwić się o to, czy ktoś przypadkowo nie zrobi jakiejś niezapowiedzianej kartkówki, dlatego z końcem tygodnie i jednocześnie lekcji na jej twarzy gościł lekki uśmiech, tak jak to było chociażby dzisiejszego dnia. Aczkolwiek ten powrót do domu różnił się nieco od tych wcześniejszych, bo zazwyczaj wracała bez jakiś większych przygód.
    Wychodząc ze szkoły nie śpieszyła się jakoś szczególnie, po części również dlatego, że z protezą nie było to dla niej takie łatwe, ale nie chciała też przeciskać się przez tłum uczniów, którzy znikali ze szkoły tak szybko, jakby co najmniej się w niej paliło. Najwidoczniej tak działało na nich piątkowe popołudnie. Przemierzając jeden ze szkolnych korytarzy jej uwagę przykuł leżący nieopodal na ziemi futerał, którego oczywiście nie zamierzała tam zostawić, bo doszła do wniosku, że dla kogoś może to być rzecz naprawdę ważna, więc szkoda, by tak się poniewierało, więc w razie czego zawsze może odnieść je do pokoju nauczycielskiego, gdzie raczej powinien być bezpieczny. Podeszła do wspomnianej wcześniej rzeczy i schylając się, chwyciła pudełko jedną z dłoni, by następnie wyprostować się i oprzeć plecami o ścianę. Otwarła je i rzeczą, która znajdowała się w środku był flet: identyczny do tego, który posiadał Victor. Ta dedukcja spowodowała, że nie zamierzała zanieść zguby od razu do pomieszczenia, w którym przebywać mogli tylko nauczyciele, bo skoro rzeczywiście byłby to flet Gurneya to mogłaby mu go oddać osobiście. A prawdę mówiąc była niemalże pewna, że instrument jest własnością wspomnianego wcześniej chłopaka. Zamknęła ponownie futerał i podeszła do znajdującej się niedaleko ławki, na której oczywiście usiadła, by następnie położyć obok siebie pudło z instrumentem. Z plecaka zaś wyciągnęła telefon, w którym odszukała numer Victora, a następnie przycisnęła zielony guzik, który umożliwił jej dodzwonienie się do chłopaka. Właściwie nie było to takie trudne, bo już po trzech (o ile dobrze policzyła) sygnałach usłyszała jego głos. Tak na marginesie, to chyba ona była osobą, do której najciężej było się dodzwonić – niejednokrotnie słyszała, że łatwiej jest dodzwonić się do prezydenta niż do niej. Cóż, nie była uzależniona od używania telefonu, a i przez cały czas był wyciszony, więc takie komentarze wcale jej nie dziwiły.
    - Cześć Victor – powiedziała na przywitanie i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony kontynuowała dalej. - Na korytarzu w szkole znalazłam futerał z fletem i jestem niemalże pewna, że to twój, dobrze myślę? Jak tak, to mów gdzie jesteś, a ja ci go przyniosę – zaproponowała, bo zwrócenie mu zguby nie stanowiło dla niej większego problemu, zresztą gdyby tak było, nie zaproponowałaby tego. I prawdę mówiąc spodziewała się jakiejś zwyczajnej, w niczym niezaskakującej odpowiedzi, typu: kawiarnia niedaleko szkoły, plac przed nią, czy pobliski park, albo dom, ale to, co przyjdzie jej usłyszeć w odpowiedzi na pewno troszkę ją zaskoczy.

    Laura

    [Chyba może być?]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Ja na wątki ochotę mam zawsze więc pytać nawet nie trzeba ;) Masz może jakieś pomysły? ]

    D.Wagner

    OdpowiedzUsuń
  11. [Lubię długie wątki, a właściwie to długie komentarze, chociaż takie nie pasują do każdej sytuacji. Zresztą mogę pisać także i średnie, a nawet krótkie, potrafię się dostosować do drugiej osoby.
    Lubię także kłopoty, ale tylko wtedy, kiedy to nie ja w nie wpadam. Więc chętnie. A masz jakiś konkretny pomysł, co by tym problemem dla tych dwóch być mogło?]

    OdpowiedzUsuń
  12. [okey, mi pasuje. a relacja wyjdzie w trakcie;)]
    Powszechnie mówi się, że to rodzeństwo jest najbardziej wkurzające na świecie. Ten kto to wymyślił, nie mieszkał z kuzynami. Którzy w dodatku mieli wyjątkowo długi język i co chwile mówili swoim rodzicom, a od niedawna także opiekunom Stanleya, że robi się z niego odludek, nigdzie nie wychodzi. Tak więc miał w domu wyjątkową nagonkę na to, że nie może odcinać się od świata i że powinien wyjść do ludzi. Świetnie, jedno tylko pytanie - czy ktoś spytał go o to, czy ma w ogóle ochotę? Czy nie woli posiedzieć w domu pograć na konsoli? Poczytać książki? Pogapić się w sufit?
    Dla świętego spokoju wziął w końcu od kuzyna adres jakiegoś znajomego, który robi domówkę i obiecał się zjawić. Pojedzie, jak mu się nie spodoba pojeździ wieczorem po mieście. Obmyślał właśnie plan gdzie jeszcze nie jechał, a gdzie mogły by być wysokie ograniczenia prędkości, żeby bezpiecznie móc sobie poszaleć. W terenie zabudowanym tempo było wręcz ślimacze, co chwile światła, nie było co się rozpędzać - tym bardziej, że mu się nie śpieszyło. I całe szczęście, bo w końcu zamyślenie i prawdopodobnie brak uwagi ze strony jakiegoś gościa na rowerze zaowocowały nieprzyjemnym odgłosem gwałtownego hamowania i późniejszym zderzeniem, o sile na szczęście już nie zabójczej. Chociaż skończy się pewnie na tym, że przez jakiegoś ekologa na dwóch kółkach będzie miał problemy.
    Opanowanie. Przede wszystkim nie dać się nerwom i załatwić wszystko po cichu, jeśli nie potłukł się mocno to wszystko będzie w porządku.
    Wyszedł z samochodu pobieżnie oceniając szkody, na samochodzie na pierwszy rzut oka nic nie było widać, więc nie uderzył mocno. Hamulce sprawne znaczy się.
    -Żyjesz? -spytał, poniekąd niezbyt logicznie bo widział, że chłopak przed jego maską się rusza, jednak pytanie 'czy nic Ci się nie stało' wydawało się idiotyczne. Stuknął go właśnie samochód, oczywiście, że coś mu się stało.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zdziwiona jak diabli byłaby nawet, gdyby podszedł do niej jakiś kujon, co to wyraźnie byłby w niej zakochany od kilku lat, no wiesz, po prostu taki trudno myślący był z niej przypadek, co zrobisz. Taki szok to był jak odruch bezwarunkowy u niej, nieodłącznie szedł też w parze z tą jej przewspaniałą i bezcenną miną.
    Teraz trochę udało jej się unormować pod tym względem, uspokoiła się na chwilę, ale zaraz potem jeszcze dziwniej twarz wykrzywiła, odchyliła sie tak jakoś do tyłu, dłoń przyłożyła do ust, normalnie to była zawodowa poza na mój Boże, w co ja się ubiorę?!, jakby ją latami ćwiczyła, jakby po to tylko żyła.
    — Doba, spoko, twoja rodzina się chajta, eh. — Łał, to nawet całkiem nieźle brzmi. — I spoko, pójdę z tobą na te wesele, nie ma problemu, Victorku, później podziękujesz — tutaj machnęła na niego, wręcz lekceważąco, ręką — ale w co ja się ubiorę? — Ekhm, ta część zdania nie do końca była przeznaczona konkretnie dla niego. Raczej była takim otwartym stwierdzeniem, że najwytworniejszą damą to ona nie będzie, bo jedyne kiecki, które miała w szafie, to te białe, zwiewne, letnie, co to w nich jak nimfa normalnie wyglądała, czy coś takiego. To znaczy, oprócz tego była jeszcze jedna sukienka, ale ona stara była, sprzed roku chyba, a Abbey zaczęła jeść trochę więcej rzeczy super-tuczących-i-super-niezdrowych, także istniało prawdopodobieństwo, że się w to nie wciśnie. Wprawdzie nadal nie wyglądała źle, żeby nie powiedzieć, że do przeciętności jej nawet daleko było, ha, ale to jednak nie musiała być nadal iks eska. — W ogóle, widziałeś mnie kiedyś tańczącą? Albo dobrze ubraną? Albo dobrze ubraną i tańczącą równocześnie? — Nie no, nie ma co, to pewnie trudne zadanie, zupełnie jak chodzenie i żucie gumy w tym samym czasie.
    Ogólnie to włączył jej się właśnie tryb iście kobiecy i iście panikarski zarazem, wiadomo. Fakt, że nikogo w sumie z jego rodziny nie znała był dużo mniejszą tragedią w danej chwili niż to, że nie miała się w co ubrać, a jak ostatnio była na potańcówce, to prawie sobie zęby wybiła, bo jakoś tak nieumiejętnie nogę przez nogę przełożyła i... i wyszło jak wyszło. Zalet też pod uwagę nie brała, znaczy się tego, że wszystko darmowe będzie, no bo przecież jak ją skrytykują i będą mieć z czego się śmiać przez kolejne kilka lat, no to sorry, nawet dobre żarcie jej tego nie zrekompensuje.
    Chyba.
    Boże, tragedyja jedna wielka. Serio miło by jednak było, gdyby uprzedził ją jeszcze jeden dzień wcześniej, czy coś. Na zakupy by poszła (w sumie to nie, ale i tak byłoby miło).

    Abbey

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie był jedynym, który wybierał się dzisiaj na imprezę z założeniem, że będzie trzeźwy. Nie, żeby Stan był abstynentem, jednak od picia taniego alkoholu z bandą nieznajomych wolał nocną wycieczkę po prawie pustych ulicach,jaką miał zamiar sobie urządzić później. Miał zamiar, bo teraz to już nie wiadomo jak te plany będą wyglądać. Co zrobił by ojciec? Udawaj idiotę i nie odpowiadaj na żadne pytania bez adwokata.
    Ale nie przesadzajmy, może i wypadek, ale obejdzie się chyba bez wzywania władz, czy bógwie jeszcze kogo. Pomoc drogowa dla rowerzystów na szczęście nie istnieje.
    Zdziwił się trochę, że chłopak przeprasza. Nie wnikając już nawet kto w kogo wjechał, to on był poszkodowany, Stan najwyżej będzie musiał wypolerować maskę i nie będzie śladu.
    -Zgaduję, że oboje byliśmy nieco nieostrożni, dobrze, że się nie połamałeś - skrzywił się lekko zwracając teraz większą uwagę na rower. Daleko to on sobie nim już nie pojedzie, a co za tym idzie - on jest poniekąd zobowiązany do zajęcia się nim.
    -Masz jakieś zawroty głowy, mdli Cię? - podstawowe objawy wstrząsu mózgu, może mimo wszystko powinien zaproponować szpital?
    -Jeśli nie, to naszym największym problemem jest rower, nie jestem ekspertem, ale raczej go na miejscu nie odpalisz - krzywo się uśmiechnął zastanawiając się, czy dałby radę go jakoś wsadzić do samochodu. Może gdyby odczepić koła? Nie, otworzyć dach. Od razu mógł na to wpaść, w wersji cabrio na tylnym siedzeniu zmieści się na pewno.
    -Pakujemy rower i Cię podwiozę, proponowałbym szpital, chyba lepiej, żeby Cię ktoś obejrzał - może wolał nie wiedzieć czym spowodowana jest zbolała mina chłopaka? Kochał swoje dwa kółka, czy zaraz się przewróci i straci przytomność?
    Szpital, czy dom, nie ważne, byleby szybko zwinęli się ze środka drogi, nie tracił więc czasu, tylko wrócił do samochodu by otworzyć dach.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Mnie wpadło coś takiego: jako, że obaj są takimi typami, którzy pewnie czasem mają inne zdanie na pewne tematy niż dyrekcja, to szlaban oczywiście pasuje. Wymysliłem sobie, że w tej szkole znajduje się mała menażeria. Powiedzmy, że jakiś dar od absolwenta. W każdym razie obaj coś tam bym przeskrobali i karą byłoby wyczyszczenie ogromnego akwarium z jakimiś ciekawymi okazami ryb w tej menażerii. W trakcie wykonywania pracy chłopcy zaczęliby się wygłupiać/popisywać/kłócić i w efekcie zniszczyliby jakieś terraria i zwierzęta by się rozbiegły...
    Wolisz to czy jeden z tych pomysłów, które podałeś?]

    OdpowiedzUsuń
  16. [Ach, dziękuję; mam nadzieję, że zabawa będzie niezła. Chęci są zawsze i nawet ochota na rozpoczynanie, więc z tym nie będzie najmniejszego problemu, aczkolwiek nie omieszkam zapytać czy masz już może jakiś pomysł na wątek, czy raczej sama mam na coś wpaść (z czym rzecz jasna nie będzie problemu).]

    Jaylen

    OdpowiedzUsuń
  17. Zaskakujące było to, że tak po prostu się rozłączył, jednak żadnej wątpliwości nie podlegało to, że bardziej zadziwiające było to, gdzie właśnie znajduje się chłopak. Damska toaleta to chyba nie miejsce najczęściej odwiedzane przez chłopców, więc informacja o tym, że Victor znajduje się właśnie w tym, a nie innym miejscu była naprawdę szokująca. I oczywiście pierwszym pytaniem jakie jej się nasunęło było: ”co on tam w ogóle robi?”, no bo chyba miał jakiś konkretny powód, dla którego właśnie tam się znalazł. W pewien sposób ją to rozbawiło, bo wyobraziła sobie Gurneya siedzącego w jednej z kabin i rozważającego dwie opcje: wyjścia i narażenia się zarówno dziewczętom tam obecnym, jak i nauczycielom, czy siedzenia tam dopóki łaskawie nie opuszczą łazienki. Według niej żadna z tych opcji nie była zbyt dobra, ale z dwojga złego lepiej tam trochę posiedzieć i nie grabić sobie u nauczycieli. Teraz wychodziło jednak na to, że to ona ma być jego deską ratunku, choć jakoś nie miała pojęcia w jaki sposób pozbyć się z toalety obecnych tam dziewczyn – przynajmniej z jego wiadomości wywnioskowała, że takowe się tam znajdują. Przed skierowaniem się do łazienki wystukała jeszcze krótką wiadomość, którą następnie wysłała do chłopaka.
    Co cię w ogóle napadło, żeby chodzić do damskiego kibla? Już idę.
    Schowała telefon do jednej z kieszeni torby i podnosząc się zarzuciła ją na ramię, przy okazji zgarniając z ławki futerał z fletem należący do Gurneya. Kończąc zajęcia naprawdę nie przypuszczała, że będzie musiała pomagać komuś z wydostaniem się z damskiej toalety, ba, taki scenariusz nawet nie zrodziłby się w jej wyobraźni, bo takie rzeczy zdarzają się naprawdę rzadko, ale jeśli już mowa o Victorze to on miał chyba jakieś zdolności do znajdowania się w dziwnych i zarazem nieco zabawnych sytuacjach.
    We wspomnianym wcześniej miejscu znalazła się po około pięciu minutach, które jej koledze z pewnością bardzo się dłużyły, bo przecież przebywał w pomieszczeniu, z którego wydostać chciał się jak najszybciej, a wszystko jakoś strasznie się przedłużało. Wchodząc do środka jej uwagę od razu przykuły trzy dziewczyny żywo rozmawiające na temat koszykarskich przystojniaków, z którymi to chętnie by się umówiły i to pewnie o nich napomknął w wiadomości. Właściwie w środku znajdowało się kilka kabin, a nie mając pojęcia, w której znajduje się jej znajomy, najzwyczajniej w świecie musiała przejść obok każdej z nich, by w końcu przy jednej dostrzec małe, czerwone miejsce oznaczające tylko tyle, że ta toaleta jest właśnie przez kogoś zajęta. W tym przypadku doskonale wiedziała przez kogo. Jedyny problem w całej tej sytuacji stanowiły juniorki, które najwyraźniej nie zamierzały szybko się stąd wynieść, a ona miała sprawić, żeby jednak szybko się stąd zmyły. Naprawdę, czy nie było innych miejsc, do których Gurney mógł pójść? Przecież szkoła nie jest mała, a damski kibel to nie jedyne miejsce, w którym można się ukryć. Na litość boską, no! Co za człowiek...
    - Cześć dziewczyny – rzuciła, podchodząc do trzech nastolatek, które właśnie teraz skupiły swoją uwagę na jej osobie. Właściwie to nie miała pojęcia, co takiego może im powiedzieć, więc palnęła pierwszą lepszą rzecz, jaka nasunęła się jej na myśl. - Słyszałam, że rozmawiacie o naszych koszykarzach, a właśnie kilku z tych chłopców o was rozmawiało, pozytywnie oczywiście! Nie wiem nawet, czy nie czekają na was przed szkołą, wiecie, chyba wpadłyście im w oko. Ale ja wam nic nie mówiłam, nie chcę wyjść na plotkarę – rzuciła i w duchu modliła się, by to podziałało. I w jakiś dziwny sposób zadziałało, bo już po chwili opuściły pomieszczenie. Cóż, nie sądziła, że tak łatwo można coś komuś wmówić. Grunt, że sprawa załatwiona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Możesz wyjść – rzuciła i podeszła nieco bliżej kabiny, z której zaczął wychodzić chłopak. Szkoda tylko, że jego szczęście nie trwało długo, bo już po chwili szybko został wepchnięty do niej z powrotem, gdyż ktoś ponownie pojawił się w łazience. Niestety, tym razem tak łatwo tego kogoś się nie pozbędzie, bo tak się składa, że toalety dzielą również z nauczycielkami, a jedna z nich właśnie do nich zawitała. Cudownie.
      Do diabła! Nauczycielka przyszła. Jakbyś wyglądał jak kobieta, to by nie było problemu, a tak jeszcze sobie poczekasz.
      Naciśnięci przycisku wyślij spowodowało wysłanie kolejnego sms, pewnie mało optymistycznego dla niego. Tak w ogóle, pozbycie się nauczycielki to chyba dość trudna sprawa, a ona nie miała pomysłu nawet na jakąś banalną rozmowę.

      Laura
      [Wybacz, że to takie długie (i pewnie połowa to bezsensowne wodolejstwo), ale samo jakoś tak wyszło.]

      Usuń
  18. [Skoro tak mówisz, prawdopodobnie masz rację. Prawda, że masz jakiś pomysł? Bo ja bardzo chętnie zacznę.]

    Francesca

    OdpowiedzUsuń
  19. [Jeśli chodzi o relację, to, żeby nie szukać daleko, mogło się zacząć od ciastek z M&M'sami krótko po tym, jak Flea zaczęła szkołę. Bo niektóre matki czasem wciskają dzieciakom takie rzeczy i mówią "poczęstuj nowych znajomych". Na stołówce Frankie usiadła przy stoliku Victora, zupełnie nie łącząc go ze szkolną orkiestrą, wyciągnęła z plecaka te ciastka i od zamiaru zjedzenia ich samodzielnie powstrzymały ją mgliste wspomnienia dobrego wychowania. Przy częstowaniu mogła rzucić jakimś komentarzem na temat szkolnej rzeczywistości. Od tego czasu siadaliby razem (jak ja lubię ten pomysł...) wymieniali uwagi na temat liceum, robili zagadki "z jakiego filmu ten cytat" (mogliby grać na same filmy nieme) i trochę się kumplowali. A potem Flea robi głupią rzecz, czyli prosi Victora o pójście z nią na bal Sadie Hawkins i wszystko robi się bardzo niezręczne przez dłuższy czas.]

    Francesca

    OdpowiedzUsuń
  20. Ona nie powiedziała tego przecież po to, żeby to wszystko teraz wziął i odwołał, może nawet wręcz przeciwnie — już zaczęła się zamęczać tymi wszystkimi problemami, nie mógł od tak po prostu tego cofnąć, bo te nerwy by bezsensowne były, rozumiesz. Właśnie, zaprosił ją już, to idą razem, koniec, kropka. Co dalej to się jeszcze zobaczy, póki co histeryzuje. Ale będzie fajnie. Chyba.
    — Jedzenie jest spoko — mruknęła tylko pod nosem, mało myśleć nad swoją wypowiedzią i nad tym, jak bardzo może być ona wyrwana z kontekstu, no ale chodziło jej głównie o to, że tym żarciem w zupełności ją przekonał. Jedynie z wódką mógłby być problem, bo ona raczej dobrowolnie po alkohol nie sięga, no bo słaba głowa przecież. Ale się naje za darmo przynajmniej, ha.
    Jak usłyszała od niego o tych środkowoeuropejskich korzeniach, to o Niemcach pomyślała, bo to tak trochę bardziej jej zdaniem w centrum było, ale tam raczej się piwo chlało, także w domyśle ją natychmiastowo do Rosji (mniejsza o to, że to wcale nie środek, ona odruchowo skrótami myślała, o ile w ogóle myślała, w takich sytuacjach) przeniosło, żadna Polska czy jej najbliższe okolice, tylko od razu z grubej rury, Rosja i tyle. Mina jej tak jakoś zrzedła, że o Boże, że do Ruskich idzie, że oni są dziwni i to w ogóle jakaś inna rasa, nie ludzie. Że ją na amen zdemoralizują, że się uchleje i wyląduje w rowie. Panika w oczach, przerażenie na twarzy, wymowne spojrzenie na chłopaka... i jej przeszło w sumie. Bo sobie przypomniała, że europejski kontynent to nie tylko Hiszpania, Francja, Anglia, Niemcy i kawałek Rosji, że w sumie to wódkę chleją nie tylko Ruscy, ogólnie spokój zapanował w jej rozczochranej głowie. Uśmiechnęła się do niego, pokręciła głową na znak, że z kreacją to sobie jakoś poradzi i wyminęła go, odwracając jednak głowę.
    — Koło piątej, tak? Coś mi się uda wykombinować bez twojej pomocy, tak myślę.

    Abbey

    [NIE MAM POJĘCIA, CO NAPISAŁAM, głupoty pewnie jakieś, nie chcę za to odpowiadać. Przepraszam. :C]

    OdpowiedzUsuń
  21. [To ustalone. Który zaczyna?]

    OdpowiedzUsuń