sobota, 29 czerwca 2013



Just give me a breeze
The rebirth of the life
I'll finally pine, I'll finally



Louis Robertson
senior z lipca
kiedyś gruby i ambitny, teraz wszystkiego mu się odechciewa
kiedyś talent aktorski, teraz atleta matematyczny i nikogo to nie obchodzi
ratujcie mnie zanim zrobię coś nie tak


     Od dziesiątego roku życia nie jest fanem bostońskich Czerwonych Skarpet, od dwunastego roku życia cieszy się świetnym metabolizmem, teraz nadchodzą jego siedemnaste urodziny, które pewnie tak jak każde spędzi w domu wysłuchując ich wiecznych kłótni, bo Wayne i Janet dalej mieszkają ze sobą, lecz ze sobą nie śpią. Nie wiadomo o co im chodzi, bo kasa na mieszkanie dla jednego z nich by się znalazła, ale oni w ogóle są dziwakami. Pan Wayne Robertson jest robolem i mimo tak zwykłego zawodu, kiedy wraca z pracy do domu, zawsze znajdzie czas i chęci żeby dokupić kolejny antyk do swej wieloletniej kolekcji. Antyk - śmieć, bo ani tego odsprzedać, ani podziwiać. Pani Janet jest kobietą znerwicowaną, którą wiecznie trzeba się opiekować i która mimo młodego wieku lat czterdziestu siedmiu, choruje na kręgosłup. Z tego też powodu zmuszona jest wyładowywać swój ból na wszystkich domownikach.To nie ona wpadła na pomysł, aby z Bostonu przenieść się do Chicago i do tej pory porównuje rodzinny dom z brzydką kamienicą, w której aktualnie przyszło im mieszkać. Louis i pięcioro jego rodzeństwa nie narzeka, a przecież by mógł, jest najmłodszy z nich wszystkich.
    Takie dzieciaki jak on mają chyba najgorzej, nie licząc tych z nowotworem albo zapaleniem opon mózgowych. Wystarczy rzucić okiem na historię jego życia i dochodzi się do trochę przykrych wniosków, nasuwają się pytania niewymagające odpowiedzi: "co to za dzieciństwo on miał?" albo stwierdzenia niewygodne, acz zgodne z prawdą: "nigdy nie był na tyle nowy, aby ktoś zwrócił na niego uwagę, nie znał też dzieciaków na tyle, aby się spoufalać". Nigdy zresztą nie okazywał swojego zainteresowania szkolną śmietanką towarzyską, choć nigdy nią nie gardził otwarcie. Była to dla niego super liga, elita nie do wniknięcia i na przełomie lat w ogólniaku, zdążył nawyknąć do jej niedostępności. Skupił się na teatrze, choć z tego też z czasem zrezygnował (a było to tuż przed najważniejszym wydarzeniem w ciągu ostatniego roku szkolnego, po prostu dał sobie siana na godziny przed spektaklem), a teraz jest tylko matematycznym mózgiem, który pisze innym prace, ściągi, podsuwa własne testy, abyś tłuku mógł spisać, no i od wielkiego dzwonu daje się namówić na korepetycje. Trzyma się na uboczu jakby chcąc zachować między sobą a resztą świata pewną tajemnicę, której jednak nikt do tej pory nie miał pomysłu złamać. Dlatego też Louis ze szkoły wraca sam i to na piechotę, bo wielki z niego ekolog, któremu nie w smak transport miejski i dlatego też nigdzie nie wychodzi wieczorami, otępiale patrząc w kolorowe pudło, jedyny telewizor w domu i to taki z anteną, którą trzeba stymulować za pomocą własnych rąk, bo inaczej się nie da nic obejrzeć. Wielki fan różnych serii telewizyjnych, komiksów. Obecnie szuka pracy i chyba postawi budkę z lemoniadą tam za rogiem, żebyś mógł go minąć ozięble zerknąwszy przez ramię. Zakochany w pewnej Emily.

[Taki Lułi mi wyszedł, mam nadzieję, że da się go lubić, a nawet wplątać w jakieś mniej lub bardziej przyjemne powiązania. Witam szanowne państwo!]