poniedziałek, 31 grudnia 2012

Osiem "Naprawdę wolałbym, żebyś nie"

1. Naprawdę wolałbym, żebyś nie zachowywał się jak jakiś świętoszkowaty, fałszywie pobożny dupek, gdy opisujesz Mą Makaronową Doskonałość. Jeśli niektórzy ludzie nie wierzą we mnie, to trudno, nic się nie stanie. Naprawdę, nie jestem do tego stopnia próżny. Poza tym, nie chodzi o nich, więc nie zmieniaj tematu.
2. Naprawdę wolałbym, żebyś nie używał Mojego istnienia jako narzędzia do uciskania, ciemiężenia, karania, patroszenia lub bycia złośliwym wobec innych. Nie wymagam składania ofiar, a czystość jest niezbędna jeśli chodzi o wodę pitną, a nie o istoty ludzkie.
3. Naprawdę wolałbym, żebyś nie oceniał ludzi na podstawie tego, jak wyglądają lub jak się ubierają, jak mówią, lub... Dobra, po prostu bądź miły, OK? I wbij to do swojej tępej głowy: mężczyzna = człowiek. Kobieta = człowiek. To samo = to samo. Nikt nie jest od nikogo lepszy, chyba że mówimy o stylu. I przykro mi, ale to podarowałem kobietom i niektórym facetom, którzy widzą różnicę pomiędzy kolorem morskim a fuksją.
4. Naprawdę wolałbym, żebyś nie zaspokajał się w sposób, który obraża ciebie albo twojego ochoczego, zgodnego, pełnoletniego i dojrzałego psychicznie partnera. Odnośnie do tych, którzy mogliby protestować – myślę, że odpowiednim wyrażeniem jest „pierdolcie się”, chyba że uznają to za nieprzyzwoite. W tym wypadku mogą wyłączyć raz telewizor i iść dla odmiany na spacer.
5. Naprawdę wolałbym, żebyś nie sprzeciwiał się fanatycznym, sadystycznym, szowinistycznym i pełnym nienawiści poglądom innych NA CZCZO. Zjedz coś, a potem zabiegaj o pierdoły.
6. Naprawdę wolałbym, żebyś nie budował za miliony dolarów kościołów/świątyń/meczetów/kaplic dla Mojej Makaronowej Doskonałości, podczas gdy pieniądze lepiej wydać na (wybierz sam):
   1. Skończenie z biedą
   2. Leczenie chorób
   3. Życie w pokoju, namiętną miłość i obniżenie kosztów kablówki
Może jestem złożonym węglowodanowym wszystkowiedzącym istnieniem, ale w życiu cieszą mnie proste rzeczy. Wiem lepiej. Jestem STWÓRCĄ.
7. Naprawdę wolałbym, żebyś nie rozpowiadał ludziom wokół, że do ciebie przemawiam. Nie jesteś aż taki interesujący. Wylecz się z siebie. I mówiłem ci, żebyś kochał bliźniego, czy nie pojąłeś aluzji?
8. Naprawdę wolałbym, żebyś nie czynił bliźniemu, co tobie miłe, jeśli miłe są ci, hm, rzeczy, które wymagają mnóstwa skóry/smaru/wazeliny. Jednak jeśli miłe jest to też tej innej osobie (zgodnie z numerem 4), zajmij się tym, zrób zdjęcia, i do diaska, załóż kondom! Naprawdę, to kawałek gumy. Gdybym nie chciał, żeby było ci przyjemnie, gdy to robisz, dodałbym ci w tym miejscu kolce albo coś.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Ciekawostki




• Źle sypia. Męczć. Nieprzespane godziny nadrabia w szkole. W ławce, kawiarence lub na korytarzu. 


• Ma zimne dłonie. Zawsze. Nie ma na to wpływu ani temperatura na zewnątrz, ani ciepłe rękawiczki zimą. 

  • Własnoręcznie ozdobiła ściany swojego pokoju. Można odnaleźć na nich cytaty z ulubionych książek i piosenek Heather, jak również fotografie, bilety do kina lub szkice. 
  • Je bardzo dużo słodyczy. Tabliczka czekolady zastępuje jej drugie śniadanie w szkole. W domu natomiast zawsze chomikuje zapas batoników i słodkich deserów. 
  • W skrzypcach odnalazła życiową pasję. Poświęca im długie godziny, a miejsce ćwiczeń nie ma żadnego znaczenia. Gra wszędzie, zależnie od nastroju. 
  • Jest ateistką. Nie wierząc w ludzi nie potrafi uwierzyć w jakąkolwiek wyższą siłę. 

Charakter


Heather, po wielu latach mistrzowskiej gry aktorskiej, dopuszcza do głosu swoją prawdziwą osobowość. Uczy się jej, doskonali, choć nie jest skomplikowana. To w gruncie rzeczy prosta dziewczyna, sporadycznie podatna na wpływy otoczenia. Ów otoczenie obserwuje bardzo uważnie. Analizuje świat, którego część do niedawna stanowiła ona sama. Jest obrzydliwy, jest zaskakująco prostacki, pozbawiony chwil wytchnienia. Kult siły, ogromnych piersi, nagości, pieniędzy, korzyści. Rozmowy stały się męczące, kontakty towarzyskie pogłębiają ją w przekonaniu, iż jest zupełnie inna. Stoi z boku, zaciska usta, w których kłębi się przeraźliwy wrzask. Stała się samotniczką, po raz pierwszy doceniającą wagę własnego towarzystwa. To nie nieśmiałość, to nie wstyd. To sceptycyzm. To brak zaufania do ludzi, których zna od podszewki. Których światopogląd po dziś dzień odbija się głośnym echem w jej głowie. Może to hipokryzja. Może kolejny błąd. Może kolejne, nieszczęśliwe zdarzenie wpłynie na nią dość mocno, by zmieniła skórę.

Gdy zamyka oczy, marzy o ucieczce w nieznane. O bezkresnej wędrówce po dzikich ostępach. Minimalnie wyposażona. Sama. Zupełnie sama, zanurzona w przestrzeni niezmienionej przez człowieka. Przeżycie oczyszczające duszę niczym chłodny prysznic obmywający wieczorem zmęczone ciało. Z dala od znajomych twarzy, od dawnych przyjaciół kłujących nienawistnym spojrzeniem. Uwolniona od przerażająco chudego, wyniszczonego odbicia w lustrze, od podłużnej, lśniącej blizny szpecącej lewą łopatkę, od śladu igieł, od przeszłości. Zamknęła pewien rozdział w swoim życiu. Teraz czysta kartka czeka na zapełnienie ją wspomnieniami, których nie będzie się wstydzić. Których nie będzie żałować. Które udowodnią jej samej, że gdzieś tam, głęboko w szybko bijącym sercu tli się iskierka człowieczeństwa. Może lepsze oceny, może skrzypce, może brat, któremu nie potrafi spojrzeć w oczy, może matka, która się opamiętała. Potrzebuje pomocy, potrzebuje motywacji by silnie odbić się od dna, stanąć pewnie na nogach. Osoby, która przebije się przez mur, jaki zbudowała wokół siebie. Nie po to, by go zniszczyć, by pozbawić ją linii obrony. Po to, by samemu stać się dla niej tarczą.

Historia


Sąsiedzi kłaniali się nisko, ekspedientka w sklepie oferowała najświeższe towary w promocyjnej cenie, krewni przesyłali prezenty i składali częste wizyty. Rodzina Eisley była wzorcowa. Twarda reputacja, którą nie zachwiało żadne złe słowo. Złe słowa rodziły się za murami ich domu. Rodzice Heather  byli właścicielami firmy transportowej. Ich współpraca kulała. Co więcej, wzajemnie rzucali sobie kłody pod nogi. Rzadko spotykali się podczas wspólnych posiłków, rzadko spędzali wspólnie czas. Na domiar złego każde takie spotkanie kończyło się awanturą. Pieniądze, podział obowiązków, pieniądze, spiętrzony stos faktur, pieniądze, pieniądze, pieniądze. Kilkuletnia Heather znajdowała pocieszenie w ramionach starszego brata. Kontrolował jej oceny, dbał o właściwe towarzystwo, zrównoważoną dietę, poświęcał jej uwagę zawsze wtedy, kiedy tego potrzebowała. Przejął wszystkie obowiązki ojca i matki, a oni czuli się odciążeni z przywilejów prawdziwego rodzicielstwa. Jak długo nastoletni chłopiec mógł stanowić autorytet dla dorastającej panny? Tracił nad nią władzę z każdym rokiem.
Stała się nieznośnym, pyskatym dziewuszyskiem. Lęk pobudzany bezradnością i brakiem oparcia maskowała silnym makijażem i wyzywającymi strojami. Dodawała sobie lat, choć łajano ją za to zarówno w szkole, jak i poza nią. Przestała poczuwać się do obowiązków. Dla państwa Eisley to był ostateczny sygnał. Z ich córką działo się coś niedobrego, lecz i wtedy okazali się nieodpowiedzialnością. To minie powtarzali, dojrzewa, buntuje się, to zupełnie normalne. Dawali pieniądze zawsze, gdy wyciągała rękę. Pomiędzy nimi panowała wojna, a jednak nigdy nie podnieśli głosu na Heather. Dostała zielone światło. Brat nie miał dla niej znaczenia, nikt nie miał dla niej znaczenia.
Nie pamięta, z kim odbyła pierwszy stosunek seksualny. Nie pamięta, ile on miał lat, jak się nazywał. W jakim miejscu. Nie pamięta, jaki trunek, jaki narkotyk zamroczył wtedy jej umysł. To doskonała zabawa, nie wymagała zobowiązań. Każdego wieczoru poznawała nowych ludzi, rzadko wracała na noc do domu. Używała życia z zaskakującą swobodą, a brat był coraz bliższy rozpaczy. Coraz bardziej bezsilny. Zewsząd atakowały go gorące plotki na temat Heather. Potwierdzała je z uśmiechem. Guru w swoim towarzystwie. Pozostali dostrzegali w niej towar przetargowy.
Sytuacja osiągała swoje apogeum, gdy rodzina opuściła miasto. Tymczasowym miejscem zamieszkania został Nowy Jork. Nowe otoczenie nie zwiastowało wielkich zmian. Państwo Eisley, bardziej niż zwykle, pochłonięci byli pracą i interesami. Jeremy bezradnie rozkładał ręce. W ciepłą, letnią noc mogło dojść do tragedii. Samochód pędził pustą ulicą, zmuszając silnik do niewyobrażalnego wysiłku. Niezapięte pasy, ostry hamulec. Szum w głowie uniemożliwiał ocenę sytuacji. Maskował ból, ograniczał ruchy. Heather ocknęła się w szpitalu, nieświadoma zdarzenia, które miało miejsce dwa dni wcześniej. Złamana ręka, pęknięte żebro, poturbowane ciało paliły żywym ogniem. Byli przy niej wszyscy. W chwili, gdy ich wcześniejsze decyzje mogły odmienić los niejednego.
Po roku pobytu w Nowym Jorku Eisley'owie powrócili do Chicago, bogaci w nowe doświadczenia. Heather wzbudza zainteresowanie, być może większe niż ówczesne. Ubrana swobodnie. Kobieco lecz nie wyzywająco. Ognistoczerwone kosmyki włosów ustąpiły miejsca ich naturalnej barwie. Ostry makijaż zastąpiony czarną kredką podkreślającą subtelnie kontur oczu. Nie wychyla się. To, co mogło pozbawić ją najcenniejszego daru, jakim jest życie, odepchnęła od siebie. Niewłaściwych ludzi, niewłaściwe zachowanie, niewłaściwy byt. Pozostały tylko gryzące wyrzuty sumienia, ciekawskie spojrzenia i boleśniejsze niż przed rokiem, gorzkie słowa.